Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Promienna twarz królowej Layli stwardniała.
— Mogę cię przeprosić na moment, Adaro? — spytała.
— Oczywiście, wasza wysokość. — Adara wstała szybko. — Zaczekam w środku, Ce’Nedro — oświadczyła i wdzięcznym krokiem opuściła ogród.
Królowa Layla odczekała, póki dziewczyna nie znalazła się poza zasięgiem słuchu. Po chwili usiadła na marmurowej ławce.
— Podejdź tu, Ce’Nedro — poleciła stanowczo.
Księżniczka spojrzała na tę zazwyczaj opiekuńczą kobietę, lekko zdumiona dźwięczącą w jej głosie żelazną stanowczością. Posłusznie zbliżyła się do ławki i usiadła.
— Naprawdę powinnaś przestać odbierać wszystko, co się dzieje, jako afront wobec twojej osoby — stwierdziła Layla. — To bardzo niemiły zwyczaj. To, co uczynili Garion, Belgarath i Keldar, nie ma absolutnie nic wspólnego z tobą. — Spojrzała surowo na Ce’Nedrę. — Czy wiadomo ci cokolwiek na temat Proroctwa?
— Słyszałam o nim — odparła nadąsana Ce’Nedra. — Tolnedranie nie wierzą w podobne rzeczy.
— Może w tym właśnie tkwi problem — stwierdziła Layla. — Chcę, żebyś wysłuchała mnie bardzo uważnie, Ce’Nedro. Możesz mi nie wierzyć, ale przynajmniej zrozumiesz. — Królowa zastanowiła się przez moment. — Proroctwo twierdzi, że kiedy Rivański Król powróci, Torak ocknie się ze snu.
— Torak? To bzdura. Torak nie żyje.
— Nie przerywaj mi, kochanie — upomniała ją Layla. — Przez cały ten czas podróżowałaś w ich towarzystwie i wciąż nie rozumiesz? Jak na dziewczynę, która sprawia wrażenie bardzo inteligentnej, jesteś wyjątkowo tępa.
Słysząc to Ce’Nedra zarumieniła się gwałtownie.
— Torak to bóg, Ce’Nedro — ciągnęła Layla. — Nie jest martwy, jedynie śpi. Nie zginął pod Vo Mimbre, choć wielu ludzi wolałoby tak sadzić. W momencie kiedy Garion dotknął Klejnotu, Torak zaczął się budzić. Czy nie zastanawiałaś się, dlaczego Polgara nalegała, żeby to Podarek niósł Klejnot z Rak Cthol? Zdajesz sobie chyba sprawę, że równie dobrze mógłby nieść go Garion.
Ce’Nedra nie pomyślała o tym.
— Gdyby jednak Garion dotknął go na ziemi angarackiej, pozbawiony swego miecza, Torak mógłby zerwać się na nogi i ruszyć w pościg. W takim wypadku Garion by zginął.
— Zginął? — zachłysnęła się Ce’Nedra.
— Oczywiście, kochanie. To o to chodzi w tym wszystkim. Proroctwo twierdzi, że Torak i Rivański Król spotkają się w końcu i że w ich spotkaniu rozstrzygną się losy całej ludzkości.
— Garion?! — wykrzyknęła z niedowierzaniem oszołomiona Ce’Nedra. — Z pewnością nie mówisz poważnie?
— Nigdy w życiu nie byłam bardziej poważna, moje dziecko. Garion musi walczyć z Torakiem na śmierć i życie, aby zdecydować o losach świata. Teraz rozumiesz? To dlatego Belgarath, Keldar i Garion tak nagle opuścili Rivę. Zmierzają do Mallorei, aby Garion mógł stoczyć pojedynek z Torakiem. Mógł zabrać ze sobą armię, ale wiedział, że spowoduje to jedynie niepotrzebną śmierć wielu ludzi. To dlatego wyruszyli jedynie we trzech. Nie sądzisz, że nadszedł czas, abyś nieco wydoroślała?
Po rozmowie z królową Layla Ce’Nedra uspokoiła się. Bodajże po raz pierwszy w życiu zaczęła więcej myśleć o kimś innym niż o własnej osobie. Przez cały czas martwiła się o Gariona, a nocami dręczyły ją potworne koszmary i wizje najstraszniejszych rzeczy, jakie mogą mu się przytrafić.
Co gorsza, miała wrażenie, że słyszy nieustanne uporczywe brzęczenie w uszach. Dźwięk ten doprowadzał ją do szału. Przypominało to szmer odległych głosów — na samej granicy słyszalności. Owo brzęczenie połączone z niepokojem o los Gariona sprawiło, że humor jeszcze się jej pogorszył. Była spięta i stale rozdrażniona. Nawet Adara zaczęła jej unikać.
Irytujący szmer brzęczał jej w uszach przez kilka dni, zanim przypadkiem odkryła jego znaczenie. Pogoda na Wyspie Wiatrów nigdy tak naprawdę nie była zbyt dobra, a wiosna stanowiła szczególnie kapryśną porę roku. Burze, następujące jedna po drugiej z narastającą gwałtownością, smagały skaliste wybrzeże, a paskudne krótkie ulewy nawiedzały miasto i wyspę. Pewnego ponurego deszczowego poranka księżniczka siedziała gniewna w swej komnacie wyglądając przez okno na wilgotny ogród. Płomień trzaskający na kominku nie polepszał bynajmniej jej nastroju. Po chwili westchnęła i z braku lepszego zajęcia usiadła przy toaletce, aby wyszczotkować włosy.
Srebrzysty błysk w lustrze na moment przyciągnął jej wzrok, gdy oglądała swoje odbicie. To był medalion, który Garion podarował jej tuż po jej urodzinach. Przywykła już do tego, że nieustannie ma go na szyi, choć fakt, że nie może zdjąć łańcuszka, od czasu do czasu powodował wybuchy jej gniewu. Zupełnie bezmyślnie przestała szczotkować loki i czubkami palców dotknęła amuletu.
— ...ale nie możemy nic zrobić, dopóki Arendowie i Tolnedranie nie zarządzą pełnej mobilizacji. — To był głos króla Rhodara z Drasni. Zaskoczona, Ce’Nedra odwróciła się szybko, zastanawiając się, dlaczego przysadzisty monarcha znalazł się w jej komnacie. Gdy tylko oderwała palce od amuletu, głos ucichł. Księżniczka rozejrzała się, niczego nie pojmując. Po chwili zmarszczyła brwi i ponownie dotknęła amuletu.
— Nie, nie, nie — powiedział inny głos. — Nie dodajesz przypraw, póki nie zacznie wrzeć.
Ce’Nedra ponownie oderwała palce od wiszącego na szyi talizmanu i nowy głos także umilkł gwałtownie. Zafascynowana, po raz trzeci przyłożyła dłoń do medalionu.