Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wówczas pokornie dziękował za pomoc, której mu udzieliły - na tyle przynajmniej pokornie, na ile był w stanie uczynić to człowiek pokroju Logaina. Wychodziło na to, że wraz z upływem czasu - oraz brakiem widocznych wyników - jego wdzięczność osłabła.
Siuan nawet nie mrugnęła pod wpływem jego wzroku.
- Taką właśnie żywię nadzieję - odparowała twardym głosem. - Ale jeśli chcesz odejść, proszę bardzo, zostaw nam nasze konie i idź! Jeżeli nie chcesz wiosłować, wynoś się z pokładu i dalej płyń o własnych siłach! Zobaczymy, jak dalece uda ci się zrealizować swoją zemstę.
Wielkie dłonie Logaina zacisnęły się na wodzach, Min usłyszała chrupnięcie kłykci. Aż drżał od tłumionych emocji.
- Zostanę jeszcze trochę, Maro - powiedział na koniec. - Jeszcze troszeczkę.
Na moment Min zobaczyła aurę otaczającą jego głowę, promienną koronę ze złota i błękitu. Siuan i Leane oczywiście nie mogły jej zobaczyć, chociaż wiedziały, na co ją stać. Czasami widziała różne rzeczy dotyczące spotykanych ludzi wizje, jak je sama określała - obrazy, czasami aurę. Niekiedy nawet umiała odkryć ich znaczenie. Ta kobieta wyjdzie za mąż. Ten mężczyzna umrze. Drobne sprawy lub wielkie wydarzenia, radosne lub smutne, ale nigdy nie rozumiała, dlaczego widzi jedno, a nie drugie w związku z daną osobą. Aes Sedai i Strażników zawsze otaczała aura; większość ludzi wizje omijały. Ta wiedza częstokroć nie była przyjemna.
Widziała już wcześniej poświatę otaczającą Logaina i wiedziała, co ona oznacza. Przyszłą chwałę. Ale to przecież nie miało sensu. Nie w odniesieniu do niego. Swego konia, miecz i kaftan wygrał w kości, chociaż Min nie była pewna, czy grał uczciwie. Nie posiadał niczego więcej, żadnych perspektyw, wyjąwszy obietnice Siuan, a w jaki sposób ona miała ich dotrzymać? Samo jego imię równało się wyrokowi śmierci. To po prostu nie miało sensu.
Logainowi humor powrócił równie szybko, jak przedtem go opuścił. Wyciągnął zza pasa grubą sakiewkę uszytą z kiepsko utkanego materiału i zadźwięczał nią, wymachując w ich stronę.
- Zdobyłem trochę monet. Przez jakiś czas nie będziemy musieli sypiać po stodołach.
- Słyszałyśmy o tym - sucho odrzekła Siuan. - Przypuszczam, że nie powinnam się po tobie niczego lepszego spodziewać.
- Pomyśl o tym jako o wkładzie w twoje poszukiwania. - Wyciągnęła dłoń, ale on na powrót przytroczył sakiewkę do pasa, szyderczo się przy tym uśmiechając. - Nie chciałem skazić twych rąk dotykiem kradzionych pieniędzy, Maro. Poza tym w ten sposób przynajmniej mogę być pewny, że ty nie uciekniesz ode mnie.
Siuan wyglądała na wściekłą, lecz nic nie powiedziała. Stanąwszy w strzemionach, Logain spojrzał za siebie w stronę Źródeł Kore.
- Widzę stado owiec i dwóch chłopców. Czas ruszać. Doniosą o tym, co widzieli tak szybko, jak tylko będą w stanie biec. - Na powrót usiadł w siodle i spojrzał w dół na Joniego, który wciąż leżał nieprzytomny. - I sprowadzą pomoc dla tego człowieka. Nie sądzę, bym go trafił na tyle mocno, żeby mu się coś stało.
Min potrząsnęła głową; Logain nie przestawał jej zaskakiwać. Nie przypuszczała, by zdolny był poświęcić choć chwilę uwagi człowiekowi, któremu przed chwilą rozbił głowę.
Siuan i IJeane nie marnowały czasu, błyskawicznie wspięły się na swe siodła o wysokich łękach; Leane dosiadała siwej klaczy, którą nazwała Księżycowym Kwiatem, Siuan zaś Beli, niskiej i kudłatej. Leane powodowała Księżycowym Kwiatem ze swobodną gracją. Min natomiast dosiadła Dzikiej Róży, swej gniadej, znacznie bardziej elegancko niźli Siuan, jednak daleko jej było do Leane.
- Czy sądzicie, że on będzie nas ścigał? - zapytała Min, kiedy już ruszyli na południe, truchtem oddalając się od Źródeł Kore. Pytanie skierowała do Siuan, ale to Logain odpowiedział.