Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.hipotezy przy odczytywaniu informacji zródBowychhipotezy w toku krytyki zewntrznej i wewntrznej zródBa > hipotezy faktograficznehipotezy przy ustalaniu faktów (prostych oraz cigów genetycznych)hipotezy wyja[niajce fakty I hipotezy eksplikacyjnehipotezy ustalajce prawahipotezy scalania informacji o przeszBo[ci (dotRegresing - uzdrawianie stosunku do przeszÅ‚oÅ›ci (DL,LÅ») Regresing, to technika polegajÄ…ca na wprowadzeniu siÄ™ w stan regresywny umożliwiajÄ…cy dotarcie do...Uranos być może nie byÅ‚ zaÅ‚amany, ale na pewno wstrzÄ…Å›niÄ™ty na tyle by krzyknąć: - DiabeÅ‚!- Tak samo nazywaÅ‚o mnie wielu z tych, którzy przeszli te drzwi -...Linia frontu zatrzymaÅ‚a siÄ™ tuż przed granicami naszego miasta, dziÄ™ki temu Armia Czerwona bez przeszkód zajęła Åšwiebodzice...kandydatura Wojciecha mogÅ‚a natrafić na przeszkody choćby ze wzglÄ™du na jego mÅ‚ody wiek (okoÅ‚o 26-27 lat)...Ponieważ jednak nikt nie chciaÅ‚ jej zabić ani też zrobić na niÄ… donosu, sama udaÅ‚a siÄ™ do triumwirów z oskarżeniem na siebie, a gdy i ci przeszli nad tym do..."Zarówno logicznie jak i metodologicznie - stwierdzaj¹ Noah i Eckstein - pedagog porównawcza powinna zajmowaæ siê porównywaniem nie tylko na poziomie narodu, równie¿ i...Pewnego ranka budzÄ…c siÄ™, nie znalazÅ‚ go na dawnym miejscu i dopiero po dokÅ‚adnym przeszukaniu łóżka odkryÅ‚ zgubÄ™... PRZESZUKIWANIEPrzeszukiwanie odbywa siÄ™ wtedy, gdy oczy przeÅ›lizgujÄ… siÄ™ po tek­Å›cie, by wyodrÄ™bnić okreÅ›lonÄ…, poszukiwanÄ… przez...50 Rozdzia³ 4: Konfigurowanie urz¹dzeñ szeregowych urz¹dzeñ tty, gdy¿ dwa procesy prawie na pewno bêd¹ sobie przeszkadza³y...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Allan spojrzał w dół.
— Czemu tak szaro?
— Chmury — odparÅ‚ zoolog. — Lecimy ponad piekielnym kÅ‚Ä™bowiskiem. Tam w dole chyba szaleje Å›nieżyca.
— JakÄ… prÄ™dkość teraz rozwijasz?
— Ponad cztery tysiÄ…ce kilometrów na godzinÄ™. PowinniÅ›my wznieść siÄ™ jeszcze wyżej i zwiÄ™kszyć prÄ™dkość, ale warto obejrzeć zespół wulkanów na wyżynie lodowcowej. Przed chwilÄ… Ast donosiÅ‚a z Å‚kara, że warstwa chmur nie jest tam zbyt gruba. ZapiszÄ™ parÄ™ kryształów. DziÅ› prawdopodobnie wul­kany pokażą siÄ™ w peÅ‚ni swej wybuchowej krasy.
Naraz daleko przed nirrii zabÅ‚ysÅ‚o sponad chmur Å›wiatÅ‚o — jakby drugie sÅ‚oÅ„ce, bardziej żółte, o postrzÄ™pionych konturach. RychÅ‚o przedzierzgnęło siÄ™ w ognisty jÄ™zor, później poczerniaÅ‚o i wreszcie zgasÅ‚o w czarnoburym oparze.
— Który to wulkan? — spytaÅ‚ Allan. RenÄ™ uważnie przyjrzaÅ‚ siÄ™ mapie.
— W zespole Giganta Chyba on sam, bo wybuch znamionuje niezwykÅ‚Ä… siÅ‚Ä™. Nie zapominaj, że chmury wznoszÄ… siÄ™ ponad sześć tysiÄ™cy metrów. To, co widzimy, stanowi tylko górnÄ… część sÅ‚upa ognia i dymu.
— Czy zwolnisz prÄ™dkość lotu?
— OczywiÅ›cie. Ale dopiero za dziesięć minut. Nie możemy jednak podle­cieć bliżej niż na osiemdziesiÄ…t kilometrów. Niewiele mniejszy jest zasiÄ™g twardych odÅ‚amków wyrzucanych przez ten wulkan. Wynika to z obserwacji trzech ostatnich jego wybuchów.
— OpuÅ›cimy siÄ™ poniżej chmur?
— Niewiele byÅ›my zobaczyli. Wyziewy gazów poÅ‚Ä…czone z popioÅ‚em two­rzÄ… na dole nieprzeniknionÄ… zasÅ‚onÄ™. CaÅ‚e widowisko lepiej ogarnąć z wyso­koÅ›ci. Nasady krateru nie ujrzymy, nawet gdyby chmury ustÄ…piÅ‚y.
Samolot zakołysał się.
Dopiero teraz usÅ‚yszeli basowy pomruk, a za nim seriÄ™ dudniÄ…cych grzmo­tów. OdtÄ…d powtarzaÅ‚y siÄ™ rytmicznie, ustajÄ…c tylko czasami, i to na krótko.
Maszyna zmniejszyÅ‚a prÄ™dkość i szerokim Å‚ukiem okrążaÅ‚a wulkan. RenÄ™ filmowaÅ‚ zawziÄ™cie. Allan również nie spuszczaÅ‚ oczu ze zjawiska, które urze­kaÅ‚o powabem nieujarzmionej grozy.
Widoki zmieniaÅ‚y siÄ™ jak w kalejdoskopie. Teraz już nie można byÅ‚o odróż­nić chmur poÅ›ród wzburzonego kÅ‚Ä™bowiska dymów. Z tej burosinej kipieli wystrzeliwaÅ‚y jaskrawe pÅ‚omienie.
Po drugiej stronie wulkanu RenÄ™ opuÅ›ciÅ‚ samolot poniżej chmur. Z wyso­koÅ›ci dwóch tysiÄ™cy metrów Gigant nie odcinaÅ‚ siÄ™ wcale od otaczajÄ…cych gór, a tylko ognisty jego szczyt raz po raz bÅ‚yskaÅ‚ różowÄ… Å‚unÄ… spoza ciemnej zasÅ‚ony. GÅ‚uche pohukiwania targaÅ‚y powietrzem.
Mijali potężny Å‚aÅ„cuch górski. Ostre, miejscami caÅ‚kiem prostopadÅ‚e urwi­ska wskazywaÅ‚y, że jest to mÅ‚oda formacja geologiczna.
— Czy dÅ‚ugo jeszcze bÄ™dziemy lecieć tak nisko? — zapytaÅ‚ Allan
— Pół godziny. MinÄ…wszy lodowiec, wzbijemy siÄ™ w górÄ™.
— To on siÄ™ nadal rozciÄ…ga pod nami? — zapytaÅ‚ Allan trochÄ™ zdziwiony.
— PoÅ‚udniowy Lodowiec Biegunowy rozpoÅ›ciera siÄ™ dość jednolitym pÅ‚asz­czem do trzech kilometrów gruboÅ›ci na obszarze blisko stokrotnie wiÄ™kszym niż Francja. W dwóch trzecich powierzchni stanowi lÄ…dolód, reszta jest grubo zamarzniÄ™tym oceanem siÄ™gajÄ…cym aż poza biegun.
— No, a te szczyty?
— To jeden z kilku masywów wypiÄ™trzonych nad pÅ‚askowyż. W ich prze­Å‚Ä™czach powstajÄ… górskie lodowce, spÅ‚ywajÄ…ce w dół do ogólnej zlodowaciaÅ‚ej masy. Ot, chociażby, ten w prawo! Sam proces przebiega podobnie jak na Antarktydzie.
— A co to za mgÅ‚a przed nami? WyglÄ…da jak parujÄ…ce jezioro. Zdaje siÄ™, że gejzery.
— Chyba tak. Warto je obejrzeć z bliska.
Z wysokości sześciuset metrów gołym okiem można było rozpoznać obszerną kotlinę wypełnioną białymi oparami.
Przyjrzawszy siÄ™ grupie efektownych gejzerów, lecieli nad monotonnÄ… żół­tawÄ… równinÄ… z rzadka urozmaiconÄ… niewielkimi wzgórzami. Wzbiwszy samo­lot ponad kotÅ‚owaninÄ™ chmur. RenÄ™ spojrzaÅ‚ na mapÄ™.
— MinÄ™liÅ›my pustyniÄ™. Pod nami rozlegÅ‚a tundra, siÄ™gajÄ…ca pasem szerokoÅ›ci tysiÄ…ca kilometrów aż do brzegów Wschodniego Oceanu. MoglibyÅ›my przypatrzyć siÄ™ gwaÅ‚townemu tajaniu Å›niegów w zwiÄ…zku z silnym promienio­waniem Proximy, lecz nie warto tracić czasu. To samo dzieje siÄ™ w okolicach, gdzie wylÄ…dujemy. BÄ™dzie to wieczór, ale nader gorÄ…cy. Po poÅ‚udniu nasza dzienna gwiazda osiÄ…gnie najwiÄ™ksze rozmiary.
Tema, krążąc bardzo blisko Proximy, obiegaÅ‚a jÄ… po wydÅ‚użonej orbicie w ciÄ…gu niecaÅ‚ych trzech dni ziemskich. Za to czas obrotu planety wokół osi byÅ‚ bardzo dÅ‚ugi, gdyż wynosiÅ‚ osiemnaÅ›cie i pół doby. DawaÅ‚o to niezwykÅ‚y efekt wciąż zmieniajÄ…cej siÄ™ dÅ‚ugoÅ›ci dnia i nocy, które mogÅ‚y trwać od siedmiu do sześćdziesiÄ™ciu godzin. PrzemierzajÄ…c niebo, tarcza Proximy rosÅ‚a, to znów malaÅ‚a. Gdy dzieÅ„ byÅ‚ krótki, Å›rednica jej dochodziÅ‚a do monstrualnych roz­miarów, pięćdziesiÄ…t razy wiÄ™kszych od Å›rednicy tarczy SÅ‚oÅ„ca oglÄ…danej z Ziemi. WiÄ…zaÅ‚o siÄ™ to z niedużą odlegÅ‚oÅ›ciÄ… periastronu, czyli punktu przy-gwiezdnego orbity Temy, który zgodnie z prawami mechaniki nieba planeta mijaÅ‚a bardzo szybko.
W tej chwili wielka tarcza Proximy świeciła blisko zenitu i gwałtownie rosła, by za dwie godziny osiągnąć maksymalne rozmiary.
Potężny huk rozdarł powietrze. Drzemiący wyżeł Smok otworzył ślepia, spoglądając z niepokojem na Renego.
— Wulkan? — zapytaÅ‚ Allan. RenÄ™ zastanowiÅ‚ siÄ™.