Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Gulden spada na ³eb na szyjê i chyba on, Kosterke, otworzy sobie konto w jakimœ polskim banku w Gdyni, co wprawdzie nie jest do koñca legalne, ale jest korzystne, bo z³oty polski stoi mocno i ani drgnie, zupe³-
nie jak frank szwajcarski. Ojciec obraca³ w palcach piaskowe pude³ko Okassa Zarotto z podobizn¹ piêknej kobiety, która spogl¹da³a na niego; jej obna¿one ramiê, jej klasyczny profil i ³uki brwiowe, a tak¿e pukle czarnych w³osów, zwieñczone kwiatem orchidei, by³y jak tajemnicze i uwodzicielskie tchnienie lewantu, i kiedy pan Kosterke, zni¿ywszy g³os, opowiada³
o dygnitarzach NSDAP, którzy, jak prezydent Senatu Wolnego Miasta, Rauschnig, wycofali swoje pieni¹dze z gdañskich banków i ulokowali je w polskich, po tamtej stronie granicy, kiedy oburzony pan Kosterke opowiada³ o socjaldemokratach pobitych na wiecu przez brunatne koszule i o chrzeœcijañskich 50
Winniczki, ka³u¿e, deszcz demokratach zamkniêtych w wiêzieniu, kiedy mówi³, ju¿ ca³-
kiem szeptem, ¿e nadchodzi ciê¿ki czas dla ¯ydów i Polaków, i dla wszystkich porz¹dnych ludzi, ojciec ch³on¹³ oczami grecki profil kobiety, smuk³¹ szyjê i g³adkie policzki, tak jakby medalion z jej podobizn¹ nie by³ nadrukiem na pia-skowym pude³ku Okassa Zarotto, tylko miniatur¹ pêdzla Mehoffera, t¹ sam¹, która wisia³a we lwowskim mieszkaniu przy Ujejskiego nad biurkiem pradziadka Tadeusza i wyobra¿a³a jego m³odo zmar³¹ ¿onê z wêgierskiej rodziny She-givi.
– Tak, tak – odzywa³ siê ojciec – nadchodz¹ ciê¿kie czasy, ale czy kiedyœ by³y rzeczywiœcie l¿ejsze?
Zapach imbiru, muszkatu i goŸdzików, zapach tureckie-go tytoniu ulotni³ siê niepostrze¿enie, podobnie jak niebie-sko-¿ó³ta paczka papierosów Vineta i piaskowe pude³ko Okassa Zarotto, a pan Kosterke, znów o drewnianej nodze, pochyla³ siê nad ojcem i szepta³ mu do ucha sekretne informacje:
– Najwiêcej ich jest na cmentarzach, tych zaroœniêtych i nie-czynnych, to s¹ cmentarne stworzenia, mówiê panu! I nawet wiem dlaczego. Tam krzewy i liœcie maj¹ specjalny smak, bo ci¹gn¹ z ziemi trochê lepsze soki, winniczki to czuj¹, proszê pana, i dlatego, zanim skoñczy siê sezon, powinniœcie zebraæ ich najwiêcej w³aœnie tam.
Krople deszczu sp³ywa³y po dachu budy, pan Kosterke odstawi³ butelkê spirytusu za ladê, a mój ojciec s³ucha³ opowieœci o cmentarzach i winniczkach jakby z niedowierzaniem, a¿ wreszcie przytakn¹³ grzecznie i powiedzia³, ¿e musimy ju¿ iœæ, bo robi siê póŸno. W jego spojrzeniu odnajdywa³em zdumienie pomieszane z irytacj¹.
51
Opowiadania na czas przeprowadzki
– Co wygaduje ten stary! – powiedzia³, gdy wracaliœmy do domu. – Œlimaki ¿yj¹ tam, gdzie jest zielono, to wszystko!
Ale nastêpne dni wprawi³y nas w zupe³ne pomieszanie.
Wracaj¹c z Dolnych M³ynów przez Brêtowo, zahaczyliœmy o skraj starego cmentarza, gdzie wœród zaroœniêtych nagrobków z niemieckimi napisami, wœród potrzaskanych figur anio-
³ów i zmursza³ych krzy¿y oplecionych rdestem natrafiliœmy na prawdziwe królestwo œlimaków. Trzeba by³o uwa¿aæ, aby nie rozdeptaæ skorup ukrytych w wysokiej trawie, i wystar-cza³o uchyliæ ga³¹Ÿ dzikiego bzu albo kaprifolium, aby odnaleŸæ ca³e ich rodziny, ca³e klany winniczków, sklejonych ze sob¹ po trzy albo cztery tu³owia, jakby obawia³y siê samot-noœci lub jakby odprawia³y jakieœ mi³osne misterium.
Wype³niliœmy nimi po brzegi nie tylko nasze koszyki, ale i zapasowy worek z szarego p³ótna. Ojciec milcza³, a kiedy pan Kosterke wyp³aca³ nam czerwone banknoty z twarz¹
robotnika, powiedzia³em, ¿e winniczki s¹ chyba wys³anni-kami œwiata podziemi.
– Co ty wygadujesz! – rzek³ z pewnym rozdra¿nieniem ojciec. – Sk¹d ci taka myœl przysz³a do g³owy?
Lecz gdy nastêpnego dnia, przechodz¹c niedaleko politechniki, weszliœmy, zreszt¹ jakby niechc¹cy, na zaroœniête alejki cmentarza, na którym chowano kiedyœ Niemców, a teraz chowali siê tam tylko pijacy i kloszardzi, i zaraz potem, wœród p³acz¹cych wierzb, grabów, czerwonolistnych buków i œwierków, znaleŸliœmy jeszcze wiêcej winniczków ni¿ w Brê-
towie, ojciec nie wytrzyma³:
– Rzeczywiœcie, jest w tym coœ dziwnego. Ale czy ma to jakiœ zwi¹zek ze œmierci¹?
52
Winniczki, ka³u¿e, deszcz Nie umia³bym odpowiedzieæ na to pytanie. Œwiat œlimaków by³ milcz¹cy i niedostêpny, ich drogi zaœ, znaczone srebrn¹
nitk¹, zdawa³y siê szczególnie tajemnicze. Czy rzeczywiœcie to, i¿ przebywa³y w³aœnie tu, na cmentarzu, wi¹za³o siê jakoœ
na przyk³ad z Hugonem Tollerem, zmar³ym w roku 1938, sie-demnastego paŸdziernika, we Wrzeszczu? Albo z jakimœ dok-torem Merzem, muzykiem i dyrygentem, który odszed³ do wiecznoœci pod sam koniec wojny, zanim jednak sp³onê³o G³ów-ne Miasto, a domy, spichrze i koœcio³y obróci³y siê w proch?
Nie, nie umia³bym na to odpowiedzieæ, tote¿ spyta³em ojca, co to w³aœciwie znaczy „odejœæ do wiecznoœci”. Czy jest to po³¹-
czenie z Bogiem? I gdzie jest to miejsce, które nazywamy wiecznoœci¹? Nad nami, tam w górze? Czy raczej na dole? A mo¿e po prostu gdzieœ wokó³ nas jest ta wiecznoœæ, tylko ¿e nie widzimy jej, tak samo jak nie widzimy powietrza, które nas otacza i którym, nawet o tym nie myœl¹c, oddychamy?
Ojciec uk³ada³ winniczki w koszykach.
– Wiem tylko, ¿e istnieje Bóg i ¿e wszyscy boimy siê œmierci
– powiedzia³ po chwili namys³u. – A ca³a reszta, ca³a reszta to tylko przypuszczenia.
– A czy ty te¿ obawiasz siê œmierci? – zapyta³em.
– Ja te¿ – odpowiedzia³.
– A jak to jest, kiedy siê umiera?
Ojciec nie odpowiedzia³ od razu. Ale wyraŸnie chcia³ coœ
wyjaœniæ; waha³ siê tylko d³ugo, namyœla³, jakby trudzi³ siê nad u³o¿eniem równania z kilkoma niewiadomymi.