Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Nie! Nie chcę!Przetoczył się w nim krzyk zrodzony z czarnej głębi ciszy, w której pogrążona była tak znaczna część umysłu Gaynesa - krzyk rozdarł...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec...Nie chcę już mówić o tym, co działo się w Joppe w ciągu dni i nocy plądrowania, bo gdy o tym opowiadam, serce zamienia mi się w piersi w kamień i ręce mi drętwieją z...Nazajutrz odbyła się konferencja redakcyjna, tym razem u Piotrowicza, a ponieważ Józef posłał im kartkę, że jest chory i o niczym wiedzieć nie chce,...Spiczasty Jasper sprawiał wrażenie, że chce coś powiedzieć, nie zrobił tego jednak..."Niech sczeznę, jeśli chce mi się tu siedzieć w ciemności - pomyślał, ssąc palce...Doodles chce zająć właśnie to ostatnie miejsce na pace...CHCĘ SIĘ NIM NACIESZYĆ! MAM SWOJE ŻYCIE! Oczy mamy otworzyły się...- Myślę, że chce, żeby opowiedziała mu pani historyjkę...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Dlaczego nie, mój aniele?
- Jakoś nie mam dzisiaj ochoty.
- Ale mama będzie musiała iść sama.
- Ty możesz z nią pójść.
- Nie dzisiaj - odparł Alan. - Cały tydzień obiecywałem sobie spacer po wzgórzach. - Podniósł nogę i pokazał, że włożył już buty, których używał w czasie wycieczek.
- W porządku - powiedziała Margaret.
- Będę czytać Biblię w domu - stwierdziła Samantha.
- Tę? - zapytał Springer podnosząc broszurkę.
- Czytałeś ją? - - spytała Samantha, rzucając mu ostre spojrzenie.
Doktor przestraszył się wzroku córki. Dziewczynka, jaką zawsze była, zamieniała się w kogoś obcego.
- Tak, czytałem - powiedział. - Czy Michał, który pisze, że jest autorem tej wersji, to ten sam Michał, do którego modliłaś się wieczorem?
Margaret z niepokojem podniosła wzrok. Nie słyszała wczorajszej modlitwy.
Samantha wypiła cały sok pomarańczowy jednym haustem.
- Jest dwóch Michałów, tato. Michał Archanioł i Michał założyciel Błękitnego Bractwa.
- Sprytny zbieg okoliczności - zakpił Alan.
Oczy Samanthy stały się nieruchome, tak jak tej nocy, kiedy śpiewała. Wyrecytowała monotonnym głosem:
- Tak jak jest Trójca: Ojciec, Syn i Duch Święty, tak też jest Dwójca: Michał Archanioł i Michał Błękitnego Bractwa.
- Ale chyba nie uważasz, że Michał jest aniołem, prawda? Samantha się zarumieniła.
- Michał jest archaniołem.
- Spotkałaś go na pikniku? - pytała Margaret. Dziewczynka zawahała się. Zamknęła oczy.
- Czułam jego obecność.
- Był tam? - interesował się Alan.
- Nie. Ale wkrótce go zobaczę - dodała z zapałem. - Wiem, że go zobaczę. - Jej twarz i głos znowu się ożywiły. - Mówią, że jest wspaniały, tato. Naprawdę wspaniały.
- Z pewnością - - zgodził się Springer.- Ale postaraj się pamiętać, że to tylko człowiek. Może wspaniały, może nie. Sama osądzisz. Proszę cię, nie pozwalaj innym kształtować zawczasu twojej opinii. Poczekaj, aż sama go spotkasz.
- Jest archaniołem - odparła Samantha z uporem. - I wiem, że jest wspaniały.
- Posłuchaj, co mówi twój ojciec - powiedziała Margaret.
- Jest wspaniały - powtórzyła Samantha. - Ocali nas. Musisz w to uwierzyć, mamo. Uratuje ciebie i tatę, i mnie.
Alan już miał na końcu języka sarkastyczną odpowiedź, ale ujrzał w oczach córki determinację i zmilczał. Nie miał zamiaru zbliżać jej jeszcze bardziej do członków sekty.
- Kiedy masz nadzieję go spotkać? - spytał łagodnie. Samantha uspokoiła się.
- Jak przybędzie. Powiedzieli, że wkrótce.
Doktor zszedł z frontowej werandy. Poranek był piękny. Wyż znad Kanady, który przypłynął w nocy, przyniósł chłodną północną bryzę i kryształowe czyste powietrze. Ruszył szybkim krokiem w stronę drogi Spotting Mountain. Na cmentarzu zobaczył pastora Daviesa, który przechadzał się zamyślony, ze spuszczoną głową; pewnie przepowiadał sobie kazanie.
W miarę jak droga wznosiła się, Springer zwalniał kroku. Szybki marsz zrobił swoje; przeżycia minionego tygodnia, praca w szpitalu i niepokój o Samanthę odpływały w dal.
Słońce grzało mocno, ale wiaterek przyjemnie chłodził. W krzakach rosnących po obu stronach drogi śpiewały ptaki. Szeleściła kukurydza na polu, świeże zboże błyszczało w słońcu. Kopnął na bok leżącą na drodze puszkę po piwie i spojrzał pod górę. Część jej zielonego zbocza ciągle znajdowała się w cieniu szczytu. Nie padało od dwóch tygodni i kurz zmatowił połyskujące zwykle na zboczach granaty.
Kiedy mijał dom Boba Kenta, zobaczył jak ten strzela z łuku na tylnym podwórku; relaksował się przed pójściem do kościoła. Springer szedł dalej, mając nadzieję, że nie został zauważony. Przeszedł koło dwóch mężczyzn, którzy naprawiali stojącego przed ich chatą cadillaca, rocznik sześćdziesiąty czwarty. Maska i bagażnik były otwarte; wóz miał zdjęte koła i spoczywał na cementowych klockach.