Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Hm. Hm. Prosta sprawa, prosto zrobiona. - Nie wydawał się jednak szczególnie chętny. Z pewnością nie poruszył się nawet o cal w jej stronę.
- Być może kiedyś trzeba będzie z niej skorzystać, a nie będzie czasu na dokonanie jakichkolwiek napraw - odparł Rand. Całe Drogi być może trzeba będzie kiedyś wykorzystać, niezależnie od strachów, jakie się na nich zalęgły. Gdyby tylko potrafił je jakoś oczyścić... To była niemalże równie pełna pychy myśl, jak wtedy, gdy przechwalał się przed Taimem, że oczyści saidina.
Zaczął oplatać saidina wokół Bramy do Dróg, używając wszystkich Pięciu Mocy, umieścił nawet fragmenty płotu na swoim miejscu. Wraz z pierwszym strumieniem skaza zaczęła jakby w nim pulsować powoli narastającą wibracją. Musiało to powodować zło samego Shadar Logoth, rezonans zła uderzającego o zło. Nawet otulony w Pustkę poczuł mdłości od tych drgań, cały świat zakołysał się pod jego stopami w ich rytm; sprawiały, że miał ochotę zwymiotować wszystko, co dotąd zjadł. A jednak nie poddawał się. Za nic nie rozstawiłby tutaj swoich ludzi na straży, za nic nie przysłałby ich tu na zwiady.
To, co splótł, a potem zawiązał, stanowiło naprawdę paskudną pułapkę, odpowiednią dla tak okropnego miejsca. Zabezpieczenie chyba najbardziej wstrętne ze wszystkich, jakie skonstruował w życiu. Ludzie mogli przez nie przejść bez najmniejszego uszczerbku, być może Przeklęci również - potrafił budować zabezpieczenia przeciwko ludziom albo Pomiotowi Cienia, jednak nie przeciwko jednym i drugim - ale nawet Przeklęty nie byłby w stanie jej dostrzec. Jeśli jednak którykolwiek z rodzajów Pomiotu Cienia wszedłby w nią... Na tym polegało paskudztwo. Nie umrą od razu, mogą nawet żyć do czasu, aż opuszczą mury miasta. Dostatecznie długo, by się oddalić od tego miejsca, nie odstraszając następnego Myrddraala, który będzie chciał tędy przejść. Dostatecznie długo, by mogła tędy przejść nawet cała armia trolloków, w miarę tego zarażając się własną śmiercią. Śmiercią dostatecznie okrutną, nawet jak na trolloki. Wykonanie tej rzeczy sprawiło, że poczuł się równie źle jak od skazy saidina.
Odcięcie splotów i uwolnienie saidina przyniosło jedynie nieznaczną ulgę. Pozostałość brudu, który zawsze zdawał się gdzieś w nim osadzać, wciąż jeszcze drażniła wnętrzności; czuł niemalże namacalnie, jak grunt pulsuje pod jego stopami. Bolały go zęby i uszy. Nie mógł już się doczekać, kiedy wreszcie opuszczą to miejsce.
Wziął głęboki oddech, przygotował się do ponownego przeniesienia, do otworzenia bramy - i nie zrobił tego, tylko zmarszczył brwi. Szybko policzył wszystkich, potem jeszcze raz, wolniej.
- KogoÅ› brakuje. Kogo?
Aielom naradzenie się zabrało jedynie chwilę.
- Liah - powiedziała Sulin przez zasłonę.
- Szła tuż za mną. - To był bez wątpienia głos Jalani.
- Być może coś dostrzegła. - Uznał, że to musiała powiedzieć Desora.
- Powiedziałem wszystkim, żeby trzymali się razem! Gniew przesączył się przez Pustkę, niczym fala zalewająca przybrzeżny głaz. Jedna z nich zniknęła, właśnie tutaj, a oni starali się okazywać tylko tę swoją przeklętą obojętność Aielów. Stracił Pannę. Kobieta zginęła w Shadar Logoth.