Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Kotuko pogładził ich spaśne i kudłate grzbiety i rzekł z uśmiechem:
— Aha! ZnalazÅ‚y żywność! Zdaje mi siÄ™, że nie od razu powÄ™drujemy do Sedny. Moja tornaÄ… przysÅ‚aÅ‚a mi tutaj te psiska! Choróbsko już je opuÅ›ciÅ‚o.
Przywitawszy siÄ™ z Kotukiem, oba psy — zmuszone przez kilka ostatnich tygodni sypiać, jadać i polować razem w przykÅ‚adnej zgodzie — natychmiast, jak na komendÄ™, rzuciÅ‚y siÄ™ sobie do gardÅ‚a i lepianka Å›nieżna staÅ‚a siÄ™ widowniÄ… okrutnej walki.
— GÅ‚odne psy nie żrÄ… siÄ™ z sobÄ…! — zauważyÅ‚ Kotuko.— One tu gdzieÅ› polowaÅ‚y sobie na foki. PrzeÅ›pijmy siÄ™ spokojnie, bo już na pewno bÄ™dziemy mieli pożywienie.
Gdy siÄ™ zbudzili, ujrzeli koÅ‚o wybrzeża wysepki otwartÄ… przestrzeÅ„ wodnÄ… — bo pokruszone kry dawno już pognaÅ‚y w stronÄ™ lÄ…du. Pierwszy odgÅ‚os morskiego przyboju jest prawdziwÄ… muzykÄ… dla ucha Inuita, gdyż zwiastuje nadchodzÄ…cÄ… wiosnÄ™. Kotuko i dziewczyna ujÄ™li siÄ™ za rÄ™ce i uÅ›miechnÄ™li siÄ™ do siebie. Wyraźny, donoÅ›ny huk przyboju pomiÄ™dzy lodami wskrzesiÅ‚ w nich
wspomnienie wypraw na reny i Å‚ososie oraz czarownego zapachu rozkwitajÄ…cej Å‚oziny. Gdy tak patrzyli, morze, pokryte szumowinami zweÅ‚nionej kry, zaczęło siÄ™ z wolna klarować, krzepnÄ…c znów pod tchnieniem mroźnego wichru, ale na widnokrÄ™gu rozlewaÅ‚a siÄ™ powódź jaskrawej czerwieni: odblask niewidocznej tarczy sÅ‚onecznej. SÅ‚oÅ„ce nie tyle wstawaÅ‚o, ile raczej ziewnęło sobie gÅ‚oÅ›no przez sen — boć jasność ta trwaÅ‚a zaledwie przez parÄ™ minut. W każdym razie byÅ‚a to już zapowiedź nowego okresu w roku. Oni to czuli oboje i byli spokojni o przyszÅ‚ość.
Szukając psów, Kotuko znalazł je w zażartej bójce nad świeżo ubitą foką, która właśnie ścigała ławicę ryb gnaną wiatrem. Była to pierwsza z dwudziestu czy trzydziestu fok, jakie w ciągu tego dnia wylądowały na wysepce, a zanim morze zamarzło z powrotem, już setki zuchwałych czarnych łbów foczych uwijały się po wolnych jeszcze od lodu płyciznach i mknęły w zawody z krą bujającą się po falującej toni.
Jakże miło było pożywiać się znowu foczą wątróbką, napełniać kaganki obficie tranem i przyglądać się płomieniowi strzelającemu na trzy stopy w górę. Ale skoro morze pokryło się ponownie lodową skorupą, Kotuko i dziewczyna obarczyli saneczki ciężkim ładunkiem, zmuszając psy do niebywałej wprost harówki, bo niepokoili się na myśl o tym, co też dzieje się w wiosce. Wichura
wciąż dawaÅ‚a siÄ™ tÄ™go we znaki, ale oni nic sobie nie robili z wszelkich trudów — boć Å‚atwiejszÄ… jest rzeczÄ… ciÄ…gnąć sanie naÅ‚adowane brzemieniem smacznego miÄ™siwa niż polować o gÅ‚odzie. DwadzieÅ›cia pięć zabitych fok zagrzebali na wszelki wypadek w lodzie koÅ‚o wybrzeża, po czym ruszyli poÅ›piesznie ku rodzinnemu osiedlu. Psy, dowiedziawszy siÄ™ od Kotuka, jaka je czeka nagroda, same wskazywaÅ‚y im drogÄ™, wiÄ™c choć nie byÅ‚o żadnych drogowskazów, jednakże po dwóch dniach gÅ‚oÅ›nym szczekaniem powitaÅ‚y wioskÄ™. Tylko trzy psy im odpowiedziaÅ‚y — albowiem wszystkie inne już od dawna byÅ‚y zjedzone. W chatach panowaÅ‚a niemal zupeÅ‚na ciemność, ale gdy Kotuko huknÄ…Å‚:
— Ojo! (gotowane miÄ™so) — odpowiedziaÅ‚o mu kilka sÅ‚abych gÅ‚osów. Gdy zaÅ› chÅ‚opak wszedÅ‚ do osady i chodzÄ…c od chaty do chaty, jÄ…Å‚ wyraźnie po imieniu nawoÅ‚ywać jej mieszkaÅ„ców, odkrzykiwano mu siÄ™ wszÄ™dzie bez zwÅ‚oki. Nie brakÅ‚o nikogo.