Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dodał, że wołanie go z podniesioną ręką przypomniało mu dawne aktorki, zwłaszcza operowe śpiewaczki, jak Emmy Destynn, Melba, Mariorie Lawrance, Muzio, Bori albo Theda Bara i Nita Naldi; wykrzykiwał te imiona z ogromnym zadowoleniem i Talita opuszczała rękę, potem znowu ją podnosiła prosząco. Eleonora Duse i naturalnie Vilma Banky, no dosłownie Greta Garbo, ależ jasne, i jedno zdjęcie Sary Bernhardt, które miał wklejone do zeszytu, kiedy był chłopcem, no i Karsawina, Bałaszewa, ech, kobiety, te odwieczne gesty, powtarzalność przeznaczenia, jakkolwiek w tym wypadku absolutnie nie był w stanie spełnić jej łaskawej prośby. Ferraguto i Kuka na cały głos wrzeszczeli każde co innego, aż do chwili, gdy Ovejero, który mimo sennej twarzy na wszystko zwracał uwagę, uciszył ich, żeby Talita mogła porozumieć się z Oliveira. Posunięcie, które nie doprowadziło do celu, Oliveira bowiem po raz siódmy wysłuchawszy prośby Magi, odwrócił się plecami i zobaczyli (jakkolwiek nie usłyszeli), że konwersuje z niewidzialnym Travelerem.
- Ni mniej, ni więcej, tylko by chcieli, żebyś podszedł do okna.
- No to pozwól mi, chociaż na sekundę. Przejdę pod sznurkami.
- Ani mowy. To jest ostatnia linia obrony; jeżeli ją przekroczysz, będziemy musieli walczyć wręcz.
- Niech będzie - zgodził się Traveler siadając. - No to bredź dalej, składaj na kupę te niepotrzebne wyrazy.
- Wcale nie niepotrzebne - oburzył się Oliveira. - Jeżeli chcesz tu dojść, nie musisz mnie prosić o żadne pozwolenie. Chyba jasno się wyrażam.
- Przysięgasz mi, że nie wyskoczysz?
Oliveira popatrzył na niego tak okrągłymi oczami, jakby Traveler był olbrzymią pandą.
- Nareszcie. Nareszcie kawa na ławę. Pomyśleć, że tam na dole Maga to samo sobie wyobraża. I ja, który myślałem, że mimo wszystko chociaż trochę mnie znacie!
- To nie Maga - powiedział Traveler. - Sam świetnie wiesz, że to nie Maga.
- To nie jest Maga - zgodził się Oliveira. - Sam świetnie wiem, że to nie jest Maga. A ty jesteś jak chorąży, jak herold ogłaszający kapitulację, powrót do domu i do porządku. Zaczynam na serio martwić się tobą, stary.
- Nie myśl o mnie - powiedział gorzko Traveler. - Zależy mi tylko na tym, żebyś dał mi słowo, że nie zrobisz tego idiotyzmu.
- Co ty wiesz, człowieku - powiedział Oliveira. - Przecież jeżeli skoczę, spadnę prosto do Nieba.
- Odsuń się, Horacio, i pozwól mi porozumieć się z Ovejerem. Jeszcze mogę tak wszystko załatwić, że jutro nikt nie będzie o tym pamiętał.
- Tego się nauczyłeś w podręczniku psychiatrii - powiedział Oliveira. - Jesteś pilnym uczniem i masz dobrą pamięć.
- Posłuchaj - powiedział Traveler. - Jeżeli nie pozwolisz mi podejść do okna, zmusisz mnie do otwarcia im drzwi, a to będzie gorsze.
- Mnie tam wszystko jedno. Wejść wejdą, ale wątpię, żeby doszli aż tutaj.
- Chcesz powiedzieć, że jeżeli będą próbowali cię ująć, rzucisz się przez okno?
- Może z twojego stanowiska tak to wygląda.
- Proszę cię... - powiedział Traveler robiąc krok w przód. - Czy ty nie czujesz, że to jakiś koszmar? Pomyślą, że naprawdę zwariowałeś, uwierzą, że rzeczywiście chciałem cię zabić.
Oliveira jeszcze trochę się przechylił w tył, a Traveler zatrzymał się na wysokości drugiej linii wodnistych miednic. Jakkolwiek kopnął wysoko w powietrze dwa kulkowce, nie posunął się o krok w przód. Wśród krzyków Tality i Kuki, Oliveira się powoli wyprostował i dał im uspokajający znak ręką. Traveler, zwyciężony, przysunął trochę bliżej krzesło i usiadł. Znowu rozległo się stukanie do drzwi, tym razem słabsze niż poprzednio.
- Nie łam sobie więcej głowy - powiedział Oliveira. - Jakiego wytłumaczenia szukasz, stary? Jedyną prawdziwą różnicą między tobą a mną jest w tej chwili to, że ja jestem sam. Dlatego lepiej będzie, jeżeli zejdziesz teraz pomiędzy swoich i pogadamy sobie przez okno, jak przystało na dobrych przyjaciół. Koło ósmej i tak mam zamiar się wynieść, Gekrepten czeka na mnie z racuszkami i mate.