Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wykonujemy jakieś gesty publicznie, ale są też rzeczy, na które sobie pozwalamy tylko wtedy, gdy jesteśmy pewni, iż nikt nas nie podgląda. Znamienne, że ilekroć wybieramy zachowanie „właściwe" na daną okazję, tylekroć spotykamy się z bardzo podobnymi działaniami innych ludzi; odstępstwa od tego, co przyjmuje się tu i teraz za regułę, zdarzają się nad wyraz rzadko, można by więc odnieść wrażenie, że naszymi poczynaniami sterują jakieś niewidoczne nitki.
Gdy zdarzy się, że omyłkowo postąpię w sposób nienaganny wprawdzie w innej sytuacji, w tej jednak — co najmniej wątpliwy, najprawdopodobniej poczuję się zakłopotany i winny. Pożałuję błędu, który drogo może mnie kosztować: utratę pracy lub awansu, skazę na reputacji, pozbawienie szacunku ważnej dla mnie osoby. W innych sytuacjach mogę odczuć wstyd: gdy, na przykład, ujawnię jakiś aspekt „prawdziwego Ja", który lepiej byłoby pozostawić w sekrecie lub od którego wolałbym być wolny. W przeciwieństwie do żalu z racji niemiłych konsekwencji czynu, w odczuciu wstydu nie ma niczego wy kalkulowanego czy racjonalnego. To nie za sprawą namysłu, choćby spóźnionego, pojawiło się to uczucie.
Wstyd jest automatyczną reakcją na błędne rozpoznanie sytuacji, które sprawiło, że przekroczyłem wyznaczoną granicę i pomieszałem to, co winno być rozdzielone. Można więc powiedzieć, że wstyd jest kulturowo wyuczoną blokadą, która chronić ma przed takimi pomyłkami zacierającymi różnice, instrumentem, który informuje, że zeszliśmy z właściwej (kulturowo wytyczonej) ścieżki.
Teraz jest już chyba jasne, że sens kultury — twórczyni sztucznego porządku — polega przede wszystkim na dokonywaniu rozróżnień, segregowaniu, oddzielaniu rzeczy i postępków, które skądinąd wyraźnie się między sobą nie różnią. Na pustkowiu nie tkniętym przez ludzką aktywność i obojętnym na ludzkie cele nie ma żadnych drogowskazów ani płotów, które jeden obszar przeciwstawiałyby innemu; jedna wydma jest podobna do drugiej i nie ma w nich niczego, co różniłoby je między sobą. Wydaje się przeto, że nie zamieszkane pustkowie jest bezforemne. Natomiast w otoczeniu poddanym pracy kulturowej jednorodny, płaski obszar podzielony jest na zakresy, które dostępne dla jednych ludzi, innym są wzbronione, na części odpowiednie dla pojazdów, i takie, które służą pieszym. Teraz świat uzyskuje strukturę. Ludzie dzielą się w nim na zwierzchników i podwładnych, funkcjonariuszy władzy i cywilów, tych, którzy mówią, i tych, którzy tylko słuchają i są 83
Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 8 - Natura i kultura posłuszni, co pozostaje bez żadnego widocznego związku z „naturalnymi" różnicami w budowie cielesnej i zdolnościach umysłowych. Jednorodnie upływający czas dzieli się na porę śniadania, przedpołudniowej kawy, obiadu, podwieczorku i kolacji. Zgromadzenia podobne czy nawet identyczne pod względem fizycznym są przecież wyraźnie odgraniczone: raz jest to seminarium, kiedy indziej konferencja, a innym razem beztroskie spotkanie towarzyskie przy winie i orzeszkach. Spożywanie potraw, fizjologicznie zawsze służące temu samemu celowi, jest jednak nader odmienne w zależności od tego, czy chodzi o herbatkę u cioci, kolację przed telewizorem czy uroczysty raut.
Te i analogiczne różnice odkładają się jednocześnie na dwóch płaszczyznach. Jedna to układ świata, w którym działamy. Druga to same nasze poczynania. Fragmenty świata różnią się między sobą, a także same się zmieniają w zależności od okresów, na które dzieli się czas (ten sam budynek może być szkołą z rana, a salą balową wieczorem; to samo pomieszczenie, które za dnia służy jako gabinet, na noc przemienia się w sypialnię, a żadna z tych zmian nie jest nieodwracalna). Różnicują się jednak także czynności. Zachowanie przy stole będzie zależeć nie tylko od tego, co znalazło się na blacie, ale także od tego, kto przy nim zasiadł.
Ale nawet sposób jedzenia będzie zupełnie odmienny podczas uroczystego obiadu rodzinnego i randki z sympatią.