Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- Ha, ha, ha! - W śmiechu Marcusa nie było ani odrobiny wesołości...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...W stosunku do Willa krewni Michiko okazywali milczącą pogardę, widzieli w nim wroga, to było uwłaczające, ale bardziej zabolała go pogarda, z jaką potraktowali...panowała ciemno , bo nie było okna, kopciły wieczki; my lałem, e pr d kaput, w ko cu nawet u nas, w Warszawie, wył czaj , gdy brak energii, albo e te pod mod , taki...Pokój! Dalsza służba w dyplomacji i policji! Lecz czyż nie jest to zmarnowanie dwóch trzecich armii? Po pierwsze, dla nikogo nie było tajnym, że wśród wojska,...15~lO PIACIE KOODZIEJU v I TAJEMNICZYCH WDROWCACHgwarno byo tego dnia w chacie oracza i koodzieja Piasta...Podczas tych spotkań z karawanami, ciągle miałem przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udało się dotrzeć z podobną karawaną...poczciwy Chapsal i Noël dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobności ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by było...Słońce było już wysoko, jego promienie odbijały się od połaci żużlu na wypalonych terenach i przywracały do życia chorowitą zieleń rosnących na obrzeżach...Jeśli było coś jeszcze gorszego od ohydnej wprawy, z jaką składano ofiary, świadczącej o długim doświadczeniu, to byli to dobrze ubrani wierni,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Raz znalazłem na ziemi kilka kłosów żyta, które biegnąc podniosłem, wykruszyłem i kilka ziarnek włożyłem w usta. Gdy przebiegałem koło Bronka Otta, ten krzyknął, wołając mnie. Gdy podszedłem, szczeknął:
- Co żresz?
- Żyto - odpowiedziałem i pokazałem mu kilka ziarnek, które miałem jeszcze w ręku.
Jak on mnie wtedy zbił, skopał, sponiewierał. Nie wiem, jak to się stało, że mnie nie wykończył.
Ott bił na zimno, z przyjemnością. Był wypadek, że posterunek SS chciał do niego strzelać widząc, jak morduje człowieka - zdążył tylko skoczyć za kupę ziemi. Był młody, silny, zgrabny i przystojny. Musiał zabijać. Raz zabił swego kolegę, którego długi już czas żywił, za to, że otrzymaną od niego zupę sprzedawał na “giełdzie” za papierosy.
Raz, gdy już staliśmy w szeregu przed powrotem do obozu, nie wiedząc, że Bronek liczy, poruszyłem głową. Jak mnie trzepnął równocześnie w szczękę i w żołądek, to od razu skręciłem się na ziemi bez oddechu. Później zapytałem go:
- Bronek, dlaczego ty tak ludzi bijesz?
- Nauczyłem się bić i mnie to przyjemność sprawia - odpowiedział - bo jak nie będę bił, to nie będę kapem i mnie będą bili. A ja chcę jeszcze przeżyć i do domu wrócić.
- Ale jak wrócisz, to ci życie na wolności będzie bardziej miłe jak w obozie. A czy nie pomyślałeś sobie, że może stanąć przed tobą jakiś mściwy typ z rurą w łapie i powie ci: Przypomnij sobie! I ci w łeb wykopci?
- Co - straszysz mnie? - zapytał.
- Co ja ciebie mogę straszyć - przecież ja jestem muzułman i może już za miesiąc zdechnę. Ot, tak tylko sobie powiedziałem.
Następnego dnia w południe zawołał mnie po dolewkę.
- Nie chcę - odpowiedziałem.
- Chodź, bierz! - szczeknął.
Będzie bił - pomyślałem - i wziąłem, ale usiadłem na ziemi i nie jem, tylko czekam, żeby komu oddać - to miała być taka moja złośliwość.
- Żryj! - wrzasnął.
Oho, już teraz nieklawo - i szybko zjadłem, a on w tym czasie, gdy jadłem, mówił w obecności wszystkich:
- Ty nie myśl, że się ciebie boję. A dałem ci dlatego, że jesteś pierwszy, który tak do mnie powiedział. Bo ci wszyscy to tylko - Bronuś, Broneczku, Bronuś, Broneczku, ale ja i tak wiem, co te skurwysyny sobie myślą.
W dniu wyzwolenia Bronisław Ott został przez więźniów zabity.
 
Obiady w tym czasie były strasznie głodne. Przez przeszło dwa miesiące dostawaliśmy liście sałaty rozgotowane w wodzie, bez odrobiny tłuszczu, bez soli i bez kartofli - bo w obozie zabrakło dla nas kartofli. Po otrzymaniu porcji obiadowej przytrzymywałem łyżką liście i z miski wypijałem wodę, a później zjadałem 4-5 łyżek sałaty - nie więcej. I takie to jedzenie dawali nam bez przerwy i bez żadnej zmiany przeszło dwa miesiące. Tu już nic nie pomagała miska “zupy”, którą wieczorem dostawałem od Heńka B. - no, były to zawsze jednak dwie miski dziennie, a nie jedna. Dlatego też jadłem dmuchawiec, lebiodę, szczaw i żywokost. Po południu wydawali nam po pół garnuszka kawy. Jak już rozdali kawę, to często dostałem od nich miskę fusów - fusy to też żarcie.
Raz wlazłem do budy kapów. Wiedziałem, że oni gotują sobie żarcie. Buda była już całkowicie pusta, ale znając metody szukałem ruchomej deski w podłodze - i znalazłem. Pod podłogą znalazłem łupiny od surowych kartofli i kilka małych kartofli. Schowałem to do kieszeni i później po trochu zjadałem.