Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.– Jak ci na imiÄ™, piÄ™knotko?OdpowiedziaÅ‚a mi niskim gÅ‚osem:– Na imiÄ™ mi Merit i nie jest tu w zwyczaju nazywać mnie piÄ™knotkÄ…, jak to robiÄ…...wczeœniej na etapie pierwszych cz¹stek chemicznych, na etapie pierwszychrybozomów, na etapie pierwszych bakterii, na etapie ssaków, a wiêc tak¿e naetapie...Sternau uÅ›cisnÄ…Å‚ go, mówiÄ…c: – Poznajesz mnie, Antonio? – Kto by was nie poznaÅ‚, was dobroczyÅ„cÄ™ hacjendy del Erina...Kiedy znowu spotkaÅ‚em siÄ™ z MariÄ…, doznaÅ‚em dziw­nego i tajemniczego uczucia, wiedzÄ…c, że HerminÄ™ tak samo tuliÅ‚a do serca jak mnie, że tak samo dotykaÅ‚a,...38 Jan z Gischali próbuje usunąć Józefa Jan, syn Lewiego, któremu moje sukcesy spÄ™dzaÅ‚y sen z oczu, paÅ‚aÅ‚ coraz wiÄ™kszÄ… nienawiÅ›ciÄ… do mnie...— Pan siÄ™ ze mnie naÅ›miewa…— Myli siÄ™ pani...– Z pewnoÅ›ciÄ… jesteÅ› bardzo bogata – powiedziaÅ‚em i ogarnęło mnie przygnÄ™bienie, bo zlÄ…kÅ‚em siÄ™, że nie jestem jej wart...– Zala Embuay? – spytaÅ‚em, najbardziej oficjalnym tonem, na jaki mnie byÅ‚o stać...KiedyÅ› miaÅ‚em sposobność obserwować go przez caÅ‚y wieczór podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedziaÅ‚ w pobliżu, wcale mnie jednak nie...— Los porzuconej narzeczonej nieco mnie drażni, wasza wysokość — oznajmiÅ‚a...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ale dziś, w dniach starości, chwalę mimo to młodość na równi z wiekiem męskim, może bowiem głód jest lepszy niż sytość i może pragnienie nadaje ludzkim myślom więcej ognia, niż go ma umysł zadowolony winem. W owym jednak czasie, kiedy przebywałem w Tebach, wyobrażałem sobie, że mój wiek męski silniejszy jest niż młodość, choć pewnie było to tylko złudzenie, jakim życie często mami człowieka. To złudzenie czyniło wszystko pięknym w moich oczach i nie życzyłem nikomu nic złego, lecz wszystkim życzyłem tylko dobrze. I gdy spoczywałem u boku Merit, nie czułem się już obcy na tym świecie, a łono jej było dla mnie domem, a usta jej scałowywały moją samotność. Ale także to wszystko było tylko przelotną złudą, którą musiałem przeżyć, żeby wypełniła się moja miara.
W “Ogonie Krokodyla" spotkałem znowu małego Tota i widok jego rozgrzał mi serce. On zaś zarzucił mi rączki na szyję i mówił do mnie “tatusiu", a ja nie mogłem oprzeć się wzruszeniu, że mnie pamiętał. Merit opowiedziała mi, że matka Tota umarła, Merit wzięła więc dziecko do siebie, bo nosiła je w ramionach niemowlęciem i dała obrzezać, a zatem według dobrego obyczaju jej obowiązkiem było troszczyć się o jego wychowanie, gdyby rodzice nie mogli się o to zatroszczyć. Tot czuł się też w “Ogonie Krokodyla" jak w domu, a goście rozpieszczali go, przynosili mu podarki i zabawki, żeby przypodobać się Merit. Także i ja bardzo lubiłem chłopca i na czas pobytu w Tebach zabrałem go do siebie, do dawnego domu odlewacza miedzi, co wielce ucieszyło Muti. A gdy patrzyłem na jego zabawy u stóp sykomora i słyszałem, jak igra i spiera się z dziećmi na ulicy, przypomniały mi się moje własne lata chłopięce w Tebach i pozazdrościłem Totowi. On zaś tak się zadomowił u mnie, że także noce spędzał w moim domu. Dla własnej przyjemności zacząłem udzielać mu pierwszych nauk, choć za wcześnie jeszcze było, by oddać go do szkoły. Widziałem, że to mądry chłopczyk, który szybko uczy się obrazków i znaków pisma, postanowiłem więc opłacić dla niego miejsce w najlepszej szkole w Tebach, do której chodziły dzieci możnych, a Merit bardzo się cieszyła z mego postanowienia. Muti zaś była niezmordowana, gdy chodziło o pieczenie dla chłopca miodowych ciast i opowiadanie mu baśni, bo postawiła przecież na swoim: w moim domu był syn, lecz nie było żony, która by przeszkadzała i wylewała jej wrzątek na stopy, jak to robią żony ze służącymi, gdy pokłócą się z mężami.
Tak wiÄ™c wÅ‚aÅ›ciwie nie brakowaÅ‚o mi nic do szczęścia, ale w Tebach panowaÅ‚o w owym czasie ogromne podniecenie i nie mogÅ‚em na to zamykać oczu. Nie mijaÅ‚ bowiem ani jeden dzieÅ„, żeby na ulicach i placach nie doszÅ‚o do bójek. Ludzie zadawali sobie rany i rozbijali gÅ‚owy, kłócÄ…c siÄ™ z sobÄ… o Amona i Atona. Strażnicy faraona mieli mnóstwo roboty, a sÄ…dy nie ustawaÅ‚y w pracy. I co tydzieÅ„ w porcie zbierano ludzi – mężczyzn i kobiety, starców a nawet dzieci – zwiÄ…zanych sznurami, by ich wysyÅ‚ać do robót przymusowych na polach i w kamienioÅ‚omach faraona, a nawet do kopalÅ„, z powodu Amona. Nie odpÅ‚ywali jednak bynajmniej jak niewolnicy i przestÄ™pcy. TÅ‚umy zbieraÅ‚y siÄ™ na przystani, żeby ich żegnać, tak że pomosty bieliÅ‚y siÄ™ od ludzi. Pozdrawiano zesÅ‚aÅ„ców okrzykami i rzucano im kwiaty, nie troszczÄ…c siÄ™ wcale o strażników. SkazaÅ„cy zaÅ› podnosili w górÄ™ zwiÄ…zane rÄ™ce i woÅ‚ali: – NiedÅ‚ugo wrócimy! – A niektórzy mężczyźni potrzÄ…sali gwaÅ‚townie spÄ™tanymi rÄ™kami i woÅ‚ali gorzko: – ZaprawdÄ™, wnet wrócimy, żeby pokosztować krwi Atona! – Tak woÅ‚ali, a ze wzglÄ™du na tÅ‚umy strażnicy nie ważyli siÄ™ ich uciszać, bili ich kijami dopiero wtedy, gdy statki odpÅ‚ynęły już w dół Rzeki.