Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Pewnie i ciebie też będziemy musieli słuchać — złośliwie dokuczył mu Rangul, z miną na poły zirytowaną, na poły zazdrosną...W drugim przypadku w ciągu dnia TET /jest to Święto Nowego- Roku chińskiego/ Jeżeli nie ma nic innego tylko wiatr północno-zachodni tez deszczu, będzie...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...– Nie wiedziałem, że będzie ich tak wielu – odezwał się Atłas...– Za cztery minuty będziemy na miejscu – powiedział kierowca...— Czy będziemy musieli przez to przejść? — zapytał Thad... Żadnych kamieni w koszykuPamiętacie Liii i Charlesa, parę, która poznała się na przyję­ciu i obiecała sobie, że dobra komunikacja będzie... Życzę ci, abyś nauczył się rozróżniać między czystymi energiami bogactwa, prosperity i sukcesu, nawet gdy będzie im się nadawać całkiem inne...A jednak Jimmy nie pozwolił zgasnąć tej iskierce nadziei, dopóki nie zobaczy ciałai nie będzie zmuszony przyznać: „Tak, to ona...- Nie będzie przesadą - ciągnął czarodziej - gdy powiem, że wzruszyłeś nas do głębi, mistrzu Jaskrze, że zmusiłeś nas do zastanowienia i zadumy,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Niemal byłem już na tamtym świecie - przymknął drzwi, po­zostawiając niewielką szczelinę. - Ale wróciłem. Po samochód i po ciebie.
- Po mnie?
- Zwłaszcza po ciebie. Ubierz się szybko. Twoje życie nie będzie warte funta kłaków, jeśli tu zostaniesz.
- Moje życie? Dlaczego moje...
- Wstajemy, ubieramy się i pakujemy - oznajmił podchodząc do łóżka.
W jego zachowaniu było tyle stanowczości, że bez dalszych pytań i protestów skinęła głową. Bowman wrócił do drzwi i wyjrzał przez szparę. W duchu przyznał, że panna Dubois obaliła właśnie kolejny mit. Była piękna, ale nie była głupia - szybko podejmowała decyzje i go­dziła się z tym; co uważała za nieuniknione, nie tracąc czasu na głupie uwagi w stylu: “jeśli uważa pan, że będę się ubierać, kiedy pan się na mnie gapi, to..." i takie tam podobne. Nie żeby miał coś przeciwko
gapieniu się na nią, lecz w tej chwili najbardziej interesował go Ferenc. Swoją drogą; ciekawe, co go zatrzymało; powinien już tu być i donieść tatusiowi o napotkaniu nieoczekiwanych trudności uniemożliwiających wykonanie zleconego zadania. Naturalnie, mogło też tak być, że nadal go szukał po ciemnych uliczkach Les Baux z obłędem w oku, ściskając w jednej dłoni nóż, a w drugiej pistolet.
- Jestem gotowa - oświadczyła Cecile.
Odwrócił się zaskoczony. Rzeczywiście była gotowa, nawet zdążyła się uczesać, a walizka leżała na łóżku.
- I spakowana? - upewnił się, nie wierząc własnym oczom.
- Wieczorem, to nasza ostatnia noc tutaj - zawahała się. - Proszę posłuchać, nie mogę tak po prostu wyjechać bez...
- Chodzi o Lilę? Zostaw wiadomość, że skontaktujesz się z nią na poste restante w Saintes-Maries. Tylko się pospiesz. Wrócę za chwilę, muszę się spakować.
Poszedł do swego pokoju. Przy drzwiach zatrzymał się na moment. Południowy wiatr szumiał w koronach drzew i pluskała fontanna - były to jedyne dźwięki, jakie słyszał. Wszedł i zaczął w pośpiechu upychać w walizce rzeczy jak popadło. Gdy wrócił do pokoju Cecile, zastał ją nadal piszącą coś pośpiesznie.
- Poste restante, Saintes-Maries to wszystko, co masz podać przyja­ciółce. Historię twojego życia już zna, jak przypuszczam.
Gdy podniosła głowę, zobaczył na jej nosie okulary, ale to go nie zaskoczyło. Popatrzyła na niego jak na nieszkodliwego ale uprzykrzo­nego robaka na ścianie i wróciła do pisania. Po dwudziestu sekundach złożyła podpis ozdobiony zawijasem, zbędnym gdy czas naglił, schowa­ła okulary do futerału i skinęła głową na znak, że jest gotowa. Złapał jej walizkę i oboje opuścili pokój, gasząc światło i zamykając drzwi na klucz. Bowman wziął swój bagaż, poczekał aż Cecile wsunie kartkę pod drzwi pokoju przyjaciółki i razem wyszli na zewnątrz. Cicho przedostali się przez taras i ścieżkę prowadzącą do drogi na tyłach hotelu. Cecile trzymała się blisko i cały czas milczała. Bowman już zaczął sobie w du­chu gratulować doskonałych metod wychowawczych, gdy zdecydowa­nym ruchem złapała go za ramię i zmusiła do zatrzymania się. Spojrzał na nią z wyrzutem, ale nie odniosło to żadnego skutku, podobnie jak zmarszczenie brwi. Pomyślał, że to wina jej krótkowzroczności i po­czekał na wyjaśnienie.
- Jesteśmy tu bezpieczni? - spytała. - Chwilowo tak.
- Więc proszę postawić te walizy.
Postawił, dochodząc do wniosku, że trzeba zmienić metody wycho­wawcze.
- Dalej nie pójdę -- oświadczyła stanowczo. - Byłam grzeczną dziewczynką i zrobiłam, co pan chciał, ponieważ istniała, i przyznaję, że istnieje, jedna szansa na sto, iż nie jest pan szaleńcem. Jednak pozostaje dziewięćdziesiąt dziewięć procent i dlatego domagam się wyjaśnienia. Tu i teraz.
Bowman doszedł do smutnego wniosku, że jej rodzice także nie odnieś­li większych sukcesów w wychowaniu córki. Natomiast w jednej sprawie czyjeś wysiłki zostały uwieńczone powodzeniem - jeśli bowiem Cecile była wściekła lub przestraszona, to nie okazywała tego w żaden sposób.
- Jesteś w poważnych tarapatach, w które nieświadomie cię wpako­wałem - wyjaśnił. - Teraz jestem odpowiedzialny za wydostanie cię z tego.
- Ja jestem w tarapatach?
- Oboje w to wdepnęliśmy. Trzech typków z tego cygańskiego obo­zu o§wiadczyło, że zamierzają mnie załatwić. Potem zaś ciebie. Ponie­waż przyznali mi pierwszeństwo, gonili mnie do Les Baux, potem przez miasteczko i ruiny.
Przyjrzała mu się podejrzliwie, bez cienia strachu czy troski, której się spodziewał.
- Jeśli pana ścigali...
- Zgubiłem ich. Syn ich kacyka, miły młodzian imieniem Ferenc , być może nadal mnie szuka z nożem w jednej, a pistoletem w drugiej ręce. Jak się w końcu zniechęci, to wróci do tatusia i kolejna grupa przetrząśnie nasze pokoje. Mój i twój.
- Dlaczego mój? Co ja takiego zrobiłam?
- Byłaś ze mną cały wieczór i widzieli, że udzieliłaś mi schronienia parę godzin temu.
- Ależ... to śmieszne! I tylko dlatego wzięliśmy nogi za pas... - po­trząsnęła głową. - Myliłam się. Panie Bowman, jest pan w stu procen­tach szalony.