Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Uniesiony powodzią czynów, płynął przed się, przekonany ślepo, że w jego rękach żagle
się zerwać, wiosła pęknąć nie mogą. Aż oto gdy w skrętny wir się dostał, jedno z wioseł pę-
kło... Jakaż jest cała łódź?! Czy deski dość dobrze są spojone, czy dość szczelnie smołą zala-
ne, czy żadna lina żaglowa nie przetlała, maszt się nie chwieje, rei nie nadwyrężyły wichry?
Ale na badanie łodzi było za późno. Pozostawało mu jedno: jak ciężar ołowiu roztopionego
zlać na ludzi potęgę swego geniuszu, swojej woli, swojej energii ─ zlutować ich przemocą,
stłoczyć pod kloszem kruszcu swojej istoty, zaślepić, zagłuszyć i panować nad nimi choćby
gwałtem. Jeśli się to nie uda ─ biada, „biada Cezarowi i jego fortunie!”
Trzeba było wydobyć tak szalony pęd z koni, aby jeźdźcy oszołomieli i od wiatru bijącego
w skronie szalonymi się stali. Mimo wszystkich rozumowań i kombinacji matematycznych
szaleństwem jest ta wojna. Niechże nim będzie, bo tylko szaleństwo może jej dać zwycię-
stwo!...
Odrzucił pokój, który mu sprzymierzeni ofiarowywali, dając mu granice obszerniejsze, niż
je marzył król pośród królów, dumny Ludwik XIV, od Pirenei i Alp po Ren, morze i Niceę.
Odrzucił.
W długich godzinach nocnych rozmów z samym sobą w obozie odpowiadał sam sobie: na
co mógł liczyć? Na gwiazdę swoją i czas, który na wojnie częstokroć się staje sprzymierzeń-
cem słabszego przeciwnika. Ale wolał wyzwać los niż własnoręcznie wyrąbać szczerby w
łuku triumfalnym swojej chwały. Albowiem raczej umrzeć królem niż żyć księciem” ─ raczej
runąć pod ruiną łuku.
Imiona Cyrusa, Aleksandra Wielkiego, Mahometa, imiona Karola Wielkiego, Henryka IV,
Ludwika XIV leżały na dnie jego zamkniętej duszy. Wiedział, że go porównywać z nimi bę-
dą, i nie chciał być mniejszy ─ chciał być większy...
Wzrok jego biegł w przyszłość i tracił z kręgu widzenia teraźniejszość. Był częścią historii
świata. Żył dla chwały nieśmiertelności. Tęcza przyszłych wieków olśniewała jego źrenice
zaćmiewając mu świat, który go otaczał.
Ale gdzież szukać sił należało?
Jedno tylko mogło być dlań tym, czym była ziemia dla; Anteusza w walce z Herkulesem:
zespolenie się z Francją.
334
Ze sztuką nieporównaną, świadomą sobie największego aktora historii, człowiek, który
potrafił tworzyć życie i grać je, interes swojej siły, pychy, ambicji, egoizmu, władztwa i sławy
nazwał interesem Francji. Miał się stać Francją, Francja miała się stać nim. Kto był przeciw
niemu, miał być przeciw Francji; kto był z nim, miał być z Francją. Z całą wagą glorii, którą
mu dało kilkanaście lat zwycięstw, spadł na kraj, aby glorię jego i swoją zlać i skuć w jedno.
To: by uzyskać siłę do boju.
A inteligencja jego wojenno-polityczna odkrywała mu widoki w tym, że był sam, jako
wódz, przeciw trzem armiom i trzem wodzom, którzy rywalizowali ze sobą, zazdrościli sobie,
z których każdy miał swoje interesy osobiste, sprzeczne z interesami drugiego, każdy drugie-
mu nie ufał i do pewnego stopnia mniej lub więcej się go obawiał.
Czuł też, że geniusz wojny, że geniusz kampanii włoskich, geniusz młodości odżywa w
nim. Moc jakaś świeża przeniknęła jego duszę i ciało. Rzucić rękawicę przeznaczeniu to było
jego godnym i śmiał to uczynić.
Długo krążył w noc z dwudziestego czwartego na dwudziesty piąty stycznia po komnatach
i korytarzach otaczających pokój, w którym spał pod opieką pani Montesqieu mały król Rzy-
mu, Napoleon II. Naokoło wrzała już wojna, wojna na ziemi francuskiej. Powierzył go gwar-
dii narodowej, w ręce dziewięciuset zgromadzonych w Tuileriach oficerów, ustanowił regen-
cję Marii Ludwiki, o świcie miał wyruszyć z Paryża naprawiać błędy cofających się swoich
generałów, rzucić na szalę wszystko. Długo krążył naokoło pokoju syna i wejść tam nie śmiał.
Dziecko to nie prosiło go o życie ani o dary, jakie mu ofiarował. Dziecko to nie miało się
urodzić. Aby przyszło na świat, zerwał węzły święte, podeptał miłość. Wyrwał je, zmusił dać
je przeznaczenie. Istnienie tego dziecka w głównej mierze stało się powodem jego pierwszej
w życiu klęski, od razu pogromu. Jakże to?! Sam niedawno w Dreźnie wołał: Zrobiłem głup-
stwo żeniąc się z arcyksiężniczką austriacką, zgubiłem się przez to małżeństwo ─ a to przecie
był tej arcyksiężniczki syn, tego małżeństwa następstwo.
Potępiał je więc, to dziecko?
Nie mógł go przecie oderwać, odciąć ód przyczyny, której stało się skutkiem. Wszystkim
więc w świecie żywym jest dlań to, co powstało z jego zguby, „z największego głupstwa jego
życia”?
Cokolwiek w takim życiu jak jego było głupstwem, było klęską; fałszywy ruch łodzi ude-
rza ją, fałszywy ruch okrętu rozbija go o skały. Gdy więc błogosławić trzeba temu dziecku,
kląć trzeba życia jego powód?
Błędne koło. Błędne koło, jak tyle w tym ,,żywocie zwycięstw i chwały”, w tym żywocie
„przemocy i wszechwładzy”, „nadludzkiego geniuszu”.
Krążył koło komnaty sypialnej syna i nie decydował się wejść. Cóż oto skupia się nad tą
kołyską? Ojciec, który kląć może chwilę małżeństwa z matką, dziecko, które może zawołać
do ojca: ─ Ważysz na zgubę dla swojej przyszłości moją przyszłość...
Dla myśli o nieśmiertelności: dolę.
Bo jeśli kampania Francji zostanie przegrana...
Napoleon I umrze królem, ale czy królem będzie Napoleon II?
Wnuk adwokata z Ajaccio czy musiał być królem Rzymu w kolebce, cesarzem Francji?
Pierwsze dziecko świata ─ lecz jakoby na szczycie kopuły Świętego Piotra stoi jego koły-
ska. Wichry i pioruny wiszą ponad nią. Z kołyski, która przechyla się na podłogę, wypada
dziecko i z płaczem wraca do niej; kołyska, która spada ze szczytu Świętego Piotra, druzgoce
się na proch, a dziecko zabija się na bruku. Uczynił kilka kroków, odgiął gwałtownie kotarę.
Dziecko spało. Blade światło nocnej świecy oświetlało mu twarz.