Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Jak ci na imię, pięknotko?Odpowiedziała mi niskim głosem:– Na imię mi Merit i nie jest tu w zwyczaju nazywać mnie pięknotką, jak to robią...– A tutejsiście? – Nie – odpowiedział na migi starzec – Zaś może z Mazowsza? – Tak...RegułyJeśli przyjrzysz się specjalizacji char_traits dla typu wchar_t, zauważysz, że jest onpraktycznie identyczny jak odpowiednik dla typu char:4...– Nie jestem pewien – odpowiedział Fenton...Renę Mallibeau, najbardziej zapalony winiarz kolonii, wciąż nie znalazł dla swoich winnic terenu o odpowiedniej glebie i nachyleniu, chociaż otwierał ciągle...Jeden tylko may Woodyjowski cierpia nad tym niemao, a gdy Skrzetuski prbowa wla mu otuch w serce, odpowiedzia:- Dobrze tobie, bo gdy jeno zechcesz, Anusia...Ciało zniszczyć jest łatwo, a w przypadku obrony własnej lub bliźnich, zwłaszcza zależnych od naszej opieki (odpowiadam ci, bo znów pytasz o wojny twojego narodu;...- Dodger! - głos Teresy był odpowiednio karcący, ale Dodger dostrzegł aluzję w jej tłumionym uśmiechu...- Może jest żywa, a może zamieszkał w niej duch twojego brata - odpowiedziała znachorka...Za gospodark finansow Funduszu Wyborczego odpowiedzialny jest i prowadzi j jego penomocnik finansowy (art...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ponieważ udawał, iż uległ temu atakowi, nie mógł opuścić swego pokoju nawet po wyjeździe Tylara na przyjęcie. W rzeczywistości on sam nigdy nie cierpiał z powodu tej dolegliwości, chociaż niektórym elfom się to zdarzało. Uważano, że świadczy ona bądź to o ogromnej ambicji, bądź o niezwykle wczesnym pojawieniu się mocy magicznej u dziecka. Viridina już dawno temu zadecydowała, że Lorryn ma symulować ataki krysza­in, gdyż były one paraliżujące, łatwe do udawania i niemożliwe do zakwestionowania. Ponadto, co było do przewidzenia, lord Tylar był przewrotnie dumny z tej słabości swojego syna, gdyż świad­czyła ona, że Lorryn posiada wielką moc magiczną.
Dzisiaj Lorrynowi szczególnie zależało na nieudawaniu kolej­nego ataku. Chciał iść na to przyjęcie, nie żeby specjalnie marzył o udziale w czymś, co w najlepszym razie okaże się nudziarstwem, lecz dlatego, że nie chciał zostawiać biednej małej Reny samej. Tylar na pewno nie będzie zawracał sobie głowy tym jak ona się czuje i bawi, zajęty zjednywaniem sobie pozostałych popleczników lorda Ardeyna. Lorryn doskonale wiedział, co się dzieje na takich przyjęciach - są zbyt wielkie, żeby ktoś był w stanie odpowie­dnio nad wszystkim czuwać, i zdarzają się czasami różne rzeczy, kiedy uczestnicy sobie nieco wypiją. Rena może zostać wyśmiana albo poniżona, stać się celem niewybrednych żartów lub być zmu­szona do odpierania niechcianych zalotów pijanych starych rozpu­stników albo młodych, napalonych idiotów. Przodkowie wiedzą, że on również ma na sumieniu niejedne pijackie, niechciane awanse, których się dopuszczał, kiedy był młodszy i nie poznał jeszcze swoich ograniczeń. Oczywiście nie stanie się jej żadna prawdziwa krzywda; będzie tam dostatecznie dużo trzeźwych służących lorda Ardeyna, żeby pilnować mężczyzn próbujących wyprowadzić w ustronne miejsce niechętne czy niedoświadczone elfie panienki. Zanim do czegokolwiek naprawdę dojdzie, wkroczą, by odizolować myśliwego od jego zdobyczy i podstawić mu ludzką niewolnicę, z którą pozwolą mu udać się do ogrodu lub w inne upatrzone miej­sce. W ten sposób cnota i domniemana niewinność elfiej panienki pozostanie nienaruszona. Nikt nie przejmuje się tym, co o całej sytuacji sądzą niewolnice. Biedne stworzenia.
Nie, na pewno nikt nie dopuści, by Renie stała się jakaś fizyczna krzywda, lecz może się czuć zraniona lub przerażona, a bardzo by tego nie chciał. Jest taka delikatna, nieodporna na ciosy.
“Nic by się jej nie stało, nawet w trudniejszej sytuacji, gdyby po prostu była odrobinę dzielniejsza. O Przodkowie! Chciałbym, żeby umiała czasem się trochę postawić. Chwilami mam wrażenie, że zacznie wreszcie sama decydować o sobie, ale potem ugina się i robi wszystko, co jej każą. Nie potrzebowałaby mnie, gdyby po prostu nauczyła się sama walczyć o swoje!”
Była to niesprawiedliwa myśl i od razu poczuł się zawstydzo­ny. Właściwie to kiedy Rena miała nauczyć się upominać o swoje? Była to absolutnie ostatnia rzecz, której lord Tylar życzyłby sobie dla niej. Należycie uległa, dobrze wychowana i dobrze wyszkolona córka, potulnie zgadzająca się na wszystko, czego ojciec od niej zażądał - to było to, czego lord Tylar pragnął.
Najprawdopodobniej uda mu się to osiągnąć. Lady Viridina ryzykowała już swoim życiem dla syna i niewiele jej pozostawało czasu i energii, by martwić się o córkę.
Lekkie stukanie do drzwi - dwa uderzenia, pauza, trzy ude­rzenia - sprawiło, że rzucił książkę i zerwał się z łóżka właśnie w momencie, gdy Viridina uchyliła drzwi i wśliznęła się do środ­ka. Była już ubrana i uczesana na przyjęcie; w srebrnym jedwabiu i diamentach robiła wrażenie kryształowego posągu wyrzeźbionego ręką mistrza.
- Muszę już iść - powiedziała cichym, naglącym głosem. - Przyszłam tylko, by ci powiedzieć, że podsłuchałam Tylara, kiedy rozmawiał przez teleson i że twoje domysły były słuszne.
- A więc Wysocy Lordowie zastawili pułapkę na wszystkich mieszańców wśród młodzieży, która zjawi się na przyjęciu. - Po­czuł, jak krew ścina mu się w żyłach na myśl o tym, jak bliskie było niebezpieczeństwo, którego uniknął. - Dało mi to do myśle­nia, kiedy Tylar zaczął wydawać te wszystkie zarządzenia dotyczące Reny. Przecież mógł sprawić za pomocą delikatnej iluzji, żeby wy­glądała tak, jak sobie życzył, chyba że miał jakiś powód, dla którego nie odważył się tego zrobić.
Jego matka skinęła poważnie głową.
- Będzie tam aż gęsto od rozpraszających iluzję zaklęć, rzu­canych przez najpotężniejszych członków Rady, i każdy gość bę­dzie musiał poddać się tej próbie. Chodzą ostatnio pogłoski, że to Valyn był półelfem, a nie jego niewolnik. Mero.
- Zupełnie, jak by nie mogli uwierzyć, że pełnej krwi elf mógł się zbuntować przeciw takiemu szalonemu sadyście jak Dyran. - Usta Lorryna wykrzywiła pogarda.
Lecz Viridina potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, to nie o to chodzi. Po prostu ci przestraszeni starcy udają, że to nie było powstanie, tylko że do głosu doszło wrodzone zło i niestałość półelfów. Skoro ustalono, że był jeden mieszaniec wśród młodych panów i el-lordów, to może ich być więcej. Boją się teraz i ich postępowanie wynika ze strachu.
Lorryn chrząknął.
- Mogą być przestraszeni, ale mają rację - przypomniał jej z łagodną ironią. - W końcu jest między nimi przynajmniej jeden półelf.
Viridina szybko przebyła dzielącą ich przestrzeń i położyła mu palec na ustach, zanim zdążył powiedzieć coś więcej.
- Ściany mają uszy - szepnęła ostrzegawczo.