Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ponieważ udawał, iż uległ temu atakowi, nie mógł opuścić swego pokoju nawet po wyjeździe Tylara na przyjęcie. W rzeczywistości on sam nigdy nie cierpiał z powodu tej dolegliwości, chociaż niektórym elfom się to zdarzało. Uważano, że świadczy ona bądź to o ogromnej ambicji, bądź o niezwykle wczesnym pojawieniu się mocy magicznej u dziecka. Viridina już dawno temu zadecydowała, że Lorryn ma symulować ataki kryszain, gdyż były one paraliżujące, łatwe do udawania i niemożliwe do zakwestionowania. Ponadto, co było do przewidzenia, lord Tylar był przewrotnie dumny z tej słabości swojego syna, gdyż świadczyła ona, że Lorryn posiada wielką moc magiczną.
Dzisiaj Lorrynowi szczególnie zależało na nieudawaniu kolejnego ataku. Chciał iść na to przyjęcie, nie żeby specjalnie marzył o udziale w czymś, co w najlepszym razie okaże się nudziarstwem, lecz dlatego, że nie chciał zostawiać biednej małej Reny samej. Tylar na pewno nie będzie zawracał sobie głowy tym jak ona się czuje i bawi, zajęty zjednywaniem sobie pozostałych popleczników lorda Ardeyna. Lorryn doskonale wiedział, co się dzieje na takich przyjęciach - są zbyt wielkie, żeby ktoś był w stanie odpowiednio nad wszystkim czuwać, i zdarzają się czasami różne rzeczy, kiedy uczestnicy sobie nieco wypiją. Rena może zostać wyśmiana albo poniżona, stać się celem niewybrednych żartów lub być zmuszona do odpierania niechcianych zalotów pijanych starych rozpustników albo młodych, napalonych idiotów. Przodkowie wiedzą, że on również ma na sumieniu niejedne pijackie, niechciane awanse, których się dopuszczał, kiedy był młodszy i nie poznał jeszcze swoich ograniczeń. Oczywiście nie stanie się jej żadna prawdziwa krzywda; będzie tam dostatecznie dużo trzeźwych służących lorda Ardeyna, żeby pilnować mężczyzn próbujących wyprowadzić w ustronne miejsce niechętne czy niedoświadczone elfie panienki. Zanim do czegokolwiek naprawdę dojdzie, wkroczą, by odizolować myśliwego od jego zdobyczy i podstawić mu ludzką niewolnicę, z którą pozwolą mu udać się do ogrodu lub w inne upatrzone miejsce. W ten sposób cnota i domniemana niewinność elfiej panienki pozostanie nienaruszona. Nikt nie przejmuje się tym, co o całej sytuacji sądzą niewolnice. Biedne stworzenia.
Nie, na pewno nikt nie dopuści, by Renie stała się jakaś fizyczna krzywda, lecz może się czuć zraniona lub przerażona, a bardzo by tego nie chciał. Jest taka delikatna, nieodporna na ciosy.
“Nic by się jej nie stało, nawet w trudniejszej sytuacji, gdyby po prostu była odrobinę dzielniejsza. O Przodkowie! Chciałbym, żeby umiała czasem się trochę postawić. Chwilami mam wrażenie, że zacznie wreszcie sama decydować o sobie, ale potem ugina się i robi wszystko, co jej każą. Nie potrzebowałaby mnie, gdyby po prostu nauczyła się sama walczyć o swoje!”
Była to niesprawiedliwa myśl i od razu poczuł się zawstydzony. Właściwie to kiedy Rena miała nauczyć się upominać o swoje? Była to absolutnie ostatnia rzecz, której lord Tylar życzyłby sobie dla niej. Należycie uległa, dobrze wychowana i dobrze wyszkolona córka, potulnie zgadzająca się na wszystko, czego ojciec od niej zażądał - to było to, czego lord Tylar pragnął.
Najprawdopodobniej uda mu się to osiągnąć. Lady Viridina ryzykowała już swoim życiem dla syna i niewiele jej pozostawało czasu i energii, by martwić się o córkę.
Lekkie stukanie do drzwi - dwa uderzenia, pauza, trzy uderzenia - sprawiło, że rzucił książkę i zerwał się z łóżka właśnie w momencie, gdy Viridina uchyliła drzwi i wśliznęła się do środka. Była już ubrana i uczesana na przyjęcie; w srebrnym jedwabiu i diamentach robiła wrażenie kryształowego posągu wyrzeźbionego ręką mistrza.
- Muszę już iść - powiedziała cichym, naglącym głosem. - Przyszłam tylko, by ci powiedzieć, że podsłuchałam Tylara, kiedy rozmawiał przez teleson i że twoje domysły były słuszne.
- A więc Wysocy Lordowie zastawili pułapkę na wszystkich mieszańców wśród młodzieży, która zjawi się na przyjęciu. - Poczuł, jak krew ścina mu się w żyłach na myśl o tym, jak bliskie było niebezpieczeństwo, którego uniknął. - Dało mi to do myślenia, kiedy Tylar zaczął wydawać te wszystkie zarządzenia dotyczące Reny. Przecież mógł sprawić za pomocą delikatnej iluzji, żeby wyglądała tak, jak sobie życzył, chyba że miał jakiś powód, dla którego nie odważył się tego zrobić.
Jego matka skinęła poważnie głową.
- Będzie tam aż gęsto od rozpraszających iluzję zaklęć, rzucanych przez najpotężniejszych członków Rady, i każdy gość będzie musiał poddać się tej próbie. Chodzą ostatnio pogłoski, że to Valyn był półelfem, a nie jego niewolnik. Mero.
- Zupełnie, jak by nie mogli uwierzyć, że pełnej krwi elf mógł się zbuntować przeciw takiemu szalonemu sadyście jak Dyran. - Usta Lorryna wykrzywiła pogarda.
Lecz Viridina potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, to nie o to chodzi. Po prostu ci przestraszeni starcy udają, że to nie było powstanie, tylko że do głosu doszło wrodzone zło i niestałość półelfów. Skoro ustalono, że był jeden mieszaniec wśród młodych panów i el-lordów, to może ich być więcej. Boją się teraz i ich postępowanie wynika ze strachu.
Lorryn chrząknął.
- Mogą być przestraszeni, ale mają rację - przypomniał jej z łagodną ironią. - W końcu jest między nimi przynajmniej jeden półelf.
Viridina szybko przebyła dzielącą ich przestrzeń i położyła mu palec na ustach, zanim zdążył powiedzieć coś więcej.
- Ściany mają uszy - szepnęła ostrzegawczo.