X

Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Nauczyciel-wychowawca - podmiot wychowaniaKim jest? Kim być może? Kim być powinien nauczyciel-wychowawca jako podmiot wychowania i jednocześnie...Dzem - List do m (pf)* * * * * * * *D�em - List do M* * * * * * * *Mamo, pisze do ciebie wiersz,Moze ostatni, na pewno pierwszy...— Być może, że nie… chociaż pańskie nagłe pojawienie się…— W kinematografie robią jeszcze lepsze sztuki…— Więc niech mi pan...access 2003 pl kurs-rozdział helion Jednak to, co jest zaletą programu Access na etapie tworzenia czy testowania bazy danych może okazać się jego wadą w czasie...RegułyJeśli przyjrzysz się specjalizacji char_traits dla typu wchar_t, zauważysz, że jest onpraktycznie identyczny jak odpowiednik dla typu char:4...Spotykane czasami okre�lenie zachowania si� d�u�nika polegaj�ce na wydaniu rzeczy wierzycielowi jako ��wiadczenie rzeczy" nie jest wyra�eniem �cis�ym i mo�e by�...surowo�ci� i twardo�ci� i �acno za nie brana bywa, mo�e pojmowa� kobiet� tylkopo wschodniemu: � musiuwa�a� kobiet� za sw� w�asno��, za daj�ce si� zamkn��na...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...Nie znosił symulowania ataku kryszain, straszliwego bólu gło­wy połączonego z uczuciem dezorientacji, nie mającego odpowied­nika w jakiejkolwiek...Może złożyły się na nią wszystkie te przyczyny: fetor Ofelii, kradzież Yorickowego serca (każdy głupiec wie, że serce błazna należy do władcy, bo któż inny...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


– Spod księcia Janusza?
– Tak.
– A cóżeście u Krzyżaków robili?
Starzec nie umiał odpowiedzieć, lecz twarz jego przybrała w jednej chwili wyraz tak nie-
zmiernego bólu, że litościwe serce Jagienki zadrgało tym większym współczuciem, a nawet
Maćko, chociaż nie byle co wzruszyć go mogło, rzekł:
– Pewnikiem skrzywdzili go, psubraty, może i bez jego winy.
71
Jagienka zaś wetknęła w dłoń nędzarza kilka drobnych pieniążków.
– Słuchajcie – rzekła. – Nie opuścim was. Pojedziecie z nami na Mazowsze i w każdej wsi
będziemy was pytać, czy nie wasza. Może się jako dogadamy. Wstańcie jeno teraz, boć my
przecie nie święci.
Lecz on nie wstał, owszem pochylił się i objął jej nogi jakby w opiekę się oddając i dzię-
kując, przy czym jednak pewne zdziwienie, a nawet jakby zawód mignęły mu na obliczu. Być
może, iż miarkując z głosu sądził, iż stoi przed dziewczyną, tymczasem dłoń jego trafiła na
jałowicze skórznie, jakie w podróży nosili rycerze i giermkowie.
Ona zaś rzekła:
– Tak i będzie. Przyjdą wnet nasze wozy, to sobie odpoczniecie i pożywicie się. Ale na
Mazowsze nie od razu pojedziecie, bo przedtem trzeba nam do Szczytna.
Na to słowo starzec zerwał się na równe nogi. Zgroza i zdumienie odbiły mu się na twarzy.
Roztworzył ramiona, jakby chcąc zagrodzić drogę, a z ust poczęły mu się wydobywać dzikie i
jak gdyby pełne przerażenia dźwięki.
– Co wam? – zawołała przelękniona Jagienka.
Lecz Czech, który już przedtem był z Sieciechówną nadjechał i od pewnego czasu wpa-
trywał się uporczywie w dziada, zwrócił się nagle do Maćka ze zmienioną twarzą i dziwnym
jakimś głosem rzekł:
– Na rany boskie! pozwólcie, panie, bym do niego przemówił, bo ani wiecie, kto on może
być!
Po czym nie pytając o pozwolenie poskoczył do dziada, położył mu ręce na barkach i jął
pytać:
– Ze Szczytna idziecie?
Starzec jakby uderzony dźwiękiem jego głosu uspokoił się i skinął głową.
– A nie szukaliście tam dziecka?...
Głuchy jęk był jedyną odpowiedzią na to pytanie.
Wówczas Hlawa przybladł nieco, chwilę jeszcze wpatrywał się swym rysim wzrokiem w
rysy starca, po czym rzekł z wolna i dobitnie:
– To wyście Jurand ze Spychowa!
– Jurand! – zakrzyknął Maćko.
Lecz Jurand zachwiał się w tej chwili i omdlał. Przebyte męki, brak pożywienia, trudy po-
dróży obaliły go z nóg. Oto dziesiąty już dzień upływał, jak szedł po omacku, błądząc i szu-
kając przed sobą kijem drogi, o głodzie, w utrudzeniu i niepewności, dokąd idzie. Nie mogąc
pytać o drogę, w dzień kierował się tylko ciepłem promieni słonecznych, noce spędzał w ro-
wach przy gościńcu. Gdy zdarzyło mu się przechodzić przez wieś, osadą lub gdy spotykał
ludzi naprzeciw idących, dłonią i głosem żebrał o jałmużny, lecz rzadko kiedy wspomogła go
litościwa ręka, powszechnie bowiem brano go za zbrodniarza, którego dosięgła pomsta prawa
i sprawiedliwości. Od dwóch dni żywił się korą drzewną i liśćmi i już był zwątpił, czy trafi
kiedykolwiek na Mazowsze – aż tu nagle otoczyły go litościwe swojackie serca i swojskie
głosy, z których jeden przypomniał mu słodki głos córki – a gdy w końcu wymieniono jesz-
cze i jego imię, przebrała się wreszcie miara wzruszeń, serce ścisnęło mu się w piersi, myśli
zakręciły się wichrem w głowie i byłby zwalił się twarzą w proch gościńca, gdyby nie pod-
trzymały go krzepkie ramiona Czecha.
Maćko zeskoczył z konia, po czym obaj wzięli go, ponieśli ku taborkowi, a następnie uło-
żyli na wymoszczonym sianem wozie. Tam Jagienka z Sieciechówną ocuciwszy go nakarmiły
i napoiły winem, przy czym Jagienka widząc, że nie może utrzymać kubka, sama podawała
mu napój. Zaraz potem chwycił go nieprzeparty kamienny sen, z którego dopiero na trzeci
dzień miał się obudzić.
Oni zaś złożyli tymczasem prędką doraźną naradę.
72
– Krótko rzekę – ozwała się Jagienka. – Nie do Szczytna teraz jechać, ale do Spychowa, by
go w przezpiecznym miejscu między swoimi we wszelakim starunku zostawić.
– Obacz, jak się to rządzisz! – odpowiedział Maćko. – Do Spychowa trzeba go odesłać, ale
niekoniecznie mamy wszyscy jechać, bo z nim może jeden wóz pójść.
– Nie rządzę ja się, jeno tak mniemam, że siła możemy się od niego i o Zbyszku, i o Danu-
śce dowiedzieć.
– A po jakiemu będziesz z nim gadać, kiedy języka nie ma?
– A któż jak nie on pokazał wam, że nie ma? Widzicie, że i bez gadania dowiedzieliśmy