Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Spodziewam się, że będziesz o tym pamiętał, gdy jeszcze kiedyś zechcesz uczcić ten dom swoją wizytą, lekarzu Sinuhe, Ty, Który Jesteś Samotny.
Poczułem się urażony i odparłem:
– Nie mam najmniejszej ochoty dotykać twoich bioder, piękna Merit. Ale skąd znasz moje imię?
Uśmiechnęła się, a uśmiech ten był piękny na jej brązowej gładkiej twarzy, gdy żartobliwie powiedziała:
– Sława twoja poprzedza cię, o Synu Dzikiego Osła, i gdy cię widzę, wiem, że rozgłos twój nie kłamał, lecz że wszystko jest tak, jak mówiła o tobie twoja sława.
Na dnie jej oczu kryła się jak mgiełka daleka troska, a poprzez jej uśmiech docierał do mego serca jej smutek, nie mogłem się na nią gniewać, lecz powiedziałem:
– Jeśli mówiąc o moim rozgłosie masz na myśli gadaninę tego oto Kaptaha, który siedzi u mego boku, mego byłego niewolnika, którego dziś uczyniłem wolnym człowiekiem, to wiedz, że na jego słowach nie można polegać. Jego język bowiem już od samego urodzenia ma taką wadę, że nie umie rozróżniać kłamstwa od prawdy, lecz kocha oboje równie mocno, a być może nawet kłamstwo bardziej niż prawdę. Wady tej nie potrafiła uleczyć ani moja sztuka lekarska ani mój kij.
– Może kłamstwo jest czasem przyjemniejsze niż prawda – odparła – gdy człowiek jest bardzo samotny, a wiosna jego życia już minęła. Toteż chętnie wierzę w twoje słowa, gdy mówisz: “piękna Merit", i wierzę we wszystko, co mówi twoja twarz. Czy nie chcesz jednak skosztować ogona krokodyla, który ci przyniosłam, bo bardzo ciekawam usłyszeć, czy można go porównać z przedziwnymi napitkami we wszystkich przedziwnych krajach, które zwiedziłeś.
Wciąż patrząc w jej oczy podniosłem puchar na dłoni i napiłem się z niego. Ale gdy wychyliłem, przestałem patrzeć jej w oczy, krew uderzyła mi do głowy i zacząłem kaszleć, a w gardle paliło mnie jak ogniem. Gdy znowu złapałem oddech, powiedziałem:
– Doprawdy, cofam wszystko, co przed chwilą powiedziałem o Kaptahu, bo przynajmniej w tej sprawie nie skłamał. Twój napitek jest mocniejszy niż jakikolwiek inny napój, którego kosztowałem, więcej w nim ognia niż w owym ziemnym oleju, który płonie w lampach u Babilończyków, i nie wątpię, że nawet silnego mężczyznę zwala on jak uderzenie ogona krokodyla.
To rzekłszy wsłuchałem się w siebie, ciało moje rozgrzało się ogniem, a w poparzonych ustach trwał wciąż jeszcze smak korzeni i balsamu. Sercu mojemu urosły skrzydła jak jaskółce i powiedziałem do Merit:
– Na Seta i wszystkie demony, nie wiem, z czego składa się ten napitek, i nie wiem, czy to on mnie oczarowuje, czy też twoje oczy, Merit. Ale czar przenika moje członki, a serce moje jest znowu młode i nie zdziw się, jeśli położę rękę na twoich biodrach, bo winien temu będzie ten ogon krokodyla, a nie ja.
U sunęła się ostrożnie na bok i podniosła przekornie ręce, a była smukła i miała szczupłe członki. Uśmiechnęła się i rzekła:
– Nie przystoi ci kląć, bo to jest przyzwoita winiarnia, a ja nie jestem jeszcze taka stara i wciąż jeszcze prawie nietknięta, mimo, że może oczy twoje w to nie wierzą. O tym napitku mogę ci tylko powiedzieć, że jest to jedyny posag, jaki otrzymałam od ojca, i dlatego właśnie twój niewolnik Kaptah tak gorliwie się do mnie zalecał, żeby wraz ze mną dostać za darmo sztukę przyrządzania tego napoju. Ale jest on jednooki i tłusty, i stary i nie wierzę, żeby dojrzała kobieta mogła mieć z niego pociechę. Toteż musiał kupić tę winiarnię za złoto i zamierza także kupić moją sztukę, choć doprawdy będzie musiał odważyć dużo złota, zanim się w tej sprawie dogadamy.
Kaptah robił różne śmieszne miny, żeby ją skłonić do milczenia, ale ja skosztowałem znowu napoju i ogień rozpalił mi się w ciele, i rzekłem:
– Przypuszczam, że Kaptah jest nawet gotów stłuc z tobą dzban, by zdobyć tajemnicę tego napoju, choć wie, że po weselu zaczniesz mu wylewać wrzątek na stopy. Ale nawet i bez twojej sztuki rozumiem go doskonale, gdy patrzę w twoje oczy, choć powinnaś pamiętać, że to ogon krokodyla przemawia teraz przeze mnie i że może jutro nie będę odpowiadał za te słowa. Czy to rzeczywiście prawda, że Kaptah jest właścicielem tej winiarni?
– Zabieraj się stąd, bezczelna wywłoko! – wykrzyknął Kaptah i dorzucił całą litanię imion bogów, których nauczył się w Syrii. – Panie – ciągnął dalej zwracając się do mnie błagalnie. – To przyszło tak nagle, chciałem cię ostrożnie przygotować na tę wiadomość i prosić cię o pozwolenie, gdyż wciąż jeszcze jestem twoim sługą. Ale to prawda, że nabyłem ten dom od gospodarza i że zamierzam także od jego córki wyłudzić tajemnicę przyrządzania ogona krokodyla, bo ten napitek wsławił tę winiarnię wszędzie nad Rzeką, gdzie tylko zbierają się weseli ludzie, i wspominałem go co dzień, gdy przebywałem daleko stąd. Jak wiesz, okradałem cię przez te lata najlepiej i najzręczniej, jak umiałem, toteż miałem trudności także z ulokowaniem mojego własnego srebra i złota, bo muszę myśleć o starości, kiedy już nie będę miał siły, by biegać za twoimi niezliczonymi interesami, i kiedy zechcę grzać sobie nogi przy garnku z żarem.
Popatrzył na mnie urażony, bo zacząłem się śmiać na myśl, jakby to wyglądało, gdyby Kaptah spróbował biegać – on, który używał lektyki, kiedy ja szedłem pieszo. Pomyślałem też, że trudno by mu było rozgrzać sobie nogi przy garnku z żarem poprzez grube warstwy tłuszczu, ale przypomniałem sobie, że to z pewnością ogon krokodyla wywołuje u mnie takie myśli. Toteż zaraz przestałem się śmiać i poprosiłem Kaptaha poważnie o wybaczenie oraz wezwałem go, by mówił dalej.