Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Nie! Nie chcÄ™!PrzetoczyÅ‚ siÄ™ w nim krzyk zrodzony z czarnej gÅ‚Ä™bi ciszy, w której pogrążona byÅ‚a tak znaczna część umysÅ‚u Gaynesa - krzyk rozdarÅ‚...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...Gdyby wciąż byÅ‚a wolna, mogÅ‚aby chcieć poÅ›lubić go z obowiÄ…z­ku, bÄ…dź co bÄ…dź miaÅ‚a ojca puÅ‚kownika...PanowaÅ‚ gÅ‚uchy spokój, jakby ziemia byÅ‚a jednym wielkim grobem! staÅ‚em tam pewien czas, myÅ›lÄ…c głównie o żyjÄ…cych, którzy - zagrzebani gdzieÅ› po...stawa³y obok czeskich przeciw cesarzowi, wtedygodnoœæ cesarska piastowan¹ by³a w³aœnie przezkrólów czeskich...opiekuna, w gÅ‚Ä™bi duszy byÅ‚a jednak rada, że może ofiarować czÅ‚owiekowi, który tak wysoko jÄ… oceniÅ‚, fortunÄ™ co najmniej równÄ… majÄ…tkowi, jaki...MusiaÅ‚ jednak wspiąć siÄ™ na górÄ™, a już miaÅ‚ duże opóźnienie w stosunku do planu, jedynym zaÅ› pocieszeniem, jakie sÅ‚yszaÅ‚ zewszÄ…d, byÅ‚a wola Allaha...Z poczÄ…tku Ayla byÅ‚a przekonana, że przypadkowe zachowania swych półdzikich przyjaciół niepotrzebnie bierze za przejaw celowego dziaÅ‚ania, lecz po dÅ‚uższej...Bohaterka ballady byÅ‚a niemoralnÄ… kobietÄ…, która wolaÅ‚a spać pod goÅ‚ym niebem niż na puchowym posÅ‚aniu...Osada byÅ‚a od nas oddalona o kilkaset jardów, lecz leżaÅ‚a na uboczu, po drugiej stronie sÄ…siedniej zatoki...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Prokop wcześniej niż zwykle wrócił z nabożeństwa. Z
domu wynoszono pośpiesznie wszystkie ławy, stołki, krzesła, ustawiając je w cieniu pod
drzewami. Nie upłynęła godzina, a podwórze zaroiło się od wozów i bryczek. Większość
przyjezdnych byli to starsi, poważni gospodarze z okolicy najbliższej, nie brakło jednak i ta-
kich, którzy przybyli z wiosek odległych o dwadzieścia czy nawet trzydzieści kilometrów.
Narada snadź nie miała trwać długo, gdyż koni nie wyprzęgano. Baby zostały na wozach,
chłopi zaś udali się pod drzewa i tu zasiedli.
Obrady zagaił pan Walenty Szuba, .najpoważniejszy wśród wszystkich wiekiem i po-
wszechnie ceniony gospodarz z Paczkowie:
– Zebrali my siÄ™ tu na obgadanie pożytecznej sprawy, po myÅ›li Prokopa Mielnika, a na po-
żytek ludziom i na chwałę Bogu. Wszystkim wam wiadomo, o co chodzi, a choć my ludzie i
niebogaci, i samych pewno nie byłoby stać na taką budowlę, ale wierzym, że jak się już za-
cznie, to niejeden do nas się przyłączy, czy to swoją pracą, czy materiałenii czy pieniędzmi.
Tylko durny człowiek nie rozumie, że to nam wszystkim na korzyść wyjdzie, nam i całej
okolicy. A przy tym i wdzięczność należy się profesorowi okazać, bo zaszczyt to dla nas
wielki, że w nasze strony powrócił, choć mógł w dalekim mieście siedzieć.
– Pewno, pewno – odezwaÅ‚y siÄ™ liczne gÅ‚osy. Szuba ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
– Tedy i jemu życzliwość okazać i sobie pożytek zrobić musimy. Na żadne wielkie rzeczy
nas nie stać, ale myślę, że dom czteroizbowy postawić możemy, gontem kryty. Nasz gospo-
darz, Prokop Mielnik, ofiarował się odpisać pod dom dziesięcinę placu, gromada z Rudziszek
obiecała drzewo. A teraz musimy uradzić, kto podejmie się zwózki, kto zadeklaruje murarską
robotę przy fundamentach, ciesielską i inne. O cegły do pieców i kominów, a także samo o
szkło do okien nie kłopoczcie się już, bo to my z moim szwagrem Zubarem bierzemy na sie-
bie.
Szuba skończył i zaległo milczenie tak długie, że zdawać by się mogło, że zebrani by-
najmniej nie są zwolennikami wysłuchanego projektu. Myliłby sif jednak, kto by tak sądził.
Ludzie tutejsi nie lubią pośpiechu, nie lubią też wyrywać się pierwsi przed innymi. Nie jest to
przyjemne być posądzonym o brak opanowania i wysuwanie siebie przed sąsiadów.
Pierwszy odezwał się brodaty osiłek Iwan Bałabun, staroobrzędowiec z Nieskupy, nie tyl-
ko dobry rolnik, ale i stolarz ceniony w całej okolicy. Ten w imieniu własnym jak i swoich
braci przyrzekł wykonać wszystkie roboty stolarskie, czego zresztą po nim ogólnie się spo-
dziewano. Następnie pan Józef Petrunis ze wsi Bierwinty obiecał w imieniu swojej gromady
241
(jako że piastował godność sołtysa) gonty i robotę przy pokryciu dachu. Ludzie z Wiczkun,
najlepiej w ciesielstwie obeznani, zadeklarowali, że zrąb postawią. I tak jedne po drugich sy-
pały się zgłoszenia, a Prokop Mielnik detalicznie wszystko spisywał na wielkim arkuszu pa-
pieru. Gdy już wszystko było wyszczególnione, obecni jeden po drugim składali pod spodem
swoje podpisy. Niewiele ich było. Na kilkudziesięciu zebranych zaledwie kilku naliczyć
można było piśmiennych. Reszta zamiast nazwisk stawiała po trzy krzyżyki. Nic to jednak nie
umniejszało ważności zobowiązania. Raz, że po długim namyśle zostało uczynione, a dwa, że
z dobrej woli.
Teraz dopiero wszyscy hurmem udali się pod przybudówkę, a Prokop wszedł do środka.
Chociaż to była niedziela, zastał Wilczura przy pracy, zajętego warzeniem jakichś ziół.
– Cóż tam, Prokop? – Wilczur podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™. – Zdaje siÄ™, że masz wielu goÅ›ci.
– Nie goÅ›cie to – zaprzeczyÅ‚ ruchem gÅ‚owy mÅ‚ynarz. – W sprawie zajechali i już wiÄ™cej do
ciebie jak do mnie.
– Do mnie? – zdziwiÅ‚ siÄ™ Wilczur.
– A tak. Ciekaw byÅ‚eÅ›, dokÄ…d jeżdżę i po co, to teraz wyjdź przed chatÄ™, to siÄ™ i dowiesz.
Już tam czekają wszyscy.
Wilczur, zaintrygowany, pojęcia nie miał, o co chodzi.
– Cóż tam knujecie? – zapytaÅ‚ nieufnie.
– Ano chodź, to i bÄ™dziesz wiedziaÅ‚.
Zebrani wieśniacy przyjęli Wilczura niskimi ukłonami. Najwymowniejszy zaś z nich
wszystkich, Szuba, wystąpił naprzód i powiedział: