Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Policja by im nie dała. No, a w dodatku może padać... Włażą w jakieś zakamarki, na tym terenie są takie doły na półtora metra, po brzegach leżą butelki i puszki, które zostawiają robotnicy. Przypuszczam, że robią to na stojąco.
- Z tym całym majdanem na sobie? Nie do pomyślenia. To znaczy, że facet nigdy by jej nie widział nago? To zresztą musi być widok...
- Popatrz tylko, jak się kochają... Jak na siebie patrzą...
- Wino mu tryska uszami. Czułość przy jedenastu promillach alkoholu z kawałkiem.
- Ale oni się kochają, Horacio, Oni się naprawdę kochają. Ona ma na imię Emmanučle, była kurwą na prowincji. Przyjechała barką i tak już została nad rzeką. Kiedyś w nocy, kiedy byłam smutna, rozmawiałyśmy długo. Śmierdzi nieludzko, musiałam na chwilę nawet odejść. Wiesz, o co ją zapytałam? Zapytałam ją, kiedy zmienia bieliznę. Co za głupota zadawać takie pytania. Ale poczciwa, chociaż nie ma wszystkich klepek; tej nocy wydawało jej się, że na chodnikach kwitną kwiaty, wymieniała je jedne po drugich.
- Jak Ofelia - powiedział Horacio. - Natura imituje sztukę.
- Ofelia?
- Wybacz, pedant ze mnie. A co ci odpowiedziała, kiedy ją zapytałaś o bieliznę?
- Zaczęła się śmiać i wydudliła jednym ciągiem pół litra. Powiedziała, że jak ostatni raz coś zmieniała, to dołem, ściągała przez kolana. Wszystko darło się, wyłaziło w strzępach. W zimie bardzo marzną, wtedy pakują na siebie, co im wpadnie w rękę.
- Nie lubiłbym być pielęgniarzem i żeby mi ją którejś nocy przynieśli na noszach. Podwaliny społeczeństwa... Pić mi się chce, Maga.
- To idź do Poli - powiedziała Maga patrząc na klo-szardkę, która pod mostem pieściła się z ukochanym. - Uważaj, teraz zacznie tańczyć, o tej porze zawsze zbiera jej się na tańce.
- Wygląda jak niedźwiedź.
- A taka jest szczęśliwa - powiedziała Maga i podniósłszy biały kamyk zaczęła mu się przypatrywać z uwagą.
Horacio odebrał jej kamyk i polizał go. Smakował solą i kamieniem.
- To mój - Maga postanowiła odebrać kamyczek.
- Ale popatrz tylko, jak nabiera koloru, kiedy jest ze mną. Cały się rozświetla.
- Ale ze mną mu lepiej. Oddaj go, to mój.
Spojrzeli po sobie. Pola.
- Jak chcesz - powiedział Oliveira. - Teraz czy kiedy indziej, to wszystko jedno. Oj, głupia jesteś, dziecinko, żebyś ty wiedziała, jak spokojnie możesz spać.
- Sama? Dziękuję za łaskę - obraziła się Maga. - Widzisz, już beczę. Ale mów dalej, już nie będę płakała. Jestem podobna do niej, popatrz, jak tańcuje, no popatrz tylko, waży tyle, co góra, i tańcuje. Lepi się od brudu i tańcuje. Oddaj mi mój kamyczek.
- Masz. Wiesz, niełatwo jest powiedzieć: kocham cię. Teraz naprawdę niełatwo.
- No pewno, to by było tak, jakbyś mi dał coś napisanego przez kalkę.
- Rozmowa dwóch orłów - powiedział Horacio.
- Można się uśmiać - powiedziała Maga. - Jak chcesz, to ci go pożyczę, dopóki kloszardka nie skończy tańczyć.
- Dobrze - Horacio wziął kamyk i znowu go polizał.
- Po co mamy mówić o Poli? Sama jest i chora, odwiedzam ją, jeszcze sypiamy ze sobą, i tyle. Nie mam ochoty zmieniać jej na słowa, nawet z tobą.
- Emmanučle wpadnie do wody - krzyknęła Maga. - Jest jeszcze bardziej pijana niż on.
- Nie, wszystko zakończy się równie ohydnie jak zawsze
- powiedział Oliveira wstając. - Czy widzisz czcigodnego przedstawiciela władzy, który się zbliża. Chodźmy, to za smutne. Właśnie jak jej zachciało się tańczyć.
- Na pewno jakaś stara purytanka tam na górze zgorszyła się i zrobiła skandal. Jak ją spotkamy, kopniesz ją w tyłek.
- Dobra. A ty wytłumaczysz mówiąc, że od czasu do czasu miewam taki nożny tik, pamiątka po pocisku spod Stalingradu.
- A więc ty staniesz na baczność i zasalutujesz.
- Wcale nieźle mi to wychodzi, żebyś wiedziała, że tego nauczyli mnie w wojsku. Chodź, pójdziemy się czegoś napić. Nie chcę się oglądać, ale aż tu słychać, jak ich ruga. Nie wiem, czy nie należałoby wrócić i jemu wpieprzyć tego kopniaka. Doradź mi, o Ardżuna! Pod uniformami marynuje się zapach całej ludzkiej podłości. Ho detło. Chodź, zjeżdżamy. Brudniej szy jestem od twojej Emmanučle, brud, który się zaczął przed wiekami, Persil lave plus blanc, przydałby się jakiś transcendentalny środek do prania, kosmiczne mydliny. Lubisz ładne słówka? Salut, Gaston.