Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Musisz się znaleźć poza linią wroga, w Anglii. —
Zawiesza głos i zapala papierosa. — I pozostaje jeszcze coś. Zadaję sobie pytanie: czemu taka piękna kobieta miałaby się zakochać w kimś takim jak ja? Po czym sam udzielam sobie odpowiedzi. Sądzi, że jeśli ją pokocha, nie wyśle jej do Anglii.
— Nie jestem na tyle sprytna ani podstępna, żeby na coś takiego wpaść.
— Oczywiście, że jesteś. Dlatego cię wybrałem. Narasta w niej złość.
— Ale przyjemnie spędziłem ten czas z tobą. Emilio mówił, że jesteś świetna w łóżku. Najlepsza dupa w całej mojej pieprzonej karierze — tak to ujął. Ale cóż, Emilio bywa dość wulgarny. Twierdził, że przewyższasz nawet najdroższe dziwki. Chciał cię zatrzymać w Hiszpanii jako metresę. Musiałem mu zapłacić podwójną stawkę. Ale wierz mi, okazałaś się warta tych pieniędzy.
Ona zrywa się na nogi.
— Wynoś się stąd, ale już! Rano wyjeżdżam! Mam dość tego zadupia!
— O, tak, wyjeżdżasz rano. Ale nie tam, gdzie sądzisz. Pozostaje tylko jeden problem. Twoi szkoleniowcy wspominali, że nadal masz opory przed zabiciem nożem. Mówią, że doskonale strzelasz — lepiej od chłopców. Ale sztyletem jeszcze słabo się posługujesz.
Nie odpowiada, tylko mierzy wzrokiem mężczyznę rozciągniętego na dywanie.
— Coś ci zaproponuję. Jeśli będziesz musiała skorzystać ze sztyletu, pomyśl o tym mężczyźnie, który skrzywdził cię w dzieciństwie.
Przerażona szeroko otwiera usta. Tylko jednej, jedynej osobie się z tego zwierzyła. Marii. Ale Maria musiała powtórzyć ojcu, a on, łajdak, przekazał to Voglowi.
— Nie wiem, o czym mówisz — zaprzecza, ale bez przekonania.
— Oczywiście, że wiesz. Właśnie dlatego stałaś się taką pozbawioną serca, pieprzoną suką.
Reaguje instynktownie. Podchodzi bliżej i wymierza mu złośliwego kopniaka w brodę. Vogel uderza głową o podłogę. Leży bez ruchu, możliwe że stracił przytomność. Jej sztylet jest na podłodze, przy kominku — nauczono ją trzymać go przy sobie bez przerwy. Podnosi go, otwiera lśniące ostrze. W blasku ognia wydaje się czerwone jak krew. Przysuwa się do Vogla. Chce go zabić, zanurzyć sztylet w śmiertelne miejsca, których ją nauczono: serce, nerki, ucho lub oko. Ale Vogel już się podparł na łokciu, mierzy z pistoletu prosto w jej głowę.
— Doskonale — chwali. Krew spływa mu z wargi. — Sądzę, że już jesteś gotowa. Odłóż sztylet i siadaj. Musimy porozmawiać. I bardzo proszę, ubierz się. Dziwacznie wyglądasz.
Wkłada szlafrok i poprawia ogień, podczas gdy Vogel ubiera się i opatruje skaleczenie.
— Jesteś skończonym draniem, Vogel. Musiałabym postradać zmysły, żeby dla ciebie pracować.
— Nawet nie próbuj myśleć, żeby się teraz wycofać. Dostarczyłbym gestapo bardzo przekonujących dowodów, że twój ojciec zdradził führera. A jeśli choć raz mi podpadniesz w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii, dam cię Anglikom na srebrnej tacy. Sądzisz, że tamten typek cię zranił? To sobie wyobraź, że raz za razem będzie cię gwałcić banda angielskich strażników. Zapewniam cię, byłabyś ich ulubioną więźniarką. Pewnie by sobie nie zawracali głowy wieszaniem cię.
Nieruchomieje w mroku. Zastanawia się, jak by mu rozbić czaszkę żelaznym pogrzebaczem, ale Vogel nadal trzyma broń. Uświadamia sobie, że to on nią manipulował. Sądziła, że udało jej się go przechytrzyć, że panuje nad sytuacją, a to Vogel wszystkim kierował. Chciał zaszczepić w niej chęć zabijania. I przyznaje, że doskonale się spisał.
— A przy okazji — odzywa się znowu Vogel — kiedy dawałaś mi się jebać, uśmierciłem cię. Anna Katerina von Steiner, lat dwadzieścia siedem, zginęła godzinę temu w nieszczęśliwym wypadku samochodowym na obrzeżach Berlina. Straszna szkoda. Taki talent zmarnowany.
Vogel już się ubrał, przykłada do wargi wilgotną szmatkę. Zostają na niej ślady krwi.
— Rano, tak jak zaplanowaliśmy, jedziesz do Holandii. Zostajesz tam przez pół roku, mocno ustalasz swoją tożsamość. Następnie ruszasz do Anglii. To twoje dokumenty na Holandię, pieniądze, bilet kolejowy. Mam w Amsterdamie ludzi, którzy się z tobą skontaktują i cię poprowadzą.
Zbliża się i staje tuż przy niej.
— Anna zmarnowała sobie życie. Ale Catherine Blake może zdziałać coś naprawdę wielkiego.
Słyszy zamykające się za nim drzwi, skrzypienie butów na śniegu. W głuchej ciszy rozlega się jedynie trzask ognia i zawodzenie wiatru szarpiącego świerkami. Przez chwilę stoi nieruchomo; potem zaczyna się trząść. Nogi się pod nią uginają. Pada na kolana przy ogniu i wybucha niepohamowanym płaczem.
Berlin
Kurt Vogel spał w gabinecie na polowym łóżku, kiedy usłyszał jakiś hałas. Poderwał się na nogi.
— Kto tam?
— To tylko ja, panie kapitanie.