Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Po raz pierwszy w czasie trwania naszego związku zaczęłam wątpić w mojego męża i szczerze byłam tym zmartwiona. Wątpiłam w niego, ponieważ nie był osobą, której chciałabym się zwierzyć. Powiernikiem, jakiego potrzebowałam w tym specyficznym okresie mojego życia, był Eliot, z jego zrozumieniem dla powodów, które kierują ludźmi, gdy źle postępują, z jego współczującym uchem i szczerą wiarą w rzeczy tajemnicze. Nie chciałam zamykać się przed moim mężem ani ukrywać przed nim ważnych spraw, ale obawiałam się jego braku zrozumienia. W najlepszym wypadku mógł mi współczuć. Eliot wczuwał się i zamiast skłaniać mnie, żebym znowu przebadała się u psychiatry, chciał to wszystko przebadać razem ze mną, próbował znaleźć jakiś sens w tym całym bałaganie wydarzeń i mocy.
- Och, wielka mi sprawa, Cullen! Więc przerwałaś ciążę. Każdy miał aborcję, to stare jak świat. Nawet ja miałem aborcję - pozbyłem się mego ostatniego kochanka Sędziego Thompsona.
- „Sędziego”? Naprawdę tak miał na imię?
- Niestety tak. To był mały, czarny człowieczek w kowbojskim kapeluszu. Prawdę mówiąc, chciał, żebym mu kupił jakieś ostrogi!
- Jak to się dzieje, że nigdy nie mówisz o swoich kochankach?
- Ponieważ na myśl o nich robię się smutny. Jestem bardzo nieszczęśliwy w miłości. Ale nie chcę o nich teraz dyskutować. Widzisz, jak dobrze trafiłem z wyjaśnieniem twojej Rondui? Każdy rozpracowuje swoje problemy w snach. To taniutka interpretacja, wiesz? Przerwałaś ciążę i od tego czasu czujesz się okropnie. Gdzieś, w swym umyśle, dźwigasz to wielkie wiadro pełne winy, choć ja osobiście uważam, że czyniąc to jesteś szalona. Tak czy inaczej, przy pomocy tych snów o Rondui pozbywasz się tego. Wspaniale! Pomóż temu małemu Pepsi odnaleźć Kości Księżyca i jesteś znowu wolna. Ile już znaleźliście? Trzy?
- Tak. Ostatnia była nagrodą za Lojalność. Pepsi uratował życie Felinie, a potem pozwolił Upałowi żyć.
- Jakiemu upałowi?
- Upałowi, tak to coś miało na imię. Tańczyło na pustyni i próbowało zjeść Felinę.
- Felina to wilk?
- Tak. A Martio to wielbłąd, Pan Trący - pies...
- Który nosi czarny kapelusz?
- Tak.
Zadzwonił telefon i Eliot wstał, żeby go odebrać. Mówił do słuchawki przez kilka minut, a potem, ku memu zaskoczeniu, podał mi ją ze zdziwionym wyrazem twarzy.
- To twój przyjaciel, Weber Gregston, kochaneńka. Skąd on znał mój numer?
Chwyciłam słuchawkę, jakby to był niebezpieczny wąż.
- Halo?
- Halo, Cullen? Słuchaj, przepraszam, że do ciebie dzwonię pod ten numer, ale musimy porozmawiać. Musimy. - Jego głos świadczył o tym, że nie żartuje, był zmęczony i bardzo napięty.
- O co chodzi, Weber? Dobrze się czujesz? - Chciałam podziękować mu za wszystkie pocztówki, telegramy i inne rzeczy, ale teraz chodziło o coś poważniejszego.
- Nie, nie czuję się dobrze. Musimy się spotkać, najlepiej zaraz. Właśnie przyjechałem do miasta i muszę z tobą porozmawiać. Nie wciskam ci żadnego kitu ani nic takiego, Cullen. Proszę, nie bądź taka ostrożna wobec mnie. Dzieje się coś złego i myślę, że to twoja wina. Przykro mi, ale to prawda. Czy możemy się teraz spotkać? Czy to możliwe?
Eliot z głową przyklejoną do mojej słuchawki energicznie przytaknął. Wskazałam palcem na dziecko, a on szepnął, że zostanie przy niej.
- Okay, Weber. Gdzie jesteś?
- W budce telefonicznej na rogu, przy twoim domu. Zejdź na dół i spotkajmy się. Może za pięć minut?
- Dobrze. Trzymaj się, ja zaraz tam będę. Odwiesiłam słuchawkę i spojrzałam na Eliota.
- Co o tym myślisz?
- Zdaje się, że niedobrze z nim.
- Wiem. Jak myślisz, co się mogło stać?
- Tym razem to nie miłość. Był zbyt wstrząśnięty.
Weber stał przed domem. Wyglądał, jakby powrócił z ciemnej strony Księżyca.
- Wielkie nieba, Weber! Co ci się stało?
- Właśnie o tym chcę porozmawiać. Gdzie moglibyśmy pójść?
- Chodźmy do „Leny”, to za rogiem.
Przyłożył obie ręce do twarzy i potarł ją mocno. Włosy miał mokre i przylizane do tyłu. Jego twarz była świeżo ogolona, ale pokrywały ją małe, czerwone punkciki.
- Jestem zupełnie zagubiony. Nie spałem dobrze od tygodnia.
Restaurację prowadziły dwie miłe kobiety, które podawały fury pysznego jedzenia, a potem zostawiały cię w spokoju. Usiedliśmy przy stoliku w głębi pomieszczenia, chociaż było późne popołudnie i wewnątrz było pusto.
- O co chodzi, Weber?
Podniósł rękę, żeby mnie powstrzymać.
- Poczekaj. Pozwól, że najpierw zadam ci parę pytań. Kto to jest Pepsi i Pan Trący?
Moja głowa wystrzeliła do przodu.
- Jak się o nich dowiedziałeś? Kto ci powiedział?
- Nikt mi niczego nie powiedział. Ja ciągle o nich śnię, Cullen. Każdej nocy śnię o nich! Pepsi, Pan Trący i ty. Ty przede wszystkim. Co się dzieje, Cullen? Kim oni są? Mówię ci, nie śpię już tak, jak kiedyś. A chcesz wiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło? Uświadomiłem to sobie przedwczoraj w nocy. To zaczęło się zaraz po naszym spotkaniu - jak mną rzuciłaś o ziemię.
- Powiedz mi, o czym śnisz, Weber. Opowiedz mi dokładnie. Wszystko.
- Wiesz, o czym mówię, prawda?
Poczułam, jak napięcie ściąga mi mięśnie na karku w węzeł. Pamiętałam, co Eliot mówił o powodach zainteresowania Webera moją osobą. Uważał, że „zaczarowałam go” w dniu naszego spotkania.
- Tak, wiem, o czym mówisz. Kontynuuj. Witaj na Rondui.
- Rondua! Właśnie tak. Tak to się nazywa, prawda? Gadaliśmy bez przerwy przez trzy godziny. Bez wahania
opowiedziałam mu o wszystkim: o aborcji, o początku moich snów, o Pepsi, o poszukiwaniu Kości, o Mieście Zmarłych.
Tymczasem zgłodnieliśmy i zamówiliśmy dwa duże lunche. Potem, koło piątej, restauracja zaczęła się zapełniać koktajlowym tłumem. Zadzwoniłam do Eliota i powiedziałam, że potrzebuję jeszcze godziny. Odrzekł, że nie ma problemu, ale chciał wiedzieć, co się dzieje.
- Weber też śni o Rondui. Od czasu jak walnęłam go w pierś.
- Jasna cholera!
- Aha. Chyba miałeś rację, Eliot. Do zobaczenia. Wszystko ci potem opowiem.
- Dobrze, już się nie mogę doczekać. Tylko nie uderz nikogo po drodze do domu, co?