Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Tutaj znajdziemy tylko nędzne małe rybki. Na głębokim morzu złowimy potwora.
Hymir czuł się coraz bardziej nieswojo, aż w końcu zawołał:
- Teraz już naprawdę musimy zawrócić, bo jesteśmy nad głębiami oceanu, gdzie przebywa wąż Midgardu.
Kiedy Thor to usłyszał, uśmiechnął się posępnie i wciągnął wiosła do lodzi. Przygotował bardzo mocną linę i potężny hak, przyczepił na nim głowę wołu i opuścił ją na dno morza.
Tymczasem Hymir ciągnął na linach jednocześnie dwa wieloryby, które potem rzucił na łódź przed siebie.
- To już wystarczy! - zawołał. - A teraz wiosłujemy do brzegu, zanim nas tu spotka jakie straszne nieszczęście.
Nie dokończył jeszcze tych słów, gdy wąż Midgardu kłapnął zębami rzucając się na głowę wołu i wbił sobie hak w szczęki. Kiedy zrozumiał, że go schwytano, począł się szarpać z taką siłą, że pięści Thora, trzymającego liny, uderzały o boki łodzi.
-- Rycząc z gniewu Thor pochylił się do tyłu, by nie dać się pociągnąć wężowi, i tak bardzo się naprężył, aż stopy jego przebiły deski pokładu. Ale
pewnie, choć jednak wolno ciągnął swą potężną zdobycz. Cale morze wznosiło się i opadało z bulgotem, a dokoła liny wytworzył się wielki wir i wodny.
Kiedy łeb Jormunganda wynurzył się na powierzchnię, Hymir począł krzyczeć ze strachu; bo tym, którzy choć raz widzieli węża Midgardu, nic już na świecie nie wyda się przerażające ani wstrętne.
Gdy Thor ciągnął potwora do łodzi i gotował się, aby uderzyć go młotem, cala ziemia drżała, a straszliwe wycie Jormunganda odbijało się echem po zimnych wodach i niosło aż ku lodowatym obszarom północy.
Hymir zbladł, potem zżółkł i kolana mu dygotały. W momencie kiedy Thor zamachnął się Mjollnirem, aby zadać cios, Hymir pochylił się i przeciął linę nożem do ryb; wąż Midgardu opadł aż na dno morza.
Z rykiem wściekłości Thor rzucił młotem za Jormungandem, a potem uderzył Hymira pięścią w głowę, aż olbrzym runął w morze.
Mjollnir powrócił do ręki Thora posiniaczywszy tylko łeb Jormunganda, a Hymir wgramolił się spiesznie na łódź. Siedział posępny, nie mówiąc słowa, a Thor wiosłował ku brzegowi.
Kiedy dopłynęli do lądu, Hymir wydostał się z łodzi i powiedział z goryczą do towarzysza:
- Proszę cię, żebyś przynajmniej podzielił się ze mną pracą. Albo zanieś wieloryby do domu, albo wyciągnij łódkę na brzeg.
- Chętnie - odpowiedział Thor, bo minęła mu już wściekłość. Położył sobie na głowę łódź, w której były wiosła i wieloryby, i wielkimi krokami piął się stromą ścieżką ku domowi olbrzyma.
Zasiedli do śniadania i wieloryby szybko zniknęły - głównie w przepastnym gardle Thora.
Uparty olbrzym nie chciał jednak przyznać, że Thor jest mocniejszy od niego, i postanowił wystawić go na jeszcze jedną próbę.
- Oczywiście, umiesz tęgo wiosłować - rzekł. - Dobrze też łowisz ryby, a łódź dźwigasz bez trudności. Ale to nie wystarcza, żeby cię nazwać mocnym, bo na pewno, przy całej twojej sile, nie zdołasz rozbić tego pucharu. Trzeba być olbrzymem, żeby to zrobić, choć to fraszka.
Thor wziął puchar Hymira i przyjrzał mu się dokładnie. Następnie rzucił nim o kamienny siup tak mocno, że puchar przebił słup i uderzył w ścianę.
Hymir podniósł puchar i oddal go Thorowi, n ten zobaczył, że nie ma na nim nawet najmniejszego spłaszczenia.
Parokrotnie podejmował nowe próby, rzucając pucharem z taką silą, że przebijał słupy i mury. Ale kiedy go podnosił widział, że jest cały i nietknięty.
Kiedy szedł go podnieść po raz ostatni, przesunęła się koło niego piękna olbrzymka, matka Tyra, szepcąc spiesznie:
- Rzuć nim w głowę Hymira! Jest twardsza od każdego pucharu.
Thor posłuchał jej i zamachnąwszy się cisnął pucharem z całej siły w głowę Hymira.
Puchar upadł na podłogę rozbity w kawałki, a na głowie Hymira nie było żadnego śladu. Stary olbrzym zaczął gorzko lamentować nad utratą ulubionego przedmiotu.
- Tyle dobrych rzeczy tracę! - wzdychał. - Nigdy już nie będę popijał miodu z tego pucharu, który leży rozbity u moich stóp... No cóż, Thorze, zgubo olbrzymów, i mój wnuku, Tyrze, pokonaliście mnie. Tutaj stoi mój wielki kocioł do warzenia piwa. Jeżeli nie jest dla was za ciężki, możecie go zabrać ze sobą.
Tyr natychmiast wysunął się naprzód i chwycił naczynie, ale choć natężał wszystkie siły, nie mógł go poruszyć.
Wtedy Thor ujął kocioł za brzegi i tak silnie nim szarpnął, że aż przebił stopami podłogę. Zarzucił go na głowę jak hełm i odszedł z tryumfem, a łańcuchy i haki kociołka pobrzękiwały u jego stóp.
Thor i Tyr szli drogą w kierunku rzeki Elivagar. Wtem posłyszeli jakiś zgiełk za sobą, więc obrócili się i zobaczyli, że goni ich tłum wielogłowych olbrzymów, wymachując pałkami i krzycząc, że złodziejscy Asowie, którzy przyszli do Jotunheirnu, dostaną od nich nauczkę.
Thor postawił na ziemi kocioł, zamachnął się młotem Mjollnirem nad głową i rzucił nim w najbliżej stojącego olbrzyma, który padł z roztrzaskaną na kawałki kamienną czaszką. Skoro tylko Mjollnir powrócił do ręki Thora, ten rzucił nim ponownie i powtarzał tę czynność, aż wielu olbrzymów legło martwych, a reszta zawróciła i uciekła w zasnute mgłą góry Jotunheimu.
Wtedy Thor znowu zarzucił kocioł na głowę i ruszył naprzód pełen dumy, chełpiąc się wszystkim, czego kiedykolwiek dokonał wśród olbrzymów.
Kiedy przybył nad rzekę Elivagar, prom był na drugiej stronie. Siedział w nim stary, jednooki przewoźnik z siwą brodą w szerokoskrzydłym kapeluszu, otulony w ciemnoniebieski płaszcz.
- Hej tam, staruszku za rzeką! - zawołał Thor. - Kim jesteś i dlaczego nie sprowadziłeś na tę stronę promu dla mnie?