Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Besany zastanawiała się, czy i wokół niej rozpłyną się w taki
sam, czysto mechaniczny sposób. W pewnym sensie również pełniła rolę wysuniętej placówki
wojennej. Osiemdziesiąt trzy dni temu - była audytorką, a dbałość o szczegóły należała do jej
zawodu - generał Jedi trafił ją paraliżującą serią i tak znalazła się w małej społeczności sił
specjalnych. Było to okno na świat wojny bez zasad, anonimowego bohaterstwa, ale też
niezwykłej i nieoczekiwanej czułości.
I to był jej sekret. Nawet Skarb Republiki o nim nie wiedział.
Robiła rzeczy, za które szefowie ze Skarbu by jej nie pochwalili. Podobnie jak za
podawanie istotnych danych - kodów haseł, obejść zabezpieczeń - sierżantowi komandosów,
jak za fałszowanie raportów, aby ukryć fakt, że pozwoliła siłom specjalnym nadzorować
swoje śledztwo.
Teraz za późno, żeby się tym martwić.
Ale Besany i tak się martwiła. Szła szybko, marząc, żeby już dotrzeć do domu i
zamknąć za sobą drzwi mieszkania. Kolejny dzień, który można skreślić z kalendarza, bo nie
została aresztowana.
To zupełnie do mnie niepodobne, pomyślała. Tak po prostu uwierzyć we wszystko.
Nawet nie zauważyła, że ktoś za nią idzie. Kiedy jakaś dłoń opadła na jej ramię,
krzyknęła. Z poczuciem winy odwróciła się I stwierdziła, że patrzy w lustrzaną maskę
jednego z policjantów CSF.
Serce podeszło jej do gardła. O nie, nie, nie...
- Agentka Wennen - rzekł. Akcent był znajomy. - Dawnośmy się nie widzieli...
Nie znała go, była tego pewna.
- Ma pan nade mną przewagę, panie oficerze. - Mężczyźni zaczepiali ją rzadziej niż
powszechnie sądzono. Wiedziała, że jest piękna, ale wiedziała też, że potrafi być
nieprzystępną twierdzą. Nawet Ordo - ogromnie pewny siebie, pozbawiony strachu -
traktował ją nieufnie. Swoją urodę przez większość czasu uważała za przekleństwo. - Co
mogę dla pana zrobić?
Policjant stał z pięściami na biodrach. Nie wyglądało na to, żeby zamierzał wyciągnąć
broń.
- No cóż, wiem, że nie jestem tak oryginalny jak mój brat, ale mogłabyś powiedzieć
przynajmniej: „Hej, Mereel, jak leci?".
- Och, to ty? - Mereel: jeden z pięciu braci Zero ARC Ordo.
Porucznik Mereel. Serce Besany podskoczyło w całkiem inny sposób. Nawet nie
próbowała ukryć ulgi. - Przepraszam, Mereel. Nie spodziewałam się ciebie tutaj...
- I nie rozpoznałaś mnie w tym ubraniu, co? - Kilku przechodniów obejrzało się za
nimi. Zachichotał. - Chodzi mi o zbroję. Człowiek wygląda w niej całkiem inaczej. W
każdym razie, co by to była za tajna operacja, gdybym był łatwy do rozpoznania? Ale nie
możemy tu tak stać przez całą noc i pozwalać, żeby się na nas głupio gapili. Chodź ze mną, a
ja sprawię, że nie pożałujesz.
- W porządku. - I znów robi to samo, rzuca wszystko i idzie na oślep na żądanie
policjanta z tajnej jednostki. Nie tak działa grupa śledcza Skarbu Republiki. Miała swoje
zasady. - Chciałam spytać...
- Ordo ma się dobrze i przesyła pozdrowienia. W tej chwili wypełnia drobne zadanie z
Kal’buirem. - Mereel mógł być klonem, ale był też indywidualnością, jak każdy inny
człowiek. Nie chodził jak Ordo i nie mówił jak on. - Spróbuję nauczyć go trochę ogłady,
kiedy wróci. Nie ma pojęcia, jak postępować z damą.
Besany szła obok niego; wiedziała z teorii, że udawanie rutynowych działań jest
najlepszym sposobem na niezwracanie na siebie uwagi.
- Chciałam tylko wiedzieć, czy jest bezpieczny.
- Jesteśmy żołnierzami. Nigdy nie jesteśmy bezpieczni.
- Mereel...
- Spójrz na to w inny sposób - zaproponował i ruszył w kierunku ścigacza patrolowego
CSF, zaparkowanego na publicznym lÄ…dowisku wychodzÄ…cym na szlak powietrzny. - Druga
strona jest w o wiele większym niebezpieczeństwie niż my.
Besany wsunęła się na siedzenie pasażera i nawet nie spytała, skąd wziął ścigacz i
mundur. CSF lubiła klony z Operacji Specjalnych. Ich szef antyterrorystów, Obrim, był
bardzo zaprzyjaźniony z sierżantem Skiratą, Kal'buirem - Papą Kalem. Wyświadczali sobie
grzeczności bez zadawania pytań. Besany zazdrościła tej konspiracyjnej bliskości.
Kal'buirowi uszłoby na sucho nawet morderstwo.
- Czy wolno ci opowiedzieć, jak się wszyscy czują? - Zapytała cicho.
- Naprawdę się o nas martwisz, prawda? - Mereel skierował ścigacz w kierunku jej
apartamentowca. Nie przypominała sobie, żeby mu mówiła, gdzie mieszka. - Wszystko w
porządku. Omega została wysłana na Zewnętrzne Rubieże, gdzie ktoś potrzebuje pomocy
przy zmianie reżimu. Delta pomagają marines. Czy jeszcze o kimś zapomniałem?
Besany poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Powinna była zapytać o pierwszego
klona, jakiego w życiu poznała, cierpliwego żołnierza usuwającego bomby, który stracił obie
ręce i wylądował przy tymczasowej pracy biurowej.
- Jak szeregowy Corr radzi sobie z życiem jako były komandos?
- O, ma się świetnie. Uczy się nowych, sprytnych sztuczek od mojego brata Kom'rka.
Dobry człowiek z tego Corra.
- A dwaj oficerowie Jedi?
- Etain ewakuuje kolonistów z Quillury, a Bard'ika, przepraszam, generał Jusik wraca
w tym tygodniu. - W wyjaśnieniu Mereela były wielkie luki, brakowało w nich szczegółów.
Wydawało się, że usuwa je na bieżąco. - Chcesz wiedzieć coś o Vau? Jest z Deltą. Nikt nie
zginął. Są zdziwieni, wkurzeni, zmęczeni, samotni, znudzeni, głodni, śmiertelnie przerażeni,
niektórzy nawet się bawią, ale wszyscy żyją, a to plus. - Ścigacz wznosił się i przeskakiwał
pomiędzy szlakami, aż skręcił wprost pod jej apartament. Tak, Mereel dokładnie wiedział,
gdzie mieszka. Ustawił ścigacz na właściwej platformie, na jej balkonie, i otworzył włazy. -
Czy wciąż jesteś gotowa wyświadczyć nam parę przysług? Bez wiedzy szefostwa?