Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.ROZDZIAł 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy użyciu kciukaWyciągnij przed siebie rękę z podniesionym kciukiem...Tansy odwraca kartkę (na froncie albumu wytłoczono: ZŁOTE WSPOMNIENIA) i oto widzi siebie i Irmę na pikniku Mississippi Electrix, kiedy dziewczynka miała cztery...Budowê kolejowego mostu na DŸwinie przyjmuj¹ na siebie wojska polskie; w ich zarz¹dzie bêdzie równie¿ wskazany most i linia kolejowa do stacji DŸwiñska...– Tak zrobimy, kiedy tylko tam się dostaniemy! – odparł jak zwykle pewny siebie Wilczy Wódz...„To tylko założenie, że on tam jest, tylko taka możliwość — mówił do siebie...W inne dni, kiedy już nie mogliśmy bez siebie wytrzymać, szliśmy do któregoś z bardziej odległych kin: Ochoty, Wisły czy Feminy i tam jak para nastolatków...Mostkowanie bezprzewodowe umożliwia łączenie sieci LAN znajdujących się względnie blisko siebie, ale mających również średnice bliskie maksymalnym...Wymienione cechy grup terrorystycznych stanowi o ich atrakcyjnoci przede wszystkim dla osb niezadowolonych z siebie, le zaadaptowanych we202wasnych...- Prawdziwy Smok się Odrodził - powiedziała Ve­rin prawie do siebie - i tym samym Wzór nie ma już miejsca na fałszywe Smoki...Ani w Japonii, ani w Indiach nie odnajdujemy tej nienawici do samych siebie, ktra doprowadzia do zniszczenia religii i wielkiej czci chiskiego dziedzictwa...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Przecież już dawno obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie zrobię niczego po­dobnego. Zamęt, jaki ogarnął Roosing Oolvaya, przebudził we mnie uczucia, z którymi zmagałem się od lat. Powtarzają ci, że się nauczysz. Mówią ci: rób, co musisz, po pewnym czasie przywykniesz. Przed laty, kiedy byłem durnym, nieopierzonym szczeniakiem z mieczem do wynajęcia, robiłem takie rzeczy, że nadal ich wspomnienie ciąży mi nad głową niczym gradowa chmura. Sama myśl o nich przyprawia mnie o ciarki i wygania na ulicę, bym zrobić coś miłego dla jakiegoś innego biednego, tępego idioty. Może byłem odporny na naukę.
Z innej beczki: albo wszyscy zostaniemy barbarzyńcami, albo mu­simy nauczyć się hamować własne instynkty, powściągać je, gdy tylko zaczną przekraczać wyznaczoną linię, i robić to, co uważamy za prawe, nawet jeśli nie przynosi nam bezpośrednich korzyści, nawet jeśli czasami może zagrażać naszemu życiu. Ja chciałem tak postępo­wać i tak próbowałem żyć.
Kim jest przyzwoity facet? Kimś, kto ma zasady i ich przestrze­ga? Kimś, kto postępuje właściwie, kiedy ma wybór? Może. Ale co jest właściwe? Powstrzymywanie silniejszych od przejęcia władzy nad światem? Czasami. Darowanie życia, kiedy można zabić? Nie­którzy zasługują na śmierć, i co wtedy? Pomaganie przyjaciołom? Zazwyczaj. Jak brzmi prawdziwa odpowiedź? Niech mnie licho, je­śli wiedziałem. Przywołałem się do porządku. Ta sytuacja nie wy­magała napisania całej książki. Mieściła się całkiem nisko na skali możliwych sytuacji krytycznych. Cała sprawa niewiele znaczyła dla kogoś, kto w tej chwili nie przebywał w Roosing Oolvaya. Nieważ­ne. Nie miałem pojęcia, jaki powinien być przyzwoity facet, ale za­wsze się za takiego uważałem. Wiedziałem też, że Maks myśli po­dobnie o sobie. Obaj staraliśmy się postępować właściwie, nawet gdy nie było to wskazane dla nas samych. Gdybym wrzucił Maksa do wody, nie mógłbym myśleć o sobie jako o kimś, kim chciałbym być. To było dla mnie ważniejsze od uniknięcia kłopotów, jakie z pewno­ścią spadną na mnie z powodu zachowania go przy życiu.
Tak więc Maks leżał na rufie, a ja musiałem domyślić się, czego zażądałby ode mnie w następnej kolejności.
Najpilniejszym problemem był ten Karlini. Woda wokół zatopionej podstawy zamku burzyła się i pieniła, na powierzchnię wyskakiwały sznury ogromnych bąbli, a orgia świateł tańczących na murach i wciąż obniżająca się powała wirujących chmur zdawały się sugerować, że zamek znów szykuje się do zrobienia czegoś głupiego. Maks w jakiś sposób kontaktował się z Karlinim, tam w zamku, i Karlini będzie czekał, aż Maks pomoże mu wydostać się z jakichś tarapatów. Założy­łem, że Karlini musi wydostać się z samego zamku.
Widziałem delikatną jasnoniebieską nitkę, która zaczynała się od lewej ręki Maksa i odchodziła w stronę zamku. Ukląkłem obok nie­go i wetknąłem rękę w promień. Co zrobił Maks? Wyglądało na to, że tylko mówił.
- Halo? Jest tam kto? Karlini?
W odpowiedzi usłyszałem cichy głos. - Kim jesteś? Gdzie jest Maks?
- Maks stracił przytomność. Jak ci pomóc? Chyba usłyszałem ciche “auuu!" A potem:
- Gdybyś chciał wiedzieć, to jestem ugotowany.
- Karlini! Spróbuję przesłać ci trochę mocy. Może ci się przyda.
- Nie wiem, co on zamierzał- mruknął Karlini - a ten zamek lada chwila wystartuje.
Nadal w zaciśniętej dłoni miałem pierścień - mrowiące fale żaru rozprzestrzeniały się od niego w górę ramienia. Nadal byłem połą­czony więzią metaboliczną z Gashem. I pierścień i Gash, musieli się na coś przydać. Wsunąłem w promień rękę z pierścieniem i zaczą­łem się koncentrować. Pomóż Karliniemu, myślałem. Pomóż K a r l i n i e m u. Robiłem to wcześniej dwa razy i nawet jeśli nie wyszło całkiem po mojej myśli, zyskałem pewną wprawę. Tym ra­zem szło łatwiej. Błękitny promień zafalował.
- Co tam się dzieje? - zapytał Karlini.
Dysk chmur na niebie opuścił się, a gdy tylko dotknął iglicy naj­wyższej wieży, cały zamek zamigotał i zaczął się rozmywać. Maks na­dal był nieprzytomny, ale może zaczynał kontaktować - zakaszlał, poruszył głową, spróbował unieść rękę. Ręka? Przyłożyłem do niej pierścień. W powietrzu zagotował się obłoczek pełen krętych linii, zagmatwanych niczym gąszcz ciernistego krzaka. Z obłoczka w stronę Karliniego wystrzelił promień. Usłyszałem:
- Maks! Jestem wolny! - a potem z nieba, jak pęknięty sznurek latawca, spadła na łódź długa błękitna nitka.