Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W obronie tego
rodzaju wartości widzę współczesną misję naszego Towarzystwa, co więcej w tym właśnie upatruję obecne, a
więc w zupełnie innych warunkach historycznych, nawiązanie do ówczesnych celów działalności PTPN pro
publico bono. My, ludzie korporacji, powinniśmy być szczególnie na procesy społeczne i polityczne wyczuleni.
Powinniśmy je analizować i na ten temat się wypowiadać. Powinniśmy stać w obronie takich wartości jak
demokracja i wolność, bronić ich "pazurami i dziobem", tak jak nasi przodkowie "pazurami i dziobem" bronili
narodu i niepodległości. Pragnę, aby dzisiejszy wykład, wygłoszony właśnie na tym szacownym forum,
odebrany został jak głos za koniecznością prowadzenia publicznej debaty na temat wolności i demokracji,
debaty, która jakby ostatnio w Polsce zamarła ustępując miejsca kolejnym sensacjom polskiego życia
politycznego, teczkom, agentom, taśmom, sex-aferom itp.
Z całą pewnością części z Państwa moje stanowisko się nie spodoba. Liczę na to. Liczę na to dlatego, że spór
jest istotą demokracji. Aby to wyjaśnić i - przede wszystkim - aby wyjaśnić co rozumiem przez pojęcie
demokracji, muszę sięgnąć po kilka definicji. Otóż często dość mechanicznie, a także bezrefleksyjnie,
przyjmuje się demokrację liberalną jako demokrację modelową. Odrzucam ten pogląd. Bliżsi mi są krytycy
demokracji liberalnej niż jej apologeci; krytycy jednak nie tyle z pozycji tzw. demokracji ludowej (tacy wciąż
błąkają się po świecie), ale demokracji radykalnej. Aby nie wchodzić w szczegóły teoretycznych zawiłości w
skrócie określę demokrację liberalną jako demokrację opartą na consensusie, na przekonaniu istnienia czegoś,
co można by nazwać "wspólnym dobrem". Jak wiadomo ta modernistyczna przesłanka okazała się w praktyce
czynnikiem sprzyjającym rozmaitym wykluczeniom. Nigdy bowiem nie jest tak, że w zawarciu consensusu
uczestniczą w równym stopniu wszyscy obywatele. Z reguły jedni bardziej, inni mniej, a jeszcze inni w ogóle. To
oni więc są z dobrodziejstw demokracji liberalnej wykluczeni. Nie partycypując w niej, są marginalizowani.
Teoria demokracji radykalnej usiłuje z takiej diagnozy wyciągnąć - jak sama nazwa wskazuje - radykalne
wnioski, czyli stworzyć teoretyczne narzędzia do - upraszczając - jeszcze bardziej demokratycznej demokracji,
a dokładniej bardziej pluralistycznej, opartej na uznaniu i równouprawnieniu wielopodmiotowości 3. Przede wszystkim wytyka demokracji liberalnej pewne historyczno-teoretyczne niekonsekwencje. Otóż wg Claude'a
Lefort demokracja - w przeciwieństwie do ancien regime'u - nie ma podstaw; jest systemem ideologicznie
bezpodstawnym; to władza "pustego miejsca". Ani Bóg, ani Historia, czy cokolwiek innego, nie może być
ideologicznym "usprawiedliwieniem" demokratycznego systemu 4. Tymczasem demokracja liberalna, jakkolwiek tego nie deklaruje, w istocie rzeczy z consensusu - zdaniem części krytyków - czyni podstawę, bazę
systemu.
Demokracja radykalna, jak twierdzi Chantal Mouffe, musi mieć agonistyczny charakter; to w istocie rzeczy
demokracja agonistyczna 5. To ciekawe pojęcie i warto mu się bliżej przyjrzeć. Agon to w starożytnej Grecji zawody, rywalizacja, konkurencja. W duchu tego źródła projekt demokracji agonistycznej wychodzi z dwóch
krytycznych wobec demokracji liberalnej przesłanek: 1. podważa zasadę consensusu nie tyle dlatego, że staje
się ona quasi bazą systemu, ale dlatego, że neutralizuje konflikt, stara się go eliminować, co w efekcie
prowadzi do zakwestionowania pluralizmu; 2. jednocześnie - paradoksalnie - zauważa, że liberalizm nie radzi
sobie z antagonizmem, nijako siłą faktu wytwarzając napięcia "my" - "oni". Ten antagonizm, skrywany
consensusem, w istocie rzeczy - zdaniem Chantal Mouffe - rozsadza liberalizm. Zamiast tego, proponuje ona
uznanie za niezbędne utrzymanie konfliktu, czy też sporu, ideowej rywalizacji jako cechy konstytutywnej
demokracji, nie tłumienie sporu w imię "wspólnego dobra", lecz utrzymywanie go na powierzchni jako czegoś-
nie-do-przezwyciężenia. Uczestnicy sporu nie powinni traktować się jak wrogowie, których należy niszczyć, lecz
jako "przeciwnicy", z którymi należy konkurować. Tym samym więc "antagonizm" przekształcony zostałby w
"agonizm", relacje wrogości w rywalizację.
Zapewne brzmi to dla części z Państwa nieco idealistycznie, ale niewątpliwie jest to jakaś próba zbudowania