Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Jak ci na imię, pięknotko?Odpowiedziała mi niskim głosem:– Na imię mi Merit i nie jest tu w zwyczaju nazywać mnie pięknotką, jak to robią...– A tutejsiście? – Nie – odpowiedział na migi starzec – Zaś może z Mazowsza? – Tak...RegułyJeśli przyjrzysz się specjalizacji char_traits dla typu wchar_t, zauważysz, że jest onpraktycznie identyczny jak odpowiednik dla typu char:4...Nie znosił symulowania ataku kryszain, straszliwego bólu gło­wy połączonego z uczuciem dezorientacji, nie mającego odpowied­nika w jakiejkolwiek...– Nie jestem pewien – odpowiedział Fenton...Renę Mallibeau, najbardziej zapalony winiarz kolonii, wciąż nie znalazł dla swoich winnic terenu o odpowiedniej glebie i nachyleniu, chociaż otwierał ciągle...Jeden tylko may Woodyjowski cierpia nad tym niemao, a gdy Skrzetuski prbowa wla mu otuch w serce, odpowiedzia:- Dobrze tobie, bo gdy jeno zechcesz, Anusia...Ciało zniszczyć jest łatwo, a w przypadku obrony własnej lub bliźnich, zwłaszcza zależnych od naszej opieki (odpowiadam ci, bo znów pytasz o wojny twojego narodu;...- Dodger! - głos Teresy był odpowiednio karcący, ale Dodger dostrzegł aluzję w jej tłumionym uśmiechu...- Może jest żywa, a może zamieszkał w niej duch twojego brata - odpowiedziała znachorka...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Oby - mruknął. - Czarno to widzę.
- Idziemy! - wołał Maciek.
Stał przed kościołem i patrzył, jak wszyscy powoli się schodzą. Zauważyłem, że
Bejsbol, Gruzin, Misiek i Marchewa wymieniali spojrzenia, jakby skrywali jakąś tajemnicę.
Biały siedząc na worku z namiotem palił papierosa, a dziewczyny poprawiały fryzury.
Banderas oglądał gitarę. Zet ukradkiem przyglądał się Czarnej.
Nagle z wnętrza świątyni dobiegł nas rozpaczliwy krzyk Waldka. Zerwaliśmy się na
równe nogi. Wbiegliśmy do kościoła.
- Pomocy! Moja noga! - krzyczał Waldek.
Zajrzałem do dziury w podłodze, skąd słyszeliśmy krzyki chłopca.
- Tam są jakieś krypty - wyjaśnił mi Biały.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Weszliśmy tam - opowiadał Biały. - Wkoło leżały tylko trumny i czyjeś kości.
- Zapewne tutejszych zakonników - powiedziałem zanurzając się w podziemia.
Silnym promieniem latarki rozświetliłem każdy kąt ogromnej krypty, po części
zawalonej gruzem. Zajrzałem za filary. Pusto. Nigdzie nie było Waldka.
- Waldek! - zawołałem. - Odezwij się! Gdzie jesteś?!
- Tutaj! - krzyknął.
Jego głos słyszałem z kąta, gdzie leżało kilka trumien. Za mną szedł Maciek. Powoli
zbliżyliśmy się do trumien. Dno jednej z nich było zawalone. W czarnej czeluści, w świetle
latarki błyszczały okulary Waldka. Co gorsza, chłopak leżał na minie przeciwpancernej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
JEDZIEMY W BIESZCZADY • W KRASICZYŃSKIM PARKU •
ZWIEDZANIE ZAMKU SAPIEHÓW I POTOCKICH •
UNIESZKODLIWIAM MINĘ • KORYTARZ W ZAMKOWYM MURZE •
TAJEMNICZY NAPIS • KOMANDOSI LIKWIDUJĄ ARSENAŁ •
PRZEPRAWA PRZEZ OSŁAWĘ
Kobyłka i podsekretarz stanu spojrzeli na siebie.
- Dlaczego bezużyteczną? - dziwił się podsekretarz stanu.
- Mapę ukryto pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku - tłumaczyłem. - To okres,
kiedy nawet najbardziej zagorzały nazista nie wierzył, że Wehrmacht kiedykolwiek odrzuci
Rosjan i powróci nad Dniepr. A Mazepa gdzieś na Dzikich Polach ukrył swoje złoto.
- Jaki ma pan więc pomysł? - zapytał urzędnik.
- Trzeba pojechać w Bieszczady - oznajmiłem. - Znaku Tryzuba używali jako swojego
godła żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Podsekretarz wstał, założył ręce za siebie i patrząc przez okno intensywnie myślał.
- Nie mamy jakiejś innej, ciekawszej sprawy na tapecie? - pytał. - Jakiś hitlerowski
skarbczyk? Po co grzebać się w tematach związanych z UPA? Od razu zainteresują się tym
jacyś nacjonaliści. A jeśli tam będzie jakieś archiwum UPA?
Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Proponuję jednak zająć się tą sprawą - powiedziałem po chwili. - Po pierwsze,
pojedziemy w Bieszczady w zupełnie innym celu. Jest tam kilka zabytków, skontrolujemy
stan ich zabezpieczeń, a przy okazji rozejrzymy się po okolicy. Nie będzie żadnej akcji
“Zagadka Tryzuba”, tylko zwykła inspekcja. Po drugie, sprawdzimy, jakie mogły być
powiązania tego SS-mana z UPA, czyli skąd wziął tę mapę. Po trzecie, rozwiązaniem zagadki
zajmę się osobiście, a Alfred Kobyłka pojedzie ze mną, żeby naprawdę przeprowadzić
kontrolę i napisać interesujący raport
Widziałem, że Kobyłka żachnął się oburzony odsunięciem go na boczny tor.
- Nie chcę obrazić kolegi Kobyłki, ale jest jeszcze za młody, żeby poruszać się w tak
delikatnej materii - kontynuowałem. - Z własnego doświadczenia wiem, że sukces, jak ten w
Szymbarku już na początku kariery, może każdemu przewrócić w głowie.
Urzędnik z uwagą wysłuchał moich słów.
- No, nie przesadzajmy - rzekł. - Akceptuję pana pomysł. Macie zielone światło.
Wyszliśmy z gabinetu podsekretarza stanu.
- Jesteś spakowany? - zapytałem Kobyłkę.
- Nie - odpowiedział speszony.
- To zostaw mi kluczyki do Rosynanta i biegnij do domu po bagaż - rozkazałem.
Chłopak szybko zniknął mi z oczu. Umówiliśmy się na spotkanie za trzy godziny
przed ministerstwem. Sam także pojechałem do domu po plecak i namiot. Po powrocie do
firmy wykonałem kilka telefonów do znajomych w Bieszczadach. Wysłałem także Pawłowi
wiadomość tekstową na numer jego telefonu komórkowego. Nie mogłem wprost zadzwonić,
bo w ministerstwie sprawdzano billing naszych rozmów. Nie chciałem, żeby ktoś wiedział, że
dzwoniłem do Pawła przed naszym wyjazdem w Bieszczady.
Po dwóch godzinach byłem z powrotem w swoim pokoju i czekałem na Alfreda
Kobyłkę. Przeglądałem przewodniki po Bieszczadach i piłem herbatę. Kobyłka przyszedł z
pięciominutowym spóźnieniem
- Alfredzie! - zakrzyknąłem z udawanym oburzeniem i wymownie spojrzałem na
zegarek.
- Wiem i przepraszam.
Wsiedliśmy do Rosynanta i ruszyliśmy w południowo-wschodni kraniec Polski.
- Byłeś kiedyś w Bieszczadach? - zapytałem Kobyłkę
- Nie.
- No to jeszcze całe życie przed tobą - stwierdziłem.
- Co to oznacza?
- Kiedyś miałem wykładowcę historii średniowiecza, który mówił do nas, studentów w
powyciąganych swetrach lub golfach, tak: “Nie zna życia, kto nie służył w marynarce”. Sam
spędził trzy lata na okręcie podwodnym. A tak naprawdę miał na myśli to, że żaden z. nas nie
chodził w marynarce. Każdy z nas miał po jednym garniturze i trzymaliśmy je na specjalne
okazje, takie jak egzaminy, prywatki, ślub kolegi.
- Przyznam, że nadal nie rozumiem.
Zaśmiałem się.
- Bieszczady to cudowna kraina pełna dwuznaczności, ludzi uciekających przed