Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Czerwony dom opowiadał o burzliwym życiu tajemniczego osobnika, który obrabowywał sklepy z zabawkami i muzea, a skradzionym lalkom i marionetkom wydłubywał oczy,...Irulana, która z zamkniętymi powiekami trzymała obie dłonie na czole w transie mnemonicznego zapamiętywania, otwarła oczy i szybko spojrzała na Paula...do Skana, wyglądając jak półtora nieszczęścia: miał zaczerwienione i podkrążone oczy, potargane włosy, a luźna szata chyba nie należała do niego;...Henryk Sienkewicz - Krzyżacy, KrzyzT2R14W cianie nad wozowni rozchylio si zaraz boniaste okno i przez szparutkwyjrzay na dziedziniec modre oczy...Odwrócił się z powrotem do Amyrlin, nie zdając sobie sprawy, że przybrał równie władczą postawę, i spojrzał jej prosto w oczy... PRZESZUKIWANIEPrzeszukiwanie odbywa się wtedy, gdy oczy prześlizgują się po tek­ście, by wyodrębnić określoną, poszukiwaną przez...By³y tak samo niebieskie, jak oczy Miny, jakkolwiek ich spojrzenie zdawa³o siê wyra¿aæ odmienny rodzaj szaleñstwa...Osiemnastka przymrużył swe zielone złośliwie-przepiękne oczy i rozwiązał ręcznik, w którym przyniósł kulkowce...Oczy zacze˛ły ja˛ piec, serce zabiło mocniej, zapowiadaja˛c nadejsćie znanego juz˙ smutku i z˙alu...Nie! Nie chcę!Przetoczył się w nim krzyk zrodzony z czarnej głębi ciszy, w której pogrążona była tak znaczna część umysłu Gaynesa - krzyk rozdarł...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Spojrzała na Amy i usiłowała coś powiedzieć, ale była zbyt
wstrząśnięta, aby wydobyć z siebie choć słowo. Jej usta poruszyły się bezdźwięcznie.
— Mamo?
Tak szybko, że Amy nawet tego nie zauważyła, jej matka uniosła dłoń i uderzyła ją
w twarz. Raz. Drugi raz. Mocno.
Amy krzyknęła z bólu i zdumienia, po czym uniosła rękę, aby się osłonić.
Matka chwyciła ją za bluzkę i szarpała, usiłując zmusić Amy do powstania. Próba sił
trwała przez dłuższą chwilę.
Krzesło przewróciło się z trzaskiem.
Matka potrząsnęła nią jak pękiem szmat.
Zapłakana, przerażona Amy wykrztusiła:
— Mamo, proszę, nie rób mi krzywdy! Wybacz mi, mamo. Proszę.
— Ty plugawa, zepsuta, niewdzięczna mała dziwko!
— Mamo...
— Jesteś głupia, głupia, bezdennie głupia! — krzyknęła jej matka, opryskując ją śliną
gorącą i piekącą niczym jad. — O niczym nie masz pojęcia, ty mała puszczalska kretyn-
ko! Nie, wiesz co mogłoby się stać. Nie masz zielonego pojęcia Nie wiesz, co mogłabyś
urodzić. Po prostu NIE WIESZ!
Amy nie chciała i nie była w stanie się bronić. Mama popychała ją, ciągnęła, potrzą-
sała i szarpała. Targała nią tak zaciekle, że zęby dziewczyny szczękały jak kastaniety
i w pewnej chwili dał się słyszeć trzask pękającej bluzki.
— Nie zdajesz sobie sprawy, co mogłoby wyjść z twego łona — rzuciła ochrypłym,
obłąkanym głosem matka. — Bóg jeden wie, co by to było!
82
83
O czym ona mówi? — zastanawiała się rozpaczliwie Amy. Zupełnie jakby słyszała
klątwę Jerry’ego i uwierzyła, że może się spełnić. Co się tu dzieje? Co się z nią działo?
Z sekundy na sekundę matka stawała się coraz bardziej brutalna. Amy nigdy napraw-
dę nie wierzyła, że mama mogłaby ją zabić. Wprawdzie powiedziała o tym Liz, ale było
w tym sporo przesady. A w każdym razie WTEDY sądziła, że przesadza. Teraz jednak,
kiedy matka w dalszym ciągu złorzeczyła i potrząsała nią jak szmacianą lalką, Amy za-
częła się martwić, że naprawdę może zrobić jej coś złego. Spróbowała wyrwać się z jej
uścisku.
Bezskutecznie. Mama trzymała ją mocno.
Dwie kobiety zatoczyły się w bok i z impetem uderzyły o stół. Prawie pusty kubek
przewrócił się, przeturlał dwa razy, spadł ze stołu, rozbryzgując kropelki zimnej kawy,
po czym rąbnął o podłogę i roztrzaskał się na kawałki.
Matka przestała potrząsać Amy, ale wzrok nadal miała błędny i odrobinę szalony.
— Módl się — rzuciła ostro. — Musimy się modlić, aby się okazało, że nie masz w so-
bie dziecka. Musimy się modlić, aby to było pomyłką.
Gwałtownie szarpnęła Amy, zmuszając ją, by upadła na kolana. Uklękły jedna obok
drugiej na chłodnych płytkach. Mama zaczęła się głośno modlić trzymając Amy za rękę
tak mocno, że jej palce zdawały się przebijać ciało. Amy płakała i prosiła, aby ją puści-
ła, lecz mama ponownie ją spoliczkowała i zaczęła błagać Najświętszą Dziewicę o łaskę.
A przecież sama nie była litościwa, bo kiedy zobaczyła, że Amy nie jest pochylona do-
statecznie nisko, schwyciła córkę za kark i popchnęła jej głowę ku płytkom — pchała ją
coraz niżej i niżej, aż Amy dotknęła czołem zimnej posadzki, a nosem wilgotnej kałuży
rozlanej kawy. Choć powtarzała raz po raz: „Mamo, proszę, mamo, proszę”... Ellen jej nie
słuchała, była bowiem zajęta modlitwą. Modliła się do kogo się tylko dało: Matki Bożej,
Jezusa i Józefa Opiekuna, Boga Ojca i Ducha Świętego a potem skierowała modły ku
poszczególnym świętym. Amy wciągnęła powietrze i drobinki z fusów kawy wpadły jej
do nosa. Zaczęła się krztusić i prychać, ale matka wciskała jej twarz w podłogę jeszcze
mocniej niż dotychczas. Zaciskała stalowe palce na jej karku, jęczała i zawodziła, bijąc
przy tym wolną ręką w podłogę. Miotała się i dygotała w religijnym uniesieniu, prosząc,
błagając i żebrząc o łaskę, łaskę dla siebie i dla jej krnąbrnej córki. Płakała, wyła, szlo-
chała i prosiła, zachowując się jak fundamentaliści z kościoła nazaretańskiego. Mama
tak jak oni wymachiwała rękoma, mamrocząc bez przerwy pod nosem, aż w końcu jej
modlitwa dobiegła końca i kobieta, zachrypnięta i wyczerpana, nagle opadła z sił.
Cisza, jaka teraz nastała, wydawała się pełna napięcia i niepokoju — podobnego
efektu nie mógłby zapewnić nawet najgłośniejszy grzmot.
Mama puściła kark Amy.
W pierwszej chwili dziewczyna pozostała w tej samej pozycji co dotychczas, przy-
wierając twarzą do podłogi, ale po kilku sekundach uniosła głowę i zakołysała się w tył,
klęcząc.
84
85
Dłoń Ellen ścierpła po tak długim trzymaniu karku Amy w stalowym uścisku.
Spojrzała na swoje wykrzywione jak szpony palce i zaczęła rozmasowywać je zdrową
dłonią.
Oddychała ciężko.
Amy uniosła dłonie do twarzy, ocierając z niej fusy z kawy i łzy. Nie potrafiła opano-
wać drżenia.
Na zewnątrz chmury przesłoniły słońce, a poranne światło wpadające przez kuchen-
ne okna zafalowało niczym woda w strumieniu, po czym przygasło.
Zegar tykał głucho.
Dla Amy ta cisza była przerażająca niczym nie kończąca się chwila pomiędzy jed-
nym uderzeniem serca a drugim, gdy mimowolnie zastanawiasz się, czy ów najważniej-
szy mięsień tkwiący w twojej piersi nie przestanie nagle pracować.
Kiedy w końcu matka się odezwała, Amy drgnęła gwałtownie, zaskoczona.
— Wstawaj — rzuciła lodowato matka. — Idź na górę i umyj twarz. Uczesz się.
— Tak, mamo.
Obie wstały.
Amy nogi miała jak z gumy. Wygładziła pomiętą spódnicę drżącymi dłońmi.
— Przebierz się — dodała mama beznamiętnym, obojętnym głosem.
— Tak, mamo.
— Zadzwonię do doktora Spanglera i sprawdzę, czy ma dziś komplet pacjentów.
Pojedziemy do niego od razu, jeśli tylko zechce nas przyjąć.
— Do doktora Spanglera? — powtórzyła Amy, zdziwiona.
— Naturalnie będziesz musiała przejść test ciążowy. Jest wiele powodów, które mogą