Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo LeÅ›niewskim, ale dość czÄ™sto urwisem, dopóki byÅ‚em w domu, albo osÅ‚em, kiedym już poszedÅ‚ do szkół...— Dzieci — zwróciÅ‚a siÄ™ do wnuków — musicie bardzo dokÅ‚adnie obejrzeć sobie Feldkirch! To cudowne miasteczko...Hrabina przyjê³a mnie bardzo ³askawie, ¿yczliwie poda³a mi rêkê i potwierdzi³a, ¿e od dawna ju¿ pragnê³a mnie widzieæ* niebawem [wrócimy do te) rozmowy]930u...Przekonania Jak już mówiliÅ›my, dzieci próbujÄ… sobie radzić ksztaÅ‚tujÄ…c bardzo gÅ‚Ä™bokie, podstawowe przekonania na temat wÅ‚asnej osoby i innych ludzi -...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...– Z pewnoÅ›ciÄ… jesteÅ› bardzo bogata – powiedziaÅ‚em i ogarnęło mnie przygnÄ™bienie, bo zlÄ…kÅ‚em siÄ™, że nie jestem jej wart...zono dlatego, iż karty DVB-S wydzielajÄ… peÅ‚nÄ… nazwÄ™ w cudzysÅ‚owach lub numer, dać strumieÅ„ MPEG TS, możemy go Å‚atwo sporo energii, bardzo...Po incydencie ze skórzanÄ… kurtkÄ… bardzo siÄ™ baÅ‚am powie­dzieć Bankowi o tym, co wydarzyÅ‚o siÄ™ pomiÄ™dzy mnÄ… a Webe-rem Gregstonem, i o nowych przygodach na... JesteÅ› niezwykle inteligentnym czÅ‚owiekiem, ale…To, co powiedziaÅ‚eÅ›, jest bardzo mÄ…dre i interesujÄ…ce, ale… 3...- Przykro mi, Solomonie, Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro - powiedziaÅ‚ Stanley...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

MiaÅ‚a jednÄ… wieżę z ka­mienia i szarej cegÅ‚y oraz, po przeciwnej stronie dziedziÅ„ca, maÅ‚y czorten, dwa razy wyższy od czÅ‚owieka. Plac wyÅ‚ożony byÅ‚ nowymi kamiennymi pÅ‚ytami. Åšwieżo otynkowane mury pokrywano wÅ‚aÅ›nie farbÄ…. Pod Å›cianÄ… po drugiej stronie dzie­dziÅ„ca zgromadzono posÄ…gi buddów i innych postaci religij­nych, w tym kilka zÅ‚oconych. StaÅ‚y bezÅ‚adnie jedne obok dru­gich, niektóre przodem do Å›ciany, inne ostro przechylone, kil­ka opartych o siebie nawzajem. Shan miaÅ‚ wrażenie, że znalazÅ‚ siÄ™ w bogatej, ale zaniedbanej willi. Gdy wysiadali z samocho­du, poczuÅ‚ unoszÄ…cÄ… siÄ™ w powietrzu lekkÄ… woÅ„ piwonii.
Major zniknÄ…Å‚ za masywnÄ… bramÄ…. Li poprowadziÅ‚ Shana do przedsionka sali zgromadzeÅ„, wÅ‚Ä…czyÅ‚ Å›wiatÅ‚o i wskazaÅ‚ surowy, drewniany stół, wokół którego staÅ‚o parÄ™ zydli. Shan przyjrzaÅ‚ siÄ™ uważnie instalacji elektrycznej. ByÅ‚a nowa. Nie­wiele odlegÅ‚ych gomp miaÅ‚o prÄ…d.
Li szerokim gestem omiótł pomieszczenie.
- Zrobiliśmy, co było w naszej mocy, żeby to zachować - powiedział z udawaną pokorą. - To zawsze jest walka, wiecie.
PodÅ‚ogÄ™ stanowiÅ‚y parusetletnie rÄ™cznie ciÄ™te deski upstrzo­ne Å›ladami gaszonych papierosów.
- Nie ma tu mnichów.
- BÄ™dÄ…. - Li krążyÅ‚ po sali niczym wÅ‚aÅ›ciciel dokonujÄ…cy przeglÄ…du swej posiadÅ‚oÅ›ci. Na koÅ‚kach osadzonych w Å›cianie rozwieszono mnisie szaty, by gompa sprawiaÅ‚a wrażenie za­mieszkanej. - Dyrektor Wen zaÅ‚atwia wszystko. Przystanek dla Amerykanów. Przygotujemy kilka inscenizacji. Damy im zapalić parÄ™ lampek maÅ›lanych i kadzideÅ‚.
- Inscenizacji?
- ObrzÄ™dów. Dla atmosfery. - Li zdjÄ…Å‚ z koÅ‚ka starodaw­nÄ… szatÄ™ obrzÄ™dowÄ… ze wstawkami ze zÅ‚otego brokatu i jedwa­biu przedstawiajÄ…cymi chmury i gwiazdy. ZdjÄ…Å‚ marynarkÄ™ i uÅ›miechniÄ™ty przymierzyÅ‚ szatÄ™, z zadowoleniem wygÅ‚adza­jÄ…c rÄ™kawy. - WykaÅ„czamy sprawy. ZostaÅ‚o już tylko parÄ™ dni do ich przybycia. - PrzechadzaÅ‚ siÄ™ po pokoju dumny jak ko­gut, próbujÄ…c zÅ‚apać swoje odbicie w maÅ‚ych szybkach okien­nych. - Za parÄ™ dolarów ekstra pozwolimy Amerykanom na­Å‚ożyć szaty i pokrÄ™cić mÅ‚ynkami modlitewnymi. W tle puÅ›ci­my nagrania mantr. Za dodatkowÄ… opÅ‚atÄ… zaproponujemy jednogodzinny kurs buddyjskiej medytacji.
- Coś w rodzaju buddyjskiego wesołego miasteczka.
- WÅ‚aÅ›nie! MyÅ›limy bardzo podobnie! - wykrzyknÄ…Å‚ Li, po czym spoważniaÅ‚. - Dlatego wÅ‚aÅ›nie musiaÅ‚em z wami poroz­mawiać, towarzyszu. MuszÄ™ siÄ™ do czegoÅ› przyznać. Nie by­Å‚em z wami do koÅ„ca szczery. Ale teraz muszÄ™, żeby uzmysÅ‚o­wić wam pewne sprawy. ProwadzÄ™ równolegÅ‚e Å›ledztwo, nie zwiÄ…zane ze Å›mierciÄ… prokuratora Jao. Ważniejsze. Jednakże wasze dziaÅ‚ania... nie macie pojÄ™cia, ile szkód możecie wyrzÄ…­dzić. Bardzo nam utrudniacie.
- Co utrudniam?
- Zrobienie tego, co zrobić należy. Jesteście poza swoim żywiołem. Jesteście wykorzystywani.
- Jestem zdezorientowany - stwierdziÅ‚ Shan, przyglÄ…da­jÄ…c siÄ™ półce za stoÅ‚em. - Co wÅ‚aÅ›ciwie macie na myÅ›li? - Za­peÅ‚niaÅ‚y jÄ… maÅ‚e ceramiczne figurki jaków i panter Å›nieżnych oraz caÅ‚y rzÄ…d muskularnych buddów z czerwonÄ… chiÅ„skÄ… fla­gÄ… w dÅ‚oniach.
Li usiadł na zydlu obok Shana, nie zwracając uwagi na to, że w ramionach zabytkowej szaty pękają szwy.
- Tan może udawać, co mu siÄ™ podoba. To przywilej jego urzÄ™du. Ale wy, wy nie możecie udawać. Przykro mi. Musimy być szczerzy. JesteÅ›cie więźniem. ByliÅ›cie więźniem. BÄ™dzie­cie więźniem. Ani wy, ani ja nic nie możemy na to poradzić.
- Towarzyszu zastępco prokuratora, zdolność udawania straciłem już wiele lat temu.
Li roześmiał się i zapalił papierosa.
- Wracajcie do Czterysta Czwartej - powiedział nagle.
- To nie leży w mojej mocy.
- PrzyÅ‚Ä…czcie siÄ™ do strajku. Możemy pozwolić wam roz­wiÄ…zać konflikt. Staniecie siÄ™ bohaterem. Z adnotacjÄ… w ak­tach. Być może ocalicie wiele istnieÅ„ ludzkich.
- Co dokładnie proponujecie?
- Możemy przenieść oddziały bezpieczeństwa gdzie indziej.
- Mówicie, że odwołacie pałkarzy, jeżeli przerwę śledztwo?
Li podszedł do półki z ceramicznymi pamiątkami. Podniósł jednego z buddów i zaciągnąwszy się papierosem, dmuchnął w podstawę. Przez oczy figurki wyszedł dym.
- To rozwiązałoby wiele problemów.
- Nie wyjaśniliście jeszcze dlaczego.