Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie rozpoczęli jeszcze pracy, kiedy wrócili Solaris i Tremane; Mroczny Wiatr powiedział w myślmowie do Elspeth, że skoro nie widać ran ciętych ani innych śladów walki, rozmowy zapewne zakończyły się sukcesem. Żadne z nich nic nie powiedziało i oboje zachowywali się tak, jakby nie chcieli dyskutować o tym, co się wydarzyło.
Mimo usilnych starań tego dnia nie wyszli poza podstawowe fazy pracy - podobnie jak przez kilka kolejnych dni. Jedynie Tremane nie spędzał całego czasu na badaniach i testach; Solaris tajemniczo poinformowała ich, że nie musi, gdyż będzie potrzebny dopiero przy testowaniu opracowanego już rozwiązania. Cokolwiek zaszło między nimi, bardzo oczyściło atmosferę, gdyż Solaris przestała dokuczać mu kąśliwymi uwagami i czasami traktowała go nawet dość przyjaźnie.
Może - bez ironii - dyscyplina i metody pracy, których nauczyli się od mistrza Levy'ego i innych mistrzów rzemiosł, pomogły im logicznie podejść do magii, rozłożyć ją na części i zastosować znane im prawa, a w rezultacie - dotrzeć do zasad rządzących nią. W końcu mieli wszystkie elementy układanki; dzięki Mrocznemu Wiatrowi dowiedzieli się, w jaki sposób można zmusić ognisko do zachowywania się jak bardzo słaby kamień-serce oraz - jak połączyć go z samowystarczalnym zaklęciem. W przeciwieństwie do kamieni-serc Tayledrasów, ogniska mogły podtrzymywać tylko jedno takie zaklęcie - jednak to w zupełności wystarczało. Wiedzieli, jak wykorzystać energię ziemi do zasilania drugiego zaklęcia, które miało kontrolować pierwsze, stawiające kolejną osłonę natychmiast po załamaniu się najbardziej zewnętrznej warstwy. Teraz pojawiło się pytanie, na które nie znali odpowiedzi, o ile nie znali jej Solaris i Tremane: jak jednocześnie dotrzeć do wszystkich ognisk. Wtedy do grupy dołączył wreszcie Tremane.
- Związanie z ziemią - powiedział krótko. - Każda Dolina Tayledrasów może kontrolować przylegające do niej ogniska, Solaris zajmie się ogniskami w Karsie, król Rethwellanu - w jego kraju i tak dalej. Ci władcy będą musieli poddać się rytuałowi, lecz bogowie wiedzą, że jest on prosty i natychmiast po jego zakończeniu monarcha będzie w stanie chronić swoje ogniska.
Elspeth spojrzała na niego z ukosa, ale ojciec Janas kiwnął głową.
- Tak myślałem - powiedział z satysfakcją. - To jeden z nielicznych przypadków, kiedy król może wpływać na ziemię, a nie odwrotnie.
- Nie cieszę się na tę myśl - dodał z goryczą Tremane. - Kiedy przeniesiemy to na kolejny poziom i włączymy cały kraj, będzie to bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Jednak nie zabije mnie, a wolę przez tydzień odzyskiwać po nim siły, niż pozwolić, by moi poddani musieli zmierzyć się choćby z jednym skażonym ogniskiem. Zatem wypróbujmy tą teorię na pojedynczym ognisku znajdującym się najbliżej Shonaru, a potem, jeśli będzie działała, obejmiemy nią cały Hardorn.
Ton jego głosu dał Elspeth powód do przypuszczenia, że skutki testu obejmującego cały kraj będą czymś więcej niż tylko “bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem”; miała wrażenie, że Tremane będzie musiał zebrać całą swoją odwagę. Jednak nic nie mogła na to poradzić. Doskonale wiedziała, że jej matka i Solaris w takim samym przypadku poświęciłyby się bez namysłu, jak każdy dobry władca.
Test na pojedynczym ognisku był o wiele łatwiejszy, niż przypuszczała Elspeth; najpierw osadzili zaklęcie kontrolne, potem w samo ognisko włączyli zaklęcie łączące je z zaklęciem osłon. Tego mógł dokonać tylko adept, zatem zrobił to Mroczny Wiatr, jako najbardziej doświadczony w tym rodzaju magii podczas gdy Solaris obserwowała go w wielkim skupieniu.
Kiedy wszystko było gotowe, Mroczny Wiatr uruchomił zaklęcie, tuż przed nadejściem następnej burzy.
Gdyby Elspeth nie “oglądała” tego przez cały czas, nie uwierzyłaby, że to możliwe - w jednej chwili ognisko znikło, a zamiast niego pojawiło się osłonięte miejsce, do którego wpadały linie mocy, lecz nic nie wypływało. Wtedy rozpętała się burza i wszyscy musieli przeczekać jej skutki.
Kiedy doszli do siebie i mogli znów coś zobaczyć, ognisko wyglądało dokładnie tak, jak przed burzą - osłonięte i bezpieczne. Tremane wyglądał jak człowiek, który jednocześnie otrzymał wspaniałą i niewiarygodnie złą nowinę.
- Cóż - odezwał się. - Wiemy, że to działa.
- Kiedy będziesz chciał objąć osłoną cały Hardorn? - zapytał Janas łagodnie.
- Zaraz - odparł zdecydowanie Tremane. - Następna burza ma nadejść dziś w nocy, a nie chcę zastanawiać się nad tym w nieskończoność.
Solaris wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.
- Tremane Gyfarr Pendlesonie z Lynnai, nie próbuj bawić się w męczennika! Będziesz musiał przejść to, co ja, książę Daren z Valdemaru, Faramentha z Rethwellanu i ktokolwiek jest tam królem - z Iftelu...
- Pierwszy Syn Vykaendysa - Bryron Hess - podpowiedział Tashiketh.
- Syn Słońca w Iftelu, pół tuzina Sokolich Braci i przynajmniej jeden Shin'a'in - dokończyła Solaris.
Nie wspominając o innych władcach, do których uda nam się dotrzeć, a których ziemie są również zagrożone - poparł ją Hansa. - Zanim się to skończy, wielu przywódców będzie miało straszliwy ból głowy.
- Właśnie! Nie będziesz sam, a chociaż możesz się bać z powodu słusznego poczucia winy za to, co uczyniłeś kiedyś, mogę cię zapewnić, że ziemia nie pozwoli ci umrzeć! - Solaris wstała, przepełniona gniewem i jeszcze innymi uczuciami, których Elspeth nie potrafiła określić. - Jeśli się boisz, bądź mężczyzną, przyznaj się do tego i pozwól nam pomóc sobie! Powinieneś wiedzieć, że jeśli boisz się za bardzo, ziemia będzie stawiała opór. Wtedy jej nie przekonamy, gdyż ona słucha ciebie.