Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo LeÅ›niewskim, ale dość czÄ™sto urwisem, dopóki byÅ‚em w domu, albo osÅ‚em, kiedym już poszedÅ‚ do szkół...— Dzieci — zwróciÅ‚a siÄ™ do wnuków — musicie bardzo dokÅ‚adnie obejrzeć sobie Feldkirch! To cudowne miasteczko...Hrabina przyjê³a mnie bardzo ³askawie, ¿yczliwie poda³a mi rêkê i potwierdzi³a, ¿e od dawna ju¿ pragnê³a mnie widzieæ* niebawem [wrócimy do te) rozmowy]930u...Przekonania Jak już mówiliÅ›my, dzieci próbujÄ… sobie radzić ksztaÅ‚tujÄ…c bardzo gÅ‚Ä™bokie, podstawowe przekonania na temat wÅ‚asnej osoby i innych ludzi -...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...– Z pewnoÅ›ciÄ… jesteÅ› bardzo bogata – powiedziaÅ‚em i ogarnęło mnie przygnÄ™bienie, bo zlÄ…kÅ‚em siÄ™, że nie jestem jej wart...zono dlatego, iż karty DVB-S wydzielajÄ… peÅ‚nÄ… nazwÄ™ w cudzysÅ‚owach lub numer, dać strumieÅ„ MPEG TS, możemy go Å‚atwo sporo energii, bardzo...Po incydencie ze skórzanÄ… kurtkÄ… bardzo siÄ™ baÅ‚am powie­dzieć Bankowi o tym, co wydarzyÅ‚o siÄ™ pomiÄ™dzy mnÄ… a Webe-rem Gregstonem, i o nowych przygodach na... JesteÅ› niezwykle inteligentnym czÅ‚owiekiem, ale…To, co powiedziaÅ‚eÅ›, jest bardzo mÄ…dre i interesujÄ…ce, ale… 3...- Przykro mi, Solomonie, Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro - powiedziaÅ‚ Stanley...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Jonathan Markowitz i Ludie Calvin, najmłodsze Superdzieci w eksperymencie, szybko traciły cierpliwość do nieprzejrzystej, jąkającej powolności mowy i dwa razy wybiegły z hukiem z pokoju, w którym Tony tak uparcie męczył je w trakcie swoich sesji. Sznury Marka Meyera były tak dziwaczne, że program wcale nie chciał ich przyjąć, dopóki Tony nie przepisał na nowo całych sekcji kodowania. Nikos Demetrios współpracował chętnie, ale w samym środku sesji złapał nagle katar i musiał odbyć trzydniową kwarantannę, a po powrocie jego sznury do poszczególnych fraz tak się różniły od poprzednich, że Tony nie miał innego wyjścia, jak tylko wyrzucić wszystkie dane ze względu na zawarte w nich artystyczne retusze.
Ale wytrwał, wysiadując przy terminalu dłużej nawet niż ona, podrygując i mamrocząc. Teraz uśmiechnął się do niej.
- Chodź, z-zobacz!
Miri obeszła dookoła ich wspólne biurko i stanęła przy Tonym. Holograficzny trójwymiarowy obraz był niewidoczny z miejsca, gdzie siedziała. Kiedy w końcu udało jej się zobaczyć wstępne wyniki jego pracy, aż zachłysnęła się z zachwytu.
To był model jej własnych sznurów do bazowego zdania Tony’ego. Każdy koncept reprezentował malutki rysunek, jeśli był konkretem, lub słowo, jeśli był abstrakcją. Świetliste, różnokolorowe linie oznaczały pierwszo-, drugo- i trzeciorzędne powiązania. Nigdy w życiu nie widziała tak kompletnego obrazu tego, co działo się w jej umyśle.
- Ja...kie to p-piękne!
- T-twoje są p-piękne - odparł Tony. - Z-z-zwięzłe. E...leganckie.
- J-ja znam t-ten k-k-kształt! - zawołała Miri i zwróciła się do monitora bibliotecznego. - W-włączyć ter...terminal. O-otworzyć bi... bibliotekę. Ziemski b-bank d-danych. Ka...katedra w Ch-Chartres, Francja. O-okno Ró-różane. Obraz gra...graficzny.
Ekran zajaśniał skomplikowanym wzorem trzynastowiecznego witraża. Tony przyjrzał mu się krytycznym okiem matematyka.
- Nie... t-to nie...niezupełnie t-to samo.
- W o-ogólnym za...zarysie - sprzeciwiła się Miri, czując dokuczliwą falę dobrze znanej frustracji, która osłabiała spiralne sznury jej myśli. Między Różanym Oknem a modelem w komputerze Tony’ego istniał jakiś bardzo zasadniczy związek, być może nieoczywisty, niemniej istniał z całą pewnością i choć niewidoczny, był niezmiernie ważny. Tylko że jej myśli nie potrafiły tego wyrazić. Jak zawsze, czegoś brakowało w jej sznurach.
- Po...popatrz na J-Jonathana - powiedział Tony. Model myśli Miri zniknął, a zastąpił go model myśli Jonathana. Miri znów zaparło dech. Jak on może myśleć w ten sposób!
W przeciwieństwie do poprzedniego, ten model wcale nie był symetryczny - kształtem przypominał raczej rozlazłą amebę. Sznury rozbiegały się na wszystkie strony, niektóre kończyły się ni w pięć, ni w dziewięć, inne zaś zawracały w jakichś dziwacznych związkach, które wcale nie były dla Miri oczywiste. Jak się ma bitwa pod Gettysburgiem do stałej Hubble’a? Jonathan pewnie wie.
- J-jak dotąd u-udało mi się zro...zrobić t-tylko te d-dwa. Mój b-będzie nas...następny. Po-otem p-program nałoży je na s-siebie i po-oszuka j-jakichś reguł ko...komunikacyjnych. P-pewnego dnia, M-Miri, poza tym, że po-opchniemy do p-przodu rozwój t-technik ko... komunikacyjnych, b-będziemy mogli ze s-sobą pogadać p-przez ter...terminale, bez tej p-pieprzonej, jed...jednowymiarowej m-mowy!
Miri obrzuciła go pełnym miłości spojrzeniem. Jego praca to rzeczywisty wkład w rozwój ich społeczności. No cóż, może i jej praca kiedyś się przyda. Pracowała nad syntetycznymi neuroprzekaźnikami do ośrodków mowy w mózgu. Miała nadzieję, że pewnego dnia uda jej się - jak nie udało się nikomu przed nią - stworzyć taki neuroprzekaźnik, który nie wywoływałby skutków ubocznych, a powstrzymywał jąkanie. Wyciągnęła rękę i pogłaskała dużą głowę Tony’ego, podskakującą i kołyszącą się na ramionach.
Do pracowni wpadła bez pukania Joan Lucas.
- Miri! Tony! Otworzyli plac zabaw!
Miri natychmiast odpuściła sobie neuroprzekaźniki i techniki komunikacyjne. Otworzyli plac zabaw! Wszystkie dzieci - i te normalne, i te Super - czekały na to od tygodni. Złapała Tony’ego za rękę i popędziła za Joan. Na zewnątrz Joan, chyża i długonoga, szybko zostawiła ich z tyłu, ale żadne dziecko w Azylu nie potrzebowało pytać, gdzie jest nowy plac zabaw. Wystarczyło popatrzeć do góry.