Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Perrin, nie uważasz, że na moim materacu z gęsiego puchu będzie ci wygodniej niż na twardej podłodze? Przyniosę ci trochę mego ciasta z cynaderkami, skoro tylko zapakujemy cię do łóżka. Musisz być głodny, przecież zeszłego wieczora nie jadłeś kolacji. Chodź. Pozwól zaprowadzić się na górę.
Odpychając jej dłonie, wstał o własnych siłach. No dobrze, wspierając się o ścianę. Miał wrażenie, jakby w jego ciele zabrakło połowy mięśni. Uparty jak kozioł? Nigdy w życiu nie bywał uparty jak kozioł.
- Pani al'Vere, czy mogłaby pani kazać Hu albo Tadowim osiodłać Steppera?
- Kiedy się poczujesz lepiej - odparła, starając się pchnąć go w stronę schodów. - Nie sądzisz, że przydałaby ci się odrobina odpoczynku?
Faile ujęła go pod drugie ramię.
- Trolloki! - Rozległ się na zewnątrz krzyk, stłumiony przez ściany gospody, a po chwili niczym echo słychać było wszędzie: - Trolloki! Trolloki!
- Dzisiaj nie powinieneś się nimi przejmować - oznajmiła pani al'Vere głosem zdecydowanym i uspokajającym jednocześnie. Aż zazgrzytał zębami. - Aes Sedai znakomicie sobie ze wszystkim poradzą. Za dzień lub dwa będziesz mógł wstać już z łóżka. Zobaczysz.
- Mój koń - powtórzył, starając się uwolnić. Ale musiały wczepić się naprawdę mocno w jego rękawy, wszystko, na co było go stać, to tylko bezradne szamotanie się w ich objęciach. - Na miłość Światłości, czy przestaniecie mnie szarpać i pozwolicie pójść do konia? Dajcie mi spokój.
Spojrzawszy w jego twarz, Faile westchnęła i uwolniła ramię.
- Pani al'Vere, czy zadba pani, aby osiodłano mu konia i przyprowadzono pod drzwi gospody?
- Ależ, moja droga, on naprawdę potrzebuje...
- Proszę, pani al'Vere - twardo powtórzyła Faile. I mojego konia również.
Obie kobiety spojrzały po sobie, jakby jego w ogóle nie było przy nich. Na koniec pani al'Vere pokiwała głową.
Perrin zmarszczył brwi i patrzył za nią, gdy przemierzała wspólną salę, a potem zniknęła w kuchennych drzwiach, kierując się do stajni. A cóż takiego innego powiedziała Faile, niż on przedtem rzekł? Odwrócił się do niej i spytał:
- Dlaczego zmieniłaś zdanie?
Wpychając mu koszulę w spodnie, mamrotała coś pod nosem. Bez wątpienia nie były to słowa, które miał usłyszeć albo zrozumieć.
- Nie muszę mówić, nieprawdaż? Kiedy on jest zbyt uparty, aby widzieć wszystko we właściwy sposób, muszę kusić go miodem i ciasteczkami, nieprawdaż?
Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem, w którym z pewnością nie było odrobiny miodu, potem jednak zaraz na jej twarzy pojawił się uśmiech tak słodki, że aż się cofnął.
- Moje drogie serduszko - omal nie zakwiliła, poprawiając mu kaftan. - Cokolwiek tam się na zewnątrz dzieje, spodziewam się, że uda ci się prosto utrzymać w siodle i żaden trollok nie zrobi ci krzywdy. Tak naprawdę, to nie masz zamiaru dzisiaj walczyć z trollokami, nieprawdaż? Może jutro. Proszę, pamiętaj, że jesteś generałem, przywódcą i symbolem dla swoich ludzi, podobnie jak ten sztandar przed gospodą. Kiedy staniesz sobie z boku, w miejscu, gdzie każdy będzie mógł cię widzieć, z pewnością natchnie to otuchą ich serca. A dużo łatwiej zobaczyć, co należy zrobić, i wydać odpowiednie rozkazy, stojąc w jakimś spokojnym miejscu, niż znajdując się w wirze bitwy.
Podniosła jego pas z podłogi i zapięła mu na biodrach, uważnie sprawdzając, czy topór dobrze leży w pętli. Zatrzepotała doń rzęsami!
- Proszę, obiecaj mi, że tak zrobisz.
Miała rację. Nie wytrzymałby dwóch minut walki z trollokiem. Nie więcej niż dwie sekundy przeciwko Pomorowi. I niezależnie od tego, jak bardzo nie miał ochoty się do tego przyznać, nie przejechałby nawet dwóch mil, gdyby postanowił ścigać Gaula i Loiala.
"Głupi ogirze. Jesteś pisarzem, nie bohaterem".
- W porządku - powiedział. Nagle podejrzliwa myśl przemknęła mu przez głowę. Ten sposób, w jaki pani al'Vere i Faile rozmawiały za jego plecami, te wszystkie porozumiewawcze mrugnięcia. - Nie potrafię ci odmówić, kiedy się tak pięknie uśmiechasz.
- Jestem zadowolona. - Wciąż uśmiechając się, wygładziła jego kaftan, strzepnęła nitkę bandaża, której sam nawet by nie dostrzegł. - Jeśli będziesz zachowywał się inaczej, a uda ci się przeżyć, zrobię to, co ty mi zrobiłeś pierwszego dnia w Drogach. Nie przypuszczam, żebyś był na tyle silny, aby mnie powstrzymać. - Ten uśmiech znowu rozbłysnął na jej twarzy, jedna wielka wiosna i słodycz. - Zrozumiałeś?
Wbrew własnej woli zachichotał.
- Brzmi tak, jakbym lepiej zrobił, pozwalając się zabić.
Nie wyglądała na szczególnie rozbawioną.
Hu i Tad, szczupli stajenni, przyprowadzili Steppera oraz Jaskółkę wkrótce po tym, jak wyszli z gospody. Wszyscy mieszkańcy wioski zebrali się na jej przeciwległym krańcu, za Łąką, na której pasły się gęsi i krowy i ponad którą szkarłatno-biały sztandar z wilczym łbem powiewał w porannej bryzie. Kiedy tylko Perrin i Faile dosiedli koni, obaj stajenni, nie odezwawszy się ani słowem, również pobiegli w tę stronę.