Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)rzy siê znowu, ¿eby tym razem poch³on¹æ jegoÂ… ale nagle dziewczê- ca, delikatna d³oñ, prawdziwa d³oñ nale¿¹ca do prawdziwej...— Być może, że nie… chociaż paÅ„skie nagÅ‚e pojawienie się…— W kinematografie robiÄ… jeszcze lepsze sztuki…— WiÄ™c niech mi pan...Przebudzenie Tality: nagÅ‚e zerwanie siÄ™ o dziewiÄ…tej rano, tarmoszenie Å›piÄ…cego twarzÄ… w poduszce Travelera, pokle­pywanie go po tyÅ‚ku, aby siÄ™ przebudziÅ‚...PanowaÅ‚ gÅ‚uchy spokój, jakby ziemia byÅ‚a jednym wielkim grobem! staÅ‚em tam pewien czas, myÅ›lÄ…c głównie o żyjÄ…cych, którzy - zagrzebani gdzieÅ› po...kontinuum okropnie jÄ™kÅ‚o, jakby macierz roniÅ‚a, posypaÅ‚ siÄ™ grad kamieni filozoficznych i Å‚ysnÄ…Å‚ nowy Å›wiat - ale jaki!! Z męża baczÄ… - rozjazda,...Nagle rozlegÅ‚y siÄ™ gÅ‚oÅ›ne i podniecone okrzyki: - Oto on! Neron siedziaÅ‚ wyprostowany w fotelu z koÅ›ci sÅ‚oniowej, a wiÄ™c jego gÅ‚owa już nie wspieraÅ‚a...- Może jest żywa, a może zamieszkaÅ‚ w niej duch twojego brata - odpowiedziaÅ‚a znachorka...wy dru ko waæ so bie tê ksi¹¿kê sa mi i nikt nie bê dzie ciê wi ni³, je ¿eli z niej sko rzy stasz...W jaki sposób uchroni si od niej? NiewBa[ciw w ka|dym razie wydaje si droga podporzdkowywania ocen dziaBaD ludzkich ocenie procesów, tzn
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nadal blokując jego ciosy z równą łatwością, jakby każdy z nich widziała, cofała się tanecznymi krokami, dopóki barkami nie dotknęła ściany wozu. A wtedy uśmiechnęła się, uśmiechem prosto z serca zimy.
- Będziesz umierał powoli i będziesz mnie błagał, bym ci pozwoliła mnie pokochać, zanim umrzesz - powiedziała.
Tym razem nie uderzyła bezpośrednio w niego. Uderzyła w jego połączenie z saidinem.
Pod wpÅ‚ywem pierwszego, ostrego jak nóż dotkniÄ™cia, pa­nika rozbrzmiaÅ‚a w Pustce niczym gong, Moc kurczyÅ‚a siÄ™, wsuwajÄ…c coraz gÅ‚Ä™biej miÄ™dzy niego a ŹródÅ‚o. PrzeciÄ…Å‚ ostrze tego noża Duchem, Ogniem i ZiemiÄ…; wiedziaÅ‚, gdzie go szu­kać; wiedziaÅ‚, gdzie jest to poÅ‚Ä…czenie, poczuÅ‚ pierwsze naciÄ™­cie. Tarcza, którÄ… Lanfear próbowaÅ‚a utkać, zniknęła i pojawiÅ‚a siÄ™ na nowo, powracaÅ‚a tak samo szybko, jak on ciÄ…Å‚, ale za­wsze towarzyszyÅ‚o temu chwilowe cofanie siÄ™ saidina, który prawie go wtedy zawodziÅ‚, przez co jego kontruderzenie ledwie udaremniaÅ‚o jej atak. WÅ‚adanie dwoma splotami na raz powin­no byÅ‚o być Å‚atwe - potrafiÅ‚ wÅ‚adać dziesiÄ™cioma i wiÄ™cej - ale nie wtedy, gdy jeden sÅ‚użyÅ‚ do rozpaczliwej obrony przeciwko czemuÅ›, o istnieniu czego nie wiedziaÅ‚, dopóki pra­wie nie byÅ‚o za późno. Nie wtedy, gdy myÅ›li innego czÅ‚owieka stale usiÅ‚owaÅ‚y wypÅ‚ynąć na powierzchniÄ™ we wnÄ™trzu Pustki, podpowiadajÄ…c mu, jakim sposobem mógÅ‚by jÄ… pokonać. Gdy­by usÅ‚uchaÅ‚, to wówczas być może to Lews Therin Telamon odszedÅ‚by z tego miejsca z Randem al'Thorem - gÅ‚osem czasami odzywajÄ…cym siÄ™ w jego gÅ‚owie, o ile w ogóle.
- Obie te ladacznice bÄ™dÄ… musiaÅ‚y patrzeć, jak bÅ‚agasz ­powiedziaÅ‚a Lanfear. - Ale czy to one powinny patrzeć, jak umierasz, czy raczej to ty powinieneÅ› patrzeć, jak one umierajÄ…?
Kiedy zdążyÅ‚a wejść na otwartÄ… platformÄ™ wozu? Musi jÄ… obserwować, czyhać na najlżejszÄ… oznakÄ™, że siÄ™ zmÄ™czyÅ‚a, że traci koncentracjÄ™. PÅ‚onna to byÅ‚a nadzieja. Stanęła obok wy­krzywionej framugi ter'angrealu i patrzyÅ‚a na niego z góry niczym królowa, która zaraz wyda wyrok, a mimo to mogÅ‚a sobie pozwolić na marnowanie czasu na chÅ‚odne uÅ›miechy kie­rowane na bransoletÄ™ z ciemnej koÅ›ci sÅ‚oniowej, którÄ… bez koÅ„­ca obracaÅ‚a w palcach.
- Co zrani cię najbardziej, Lewsie Therinie? Chcę cię zranić. Chcę, byś poznał ból, jakiego żaden człowiek nigdy dotąd nie zaznał!
Im grubszy stawaÅ‚ siÄ™ strumieÅ„ pÅ‚ynÄ…cy ku niemu od Źród­Å‚a, tym trudniej byÅ‚o go przeciąć. DÅ‚oÅ„ zacisnęła siÄ™ na kieszeni kaftana, kamienny posążek tÅ‚ustego czÅ‚owieczka wpiÅ‚ siÄ™ z ca­Å‚ej siÅ‚y w piÄ™tno czapli odciÅ›niÄ™te w jej wnÄ™trzu. WciÄ…gnÄ…Å‚ saidina najgÅ‚Ä™biej jak mógÅ‚, dopóki skaza nie zaczęła dryfować po Pustce, a on nie upodobniÅ‚ siÄ™ do rzednÄ…cego we mgle deszczu.
- Ból, Lewsie Therinie.
I ból pojawiÅ‚ siÄ™, agonia pochÅ‚onęła Å›wiat. Nie w sercu albo w gÅ‚owie tym razem, ale wszÄ™dzie, w każdej jego czÄ…stce, gorÄ…ce igÅ‚y wkÅ‚uÅ‚y siÄ™ w PustkÄ™. ZdawaÅ‚o mu siÄ™ niemalże, że sÅ‚yszy syk przy każdym ukÅ‚uciu, a każde wnikaÅ‚o jeszcze gÅ‚Ä™biej niż poprzednie. Nie zaniechaÅ‚a prób otoczenia go tarczÄ…; byÅ‚y coraz szybsze, potężniejsze. Nie potrafiÅ‚ uwierzyć, że jest taka silna. PrzywarÅ‚szy do Pustki, do przepalajÄ…cego na wskroÅ›, do zama­rzajÄ…cego na lód saidina, broniÅ‚ siÄ™ jak szalony. MógÅ‚ poÅ‚ożyć temu kres, mógÅ‚ z niÄ… skoÅ„czyć. MógÅ‚ przywoÅ‚ać bÅ‚yskawicÄ™ albo omotać jÄ… ogniem, którego sama użyÅ‚a do zabijania.
Przez ból pomykaÅ‚y obrazy. Kobieta w ciemnej sukni hand­larki, spadajÄ…ca z konia, on ze Å›wiatÅ‚em czerwonego jak ogieÅ„ miecza w dÅ‚oniach; przybyÅ‚a z garstkÄ… innych SprzymierzeÅ„­ców CiemnoÅ›ci, żeby go zabić. Ponure oczy Mata: "ZabiÅ‚em jÄ…". ZÅ‚otowÅ‚osa kobieta leżąca w zrujnowanym korytarzu, gdzie, jak siÄ™ zdawaÅ‚o, Å›ciany same stopiÅ‚y siÄ™ i rozpÅ‚ynęły.
"Ilyeno, przebacz mi!"
To był okrzyk rozpaczy.