Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Powiadasz, że skarżyła się na Romandę?
Siuan wzruszyła ramionami.
- Ponoć Romanda uparła się, że mamy zostać tutaj, zamiast pomaszerować do Tar Valon; tyle przynajmniej wywnioskowałam. Światłości, ta dziewczyna ma temperament jak rybołów w okresie godowym. Niemalże miałam ochotę chwycić ją za ramiona i potrząsnąć, no ale ona teraz nosi stułę, więc oczywiście... Cóż, skończę te wykłady i odcinam się od niej. Czy pamiętasz...?
Uśmiechając się w duchu, Siuan obserwowała, jak Lelaine połyka to wszystko razem z herbatą. Tak naprawdę ważne było tylko pierwsze zdanie. To o temperamencie to był jej własny pomysł, który mógł sprawić, że Opiekunki zaczną podchodzić trochę ostrożniej do Egwene. Podejrzewała zresztą, że to prawda. Ona sama nie miała już nigdy zostać Amyrlin i była dość mocno przekonana, że próby manipulowania Egwene są równie jałowe, jak jałowe bywały próby manipulowania nią samą w przeszłości i że będą równie bolesne w skutkach; niemniej jednak nauczanie Amyrlin, na czym polega bycie Amyrlin... Od dawna nie czekała na nic z większą niecierpliwością. Egwene al’Vere zostanie taką Amyrlin, przed którą będą się trzęsły trony.
- Ale co z moim blokiem? - spytała Nynaeve i Romanda spojrzała na nią krzywo. Znajdowały się w izbie Romandy w Małej Wieży; przyjmowała ją właśnie teraz, bo tak dyktował harmonogram opracowany przez Żółte. Muzyka i śmiech dobiegające z zewnątrz zdawały się irytować Żółtą siostrę.
- Dotychczas wcale nie byłaś taka chętna. Ponoć powiedziałaś Dagdarze, że ty też jesteś Aes Sedai i że ona powinna znaleźć jakieś jezioro, w którym mogłaby schłodzić głowę.
Nynaeve spąsowiała na twarzy. I jak tu wierzyć, że jej temperament da się okiełznać.
- Może właśnie sobie uświadomiłam, że wcale nie będzie mi łatwiej przenosić, mimo iż jestem Aes Sedai.
Romanda pociągnęła nosem.
- Aes Sedai. Czeka cię jeszcze długa droga, niezależnie... W takim razie dobrze. Coś, czego jeszcze nie próbowałyśmy. Poskacz sobie na jednej nodze. I mów przy tym. - Usiadła w fotelu obok łóżka, nadal się krzywiąc. - Proponuję, żebyś trochę poplotkowała. Gadaj o błahostkach. Na przykład, na jaki temat Lelaine chciała porozmawiać z Amyrlin?
Nynaeve przez chwilę wpatrywała się w nią z oburzeniem. Skakać na jednej nodze? Ależ to niedorzeczność! Z kolei jednak nie przyszła tu tak naprawdę z powodu swojego bloku. Podkasała spódnice i zaczęła skakać.
- Egwene... Amyrlin... nie powiedziała... wiele. Mówiła... o konieczności... pozostania w Salidarze... - Niech to się lepiej uda, bo inaczej Egwene usłyszy kilka stosownych słów, Amyrlin czy nie Amyrlin.
- Myślę, Sheriam, że ten będzie się lepiej nadawał-powiedziała Elayne, podając skręcony pierścień z niebieskimi i czerwonymi cętkami, wykonany z czegoś, co jeszcze tego ranka było kamieniem. Po prawdzie nie różnił się niczym od innych, które dotychczas zrobiła. Stały na uboczu, z dala od tłumu, w wylocie wąskiej uliczki rozświetlonej purpurowym słońcem. Za nimi popiskiwały skrzypce i łkały flety.
- Dziękuję ci, Elayne. - Sheriam schowała ter’angreal do mieszka przy pasie, nawet na niego nie patrząc. Elayne złapała ją podczas przerwy w tańcach; przez chłodny, typowy dla Aes Sedai spokój na twarzy Opiekunki przebijał wprawdzie lekki rumieniec, ale pod wpływem spojrzenia tych czystych, zielonych oczu pod Elayne zatrzęsły się nogi, jakby wciąż jeszcze była nowicjuszką. - Dlaczego mam uczucie, że to nie jedyny powód, dla którego przyszłaś się ze mną zobaczyć?
Elayne skrzywiła się, obracając pierścień z Wielkim Wężem na prawej dłoni. Prawa dłoń; koniecznie musiała teraz pamiętać, że ona też jest Aes Sedai.
- Chodzi o Egwene. O Amyrlin, chyba powinnam powiedzieć. Ona się martwi, Sheriam, a ja miałam nadzieję, że ty jej pomożesz. Jesteś Opiekunką, a ja nie wiedziałam, do kogo jeszcze mogłabym się udać. Zwłaszcza, że nie wszystko jest dla mnie jasne. Znasz przecież Egwene; ona by nie narzekała nawet wtedy, gdyby jej ucięto stopę. Wydaje mi się, że chodzi o Romandę, mimo iż, w rzeczy samej, wspomniała o Lelaine. Jedna albo obie były u niej, chyba po to, by porozmawiać o pozostaniu w Salidarze, przekonać ją, by jeszcze stąd nie wyruszać, bo to zbyt niebezpieczne.
- To dobra rada - wolno powiedziała Sheriam. - Nie wiem wprawdzie, o jakich to niebezpieczeństwach mówiły, ale sama bym jej to doradziła.
Elayne rozłożyła ręce w geście bezradności
- Ja wiem. Powiedziała mi, że jej o tym wspominałaś, ale... Nie wyraziła tego wprost, ale myślę, że ona trochę się boi tych dwóch. Wiem, że jest teraz Amyrlin, ale moim zdaniem przy nich czuje się jak nowicjuszka i chyba się obawia, że jeśli zrobi to, czego chcą siostry, nawet jeśli to coś słusznego, one potem będą się spodziewały, że następnym razem postąpi tak samo. Myślę... Sheriam, ona się chyba boi, że nie będzie potrafiła powiedzieć „nie” następnym razem, jeżeli teraz powie „tak”. I... i ja się też tego obawiam. Sheriam, ona jest Zasiadającą na Tronie Amyrlin; nie powinna zostać zdominowana przez Romandę albo Lelaine ani w ogóle przez nikogo. Tylko ty możesz jej pomóc. Nie wiem jak, ale tylko ty jesteś w stanie.
Sheriam długo milczała. Elayne przestraszyła się, że zaraz jej powie, iż gadała same bzdury.
- Zrobię, co będę mogła - powiedziała w końcu Sheriam.
Elayne stłumiła westchnienie ulgi, zanim sobie uświadomiła, że nie miałoby ono tutaj znaczenia.
Pochyliwszy się do przodu, Egwene wsparła ręce na brzegach miedzianej wanny i puszczała mimo uszu trajkotanie Chesy, która szorowała jej plecy. Marzyła o prawdziwej wannie, ale w rzeczy samej siedzenie w mydlanej wodzie, do której Chesa dodała kwietnego olejku, wywoływało dziwne odczucia po łaźniach parowych Aielów. Zrobiła już pierwszy krok jako Amyrlin, wydała rozkazy swej nielicznej armii i przystąpiła do ataku. Przypomniała sobie, jak Rhuarc powiedział kiedyś, że kiedy bitwa się już zacznie, to jej przywódca traci realną kontrolę nad przebiegiem zdarzeń. Teraz musiała już tylko czekać.
- Ale i tak uważam, że Mądre byłyby dumne - powiedziała cicho.
ROZDZIAŁ 15
NAGŁY CHŁÓD