Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Ależ pani – rzekł po cichu Eugeniusz – zdaje mi się, że jeśli zechcę być uprzejmy wobec mej kuzynki, zostanę tutaj...Jeśli komuś wydaje się to teorią nieco naciąganą, warto sobie uzmysłowić, że u ludzi, jak też u wielu innych gatunków, matka ma silny popęd do czyszczenia...jeśli nie usuniemy jego otoczki (ramki) będącej rezultatem wstawienia tego elementu w odsyłacz (znacznik <a>) albo po prostu stanowiącej część...Jeśli było coś jeszcze gorszego od ohydnej wprawy, z jaką składano ofiary, świadczącej o długim doświadczeniu, to byli to dobrze ubrani wierni,...celem jest tylko pokaza prawd, nawet jeli to moliwe, tym ktrzy stali si ofiarami oszustwa pocztkowego,ktre zaprowadzio ich do l, tj...psychiki, ograniczonej barierami Saturna, z energiami zbiorowoci zawsze jestobarczone ryzykiem, nawet jeli zdarzao si ju setki razy...Nie! Nie chcę!Przetoczył się w nim krzyk zrodzony z czarnej głębi ciszy, w której pogrążona była tak znaczna część umysłu Gaynesa - krzyk rozdarł...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec..."Jeśli on jest tak szalony, by zaczynać wojnę, to wyjeż­dżam, choćbym musiał iść na własnych nogach"...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Światłości, z tym moim szczę­ściem jeszcze wywołałam pożar i spalę się na śmierć!"
Spojrzał spode łba na ter'angreal. Dlaczego on nie działa? Może ci ludzie po drugiej stronie jakoś go zamknęli. Nie ro­zumiał praktycznie nic z tego, co się wydarzyło. Tamten dzwon i ich panika. Bali się, można by pomyśleć, że dach spadnie im na głowy. Prawie zresztą spadł, jak się nad tym bliżej zasta­nowić. To Rhuidean i cała reszta. Pustkowie było dostatecznie paskudne, a oni jeszcze twierdzili, że zgodnie ze swym prze­znaczeniem ożeni się z jakąś kobietą o imieniu Córka Dzie­więciu Księżyców. Ożeni! I to z arystokratką, tak to zabrzmia­ło. Prędzej ożeniłby się ze świnią niż z arystokratką. I ta sprawa z umieraniem i rodzeniem się na nowo.
"Ładnie z ich strony, że dodali ten ostatni kawałek".
Gdyby jakiś osłonięty na czarno Aiel zamordował go w drodze do Rhuidean, to by się dowiedział, ile było w tym prawdy. Wszystko to był kompletny nonsens, nie wierzył w ani jedno słowo. Tylko... Te cholerne odrzwia zabrały go do ja­kiegoś miejsca, a tamci chcieli odpowiedzieć wyłącznie na trzy pytania, tak jak powiedziała Egwene.
- Nie ożenię się z żadną przeklętą arystokratką! - po­wiedział do ter'angreala. - Ożenię się, gdy będę już za stary, żeby coś mnie jeszcze bawiło, ot co! Rhuidean, moje cholerne...
Najpierw pojawił się wysoki but wycofujący się z koślawej kamiennej futryny, a zaraz po nim Rand w całej swej okaza­łości, w ręku trzymał płonący miecz. Ostrze zniknęło, kiedy na dobre znalazł się w zakurzonej komnacie. Ciężko odetchnął z ulgą. Nawet w tym ciemnym świetle Mat widział, że jest zdenerwowany. Na jego widok wzdrygnął się.
- Tak tu sobie tylko myszkujesz, co, Mat? A może też przez nią przeszedłeś?
Mat mierzył go przez chwilę czujnym wzrokiem. Dobrze, że chociaż ten miecz zniknął. Raczej nie przenosił w tym mo­mencie Mocy - tylko jak to stwierdzić? - i niespecjalnie przypominał szaleńca. W rzeczy samej, wyglądał zupełnie tak, jakim go zapamiętał z dawnych lat. Musiał wręcz sobie przy­pomnieć, że wcale nie są w domu i że Rand nie jest tym, kim był kiedyś.
- A przeszedłem, no i dobrze. Banda cholernych łgarzy, jeśli chcesz wiedzieć! Kim oni są? Aż mi się przez nich po­myślało o wężach.
- To nie kłamcy, tak mi się wydaje. - Rand powiedział to takim tonem, jakby żałował, że nie jest inaczej. - Nie, wcale nie. Bali się mnie od samego początku. A kiedy rozległy się te dzwony... Miecz ich odstraszał, nie chcieli nawet na niego spojrzeć. Płoszyli się. Uciekali wzrokiem. Czy zdobyłeś swoje odpowiedzi?
- Nic, co by miało sens - mruknął Mat. - A ty?
Z ter'angreala wyłoniła się niespodzianie Moiraine, jakby z gracją, lekko opuszczała nicość. Świetnie by się z nią tańczyło, gdyby to nie była Aes Sedai. Na ich widok zacisnęła usta.
- To wy! Byliście tam obaj. To dlatego...! - Syknęła z irytacją. - Jeden to już fatalnie, ale dwóch ta'veren rów­nocześnie... mogliście całkowicie zerwać połączenie i dać się tam złapać w pułapkę. Niegrzeczni chłopcy, którzy bawią się niebezpiecznymi rzeczami, nie mając pojęcia, czym one im grożą. Perrin! Czy Perrin też tam jest? Czy on też się przyłączył do waszej... eskapady?
- Kiedy ostatni raz widziałem Perrina - odparł Mat ­był właśnie gotów położyć się do łóżka. - Być może już za chwilę Perrin zada kłam jego słowom, będąc następną osobą, która wyłoni się z ter'angreala, ale tak czy siak, lepiej było ostudzić gniew Aes Sedai, skoro istniała taka możliwość. Dla­czego Perrin miałby przechodzić przez to samo.
"Może chociaż on się od niej uwolni, jeżeli zdoła uciec, nim ona się o tym dowie. Przeklęta kobieta! Założę się, że urodziła się w arystokratycznej rodzinie".
Nie było wątpliwości, że Moiraine jest zła. Krew odpłynęła jej z twarzy, oczy zmieniły się w czarne świdry, które wpiły się w twarz Randa.
- Dobrze chociaż, że udało wam się ujść z życiem. Kto wam o tym powiedział? Która z nich? Tak się z nią rozprawię, że pożałuje, iż nie zdarłam z niej skóry jak rękawiczki.
- Mnie powiedziała o tym pewna książka - odparł spo­kojnie Rand. Usiadł na brzegu paki, która zatrzeszczała ostrze­gawczo pod jego ciężarem, i skrzyżował ręce na piersiach. Z absolutnym chłodem, Mat żałował, że jego nie stać na takie opanowanie. - Właściwie kilka książek. Skarby Kamienia oraz Co się działa z Terytorium Mayene. To niesamowite, ile można wygrzebać z książek, jeśli się je dostatecznie długo czyta, prawda?
- A ty? - Przeniosła to świdrujące spojrzenie na Mata. - Ty też wyczytałeś o tym w książkach? Wyczytałeś?
- Czytam czasami - odparł oschle.