Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ork dowodzący Grim Batol, niejaki Nekros Miażdżący Czaszki, ostatnio zaczynał coraz bardziej podejrzewać, że dni górskiej fortecy są policzone i zostało ich bardzo mało. Szalone pogłoski rozsiewane przez czarodzieja zaczęły żyć własnym życiem i rozrosły się poza jego wszelkie oczekiwania.
A teraz... a teraz orki miały dowód w osobie Rhonina. Młody czarodziej odegrał swoją rolę. Pokazał Nekrosowi, że łatwo można przeniknąć do jego, wydawałoby się, bezpiecznej fortecy. Orczy dowódca z pewnością rozkaże opuścić Grim Batol.
Tak, Rhonin dobrze odegrał swoją rolę... a Krasus wiedział, że nigdy sobie nie wybaczy, iż wykorzystał człowieka w taki sposób.
Co pomyśli o nim jego ukochana królowa, kiedy dowie się prawdy? Ze wszystkich smoków to Alexstrasza najbardziej troszczyła się o młodsze rasy. Były dziećmi przyszłości, tak kiedyś powiedziała.
- Musiałem to zrobić - zasyczał.
A jednak... wizja z sadzawki nie tylko przypomniała mu o losie pionka, ale też wzbudziła ciekawość czarodzieja. Musiał wiedzieć więcej.
Pochyliwszy się nad sadzawką, Krasus przymknął oczy i skoncentrował się. Od dłuższego czasu nie kontaktował się z jednym z najbardziej użytecznych agentów. Jeśli wciąż żyje, na pewno wie, co dzieje się wewnątrz góry. Smoczy mag wyobraził sobie tego, z którym chciał rozmawiać, po czym z całą swoją mocą sięgnął myślami, żeby otworzyć połączenie między nimi.
- Usłysz mnie teraz... usłysz mój głos... musimy koniecznie porozmawiać... w końcu nadchodzi nasz dzień, cierpliwy przyjacielu, dzień wolności i wybawienia... usłysz mnie... Rom...
SZESNAŚCIE
Podnieście go - zabrzmiał zwierzęcy głos. Mocne ręce schwyciły oszołomionego Rhonina za ramiona i uniosły go na nogi. Na jego twarz nagle polała się woda, przywracając mu przytomność.
- Jego ręka. Ta. - Jeden z trzymających Rhonina uniósł jego lewe ramię. Ktoś złapał jego dłoń, uchwycił mały palec...
Rhonin krzyknął, kiedy pękła kość. Gwałtownie otworzył oczy. Odkrył, że spogląda w twarz starego orka, którą wyraźnie poznaczyły lata wojowania. Ork nie wyglądał na zadowolonego z cierpienia człowieka, raczej na zniecierpliwionego, jakby wolał być gdzie indziej, zajmując się ważniejszymi sprawami.
- Człowieku - zabrzmiało to jak przekleństwo. - Masz jedną szansę, aby przeżyć. Gdzie jest reszta twojej drużyny?
- Nie... - Rhonin zakaszlał. Ból złamanego palca wciąż przeszywał całe jego ciało. - Jestem sam.
- Uważasz mnie za głupca? - chrząknął przywódca. - Uważasz Nekrosa za głupca? Ile jeszcze palców ci pozostało, co? - Pociągnął za ten obok złamanego. - Wiele kości w ciele. Wiele kości do połamania!
Rhonin myślał najszybciej, jak mu na to pozwalał ból. Już poinformował orka, że przybył sam, lecz to go najwyraźniej nie zaspokoiło. Co chciał usłyszeć Nekros? Że góra została zaatakowana przez armię? Czy to by go zadowoliło?
Oczywiście, może to utrzymać Rhonina przy życiu, dopóki nie wymyśli jakiegoś sposobu ucieczki.
Wciąż nie wiedział, co się stało, prócz tego, że mimo całej swojej ostrożności w jakiś sposób został oszukany przez Skrzydła Śmierci. Najwyraźniej smok chciał, żeby maga odnaleziono. Ale dlaczego? Miało to mniej więcej tyle sensu, jak pragnienie Nekrosa, żeby usłyszeć o obcych żołnierzach wałęsających się po jego fortecy!
Rhonin uznał, że o niejasnych planach Skrzydeł Śmierci pomyśli później. Teraz najważniejsze było własne życie.
- Nie! Nie... proszę... inni... nie jestem pewien, gdzie są... rozdzieliliśmy się...
- Rozdzieliliście się? Nie wierzę! Przybyłeś po nią, prawda? Przybyłeś po królową smoków! To twoja misja, czarodzieju! Wiem o tym! - Nekros pochylił się nad nim, a jego oddech sprawił, że Rhonin niemal ponownie stracił przytomność. - Moi szpiedzy słyszeli! Słyszałeś, prawda, Kryllu?
- O tak, o tak, panie Nekrosie! Słyszałem wszystko!
Rhonin spróbował spojrzeć za orka, ale Nekros nie pozwolił mu zobaczyć tego, który mówił. Sam głos jednak mówił wiele o tożsamości szpiega, zwłaszcza że ten Kryli musiał być goblinem, którego wcześniej słyszał.
- Mówię do ciebie, człowieku. Przybyłeś po smoka, prawda?
- Roz...
Nekros spoliczkował go, pozostawiając strużkę krwi spływającą z kącika ust Rhonina.
- Zaraz pójdzie następny palec! Przybyliście uwolnić smoka, zanim wasze armie dotrą do Grim Batol! Uznaliście, że chaos będzie wam służył, prawda?
Tym razem Rhonin już wiedział.
- Tak... tak myśleliśmy.
- Powiedziałeś „my”! To już drugi raz! - Triumfujący orczy przywódca przechylił się do tyłu.
Ranny mag po raz pierwszy zobaczył okaleczoną nogę Nekrosa. Nic dziwnego, że ten potężny ork dowodził hodowlą smoków, zamiast prowadzić dziki oddział na wojnę.
- Widzisz, wielki Nekrosie? Grim Batol nie jest już bezpieczne, mój wspaniały dowódco - zabrzmiał wysoki głos goblina. - Kto wie, ilu jeszcze wrogów czai się w niezliczonych tunelach? Kto wie jak długo jeszcze, zanim wojska Sojuszu wyruszą na ciebie, a prowadzić ich będzie mroczny? Szkoda, że prawie wszystkie pozostałe smoki już znalazły się pod Dun Algaz! Nie możesz bronić góry z takimi małymi siłami! Lepiej, jeśli wrogowie nie znajdą nas tutaj, niż gdybyśmy zmarnowali tyle cennego...
- Powiedz mi coś, czego nie wiem, śmieciu! - Ork grubym palcem wskazał na pierś Rhonina. - On i j ego towarzysze przybyli za późno! Nie dostaniecie smoczycy ani jej młodych, człowieku! Nekros już to wszystko przewidział!
- Nie...
Kolejny policzek. Jedyną korzyścią z piekącego bólu obitej twarzy było to, że dzięki niemu czarodziej zapomniał o cierpieniu związanym ze złamanym palcem.
- Możesz mieć Grim Batol, człowieku, choć nie jest dużo warte! Niech cała góra spadnie wam na głowy!
- Nekrosie... musisz... musisz skończyć z tym szaleństwem!
Rhonin poderwał głowę. Znał ten głos, choć słyszał go tylko raz wcześniej.