Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- Ha, ha, ha! - W śmiechu Marcusa nie było ani odrobiny wesołości...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...W stosunku do Willa krewni Michiko okazywali milczącą pogardę, widzieli w nim wroga, to było uwłaczające, ale bardziej zabolała go pogarda, z jaką potraktowali...panowała ciemno , bo nie było okna, kopciły wieczki; my lałem, e pr d kaput, w ko cu nawet u nas, w Warszawie, wył czaj , gdy brak energii, albo e te pod mod , taki...Było to w roku 1860 i 1861, kiedy mój stryj rozpoczął właśnie praktykę lekarską i przed wyruszeniem na front sporo usłyszał o tych wydarzeniach od swoich...– Zala Embuay? – spytałem, najbardziej oficjalnym tonem, na jaki mnie było stać...Pokój! Dalsza służba w dyplomacji i policji! Lecz czyż nie jest to zmarnowanie dwóch trzecich armii? Po pierwsze, dla nikogo nie było tajnym, że wśród wojska,...15~lO PIACIE KOODZIEJU v I TAJEMNICZYCH WDROWCACHgwarno byo tego dnia w chacie oracza i koodzieja Piasta...poczciwy Chapsal i Noël dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobności ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by było...Słońce było już wysoko, jego promienie odbijały się od połaci żużlu na wypalonych terenach i przywracały do życia chorowitą zieleń rosnących na obrzeżach...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nie rozpoczęli jesz­cze pracy, kiedy wrócili Solaris i Tremane; Mroczny Wiatr powiedział w myślmowie do Elspeth, że skoro nie widać ran ciętych ani innych śladów walki, rozmowy zapewne zakończyły się sukcesem. Żadne z nich nic nie powiedziało i oboje zachowy­wali się tak, jakby nie chcieli dyskutować o tym, co się wyda­rzyło.
Mimo usilnych starań tego dnia nie wyszli poza podstawowe fazy pracy - podobnie jak przez kilka kolejnych dni. Jedynie Tremane nie spędzał całego czasu na badaniach i testach; Solaris tajemniczo poinformowała ich, że nie musi, gdyż będzie potrzeb­ny dopiero przy testowaniu opracowanego już rozwiązania. Co­kolwiek zaszło między nimi, bardzo oczyściło atmosferę, gdyż Solaris przestała dokuczać mu kąśliwymi uwagami i czasami traktowała go nawet dość przyjaźnie.
Może - bez ironii - dyscyplina i metody pracy, których nauczyli się od mistrza Levy'ego i innych mistrzów rzemiosł, pomogły im logicznie podejść do magii, rozłożyć ją na części i zastosować znane im prawa, a w rezultacie - dotrzeć do zasad rządzących nią. W końcu mieli wszystkie elementy układanki; dzięki Mrocznemu Wiatrowi dowiedzieli się, w jaki sposób można zmusić ognisko do zachowywania się jak bardzo słaby kamień-serce oraz - jak połączyć go z samowystarczalnym zaklęciem. W przeciwieństwie do kamieni-serc Tayledrasów, ogniska mogły podtrzymywać tylko jedno takie zaklęcie - jednak to w zupełności wystarczało. Wiedzieli, jak wykorzystać energię ziemi do zasilania drugiego zaklęcia, które miało kontro­lować pierwsze, stawiające kolejną osłonę natychmiast po zała­maniu się najbardziej zewnętrznej warstwy. Teraz pojawiło się pytanie, na które nie znali odpowiedzi, o ile nie znali jej Solaris i Tremane: jak jednocześnie dotrzeć do wszystkich ognisk. Wtedy do grupy dołączył wreszcie Tremane.
- Związanie z ziemią - powiedział krótko. - Każda Do­lina Tayledrasów może kontrolować przylegające do niej ogni­ska, Solaris zajmie się ogniskami w Karsie, król Rethwellanu - w jego kraju i tak dalej. Ci władcy będą musieli poddać się rytuałowi, lecz bogowie wiedzą, że jest on prosty i natychmiast po jego zakończeniu monarcha będzie w stanie chronić swoje ogniska.
Elspeth spojrzała na niego z ukosa, ale ojciec Janas kiwnął głową.
- Tak myślałem - powiedział z satysfakcją. - To jeden z nielicznych przypadków, kiedy król może wpływać na ziemię, a nie odwrotnie.
- Nie cieszę się na tę myśl - dodał z goryczą Tremane. - Kiedy przeniesiemy to na kolejny poziom i włączymy cały kraj, będzie to bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Jednak nie zabije mnie, a wolę przez tydzień odzyskiwać po nim siły, niż pozwolić, by moi poddani musieli zmierzyć się choćby z jednym skażonym ogniskiem. Zatem wypróbujmy tą teorię na pojedynczym ogni­sku znajdującym się najbliżej Shonaru, a potem, jeśli będzie działała, obejmiemy nią cały Hardorn.
Ton jego głosu dał Elspeth powód do przypuszczenia, że skutki testu obejmującego cały kraj będą czymś więcej niż tylko “bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem”; miała wrażenie, że Tremane będzie musiał zebrać całą swoją odwagę. Jednak nic nie mogła na to poradzić. Doskonale wiedziała, że jej matka i Solaris w takim samym przypadku poświęciłyby się bez namysłu, jak każdy dobry władca.
Test na pojedynczym ognisku był o wiele łatwiejszy, niż przypuszczała Elspeth; najpierw osadzili zaklęcie kontrolne, po­tem w samo ognisko włączyli zaklęcie łączące je z zaklęciem osłon. Tego mógł dokonać tylko adept, zatem zrobił to Mroczny Wiatr, jako najbardziej doświadczony w tym rodzaju magii podczas gdy Solaris obserwowała go w wielkim skupieniu.
Kiedy wszystko było gotowe, Mroczny Wiatr uruchomił zaklęcie, tuż przed nadejściem następnej burzy.
Gdyby Elspeth nie “oglądała” tego przez cały czas, nie uwie­rzyłaby, że to możliwe - w jednej chwili ognisko znikło, a za­miast niego pojawiło się osłonięte miejsce, do którego wpadały linie mocy, lecz nic nie wypływało. Wtedy rozpętała się burza i wszyscy musieli przeczekać jej skutki.
Kiedy doszli do siebie i mogli znów coś zobaczyć, ognisko wyglądało dokładnie tak, jak przed burzą - osłonięte i bez­pieczne. Tremane wyglądał jak człowiek, który jednocześnie otrzymał wspaniałą i niewiarygodnie złą nowinę.
- Cóż - odezwał się. - Wiemy, że to działa.
- Kiedy będziesz chciał objąć osłoną cały Hardorn? - zapytał Janas łagodnie.
- Zaraz - odparł zdecydowanie Tremane. - Następna burza ma nadejść dziś w nocy, a nie chcę zastanawiać się nad tym w nieskończoność.
Solaris wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.
- Tremane Gyfarr Pendlesonie z Lynnai, nie próbuj bawić się w męczennika! Będziesz musiał przejść to, co ja, książę Daren z Valdemaru, Faramentha z Rethwellanu i ktokolwiek jest tam królem - z Iftelu...
- Pierwszy Syn Vykaendysa - Bryron Hess - podpowie­dział Tashiketh.
- Syn Słońca w Iftelu, pół tuzina Sokolich Braci i przynaj­mniej jeden Shin'a'in - dokończyła Solaris.
Nie wspominając o innych władcach, do których uda nam się dotrzeć, a których ziemie są również zagrożone - poparł ją Hansa. - Zanim się to skończy, wielu przywódców będzie miało straszliwy ból głowy.
- Właśnie! Nie będziesz sam, a chociaż możesz się bać z powodu słusznego poczucia winy za to, co uczyniłeś kie­dyś, mogę cię zapewnić, że ziemia nie pozwoli ci umrzeć! - Solaris wstała, przepełniona gniewem i jeszcze innymi uczu­ciami, których Elspeth nie potrafiła określić. - Jeśli się boisz, bądź mężczyzną, przyznaj się do tego i pozwól nam pomóc sobie! Powinieneś wiedzieć, że jeśli boisz się za bardzo, ziemia bę­dzie stawiała opór. Wtedy jej nie przekonamy, gdyż ona słucha ciebie.