Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Barles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...Ingtar, lord Ingtar z Dynastii Shinowa (IHNG-tahr, shih­NOH-wah): Wojownik rodem z Shienaru, poznany w Fal Dara...— On tam jest, łap go! — krzyknął Wilhelm i rzuci­liśmy się w tamtą stronę, mój mistrz szybciej, ja wolniej, gdyż niosłem kaganek...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Gdyby wciąż była wolna, mogłaby chcieć poślubić go z obowiąz­ku, bądź co bądź miała ojca pułkownika...Minęli kilka dość dużych zajazdów i innych budynków, które mogłyby posłużyć im za kwatery, po czym dojechali do przeciw­ległego krańca miasta...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Na zewnątrz, w ciemnościach, rozległo się pianie koguta. Mat poruszył się niespokojnie, ale po chwili skarcił się za głupie myśli. Bzdura. Nikt nie umrze.
Spojrzał na karty i... aż zamrugał. W dłoni Amyrlin zamiast płomienia zalśnił nóż. Kiedy tłumaczył sobie, że jest zmęczony i coś mu się przywidziało, zatopiła maleńkie ostrze w jego dłoni.
Ochryple krzycząc, odrzucił karty i rzucił się całym ciałem w tył, podczas upadku przewracając krzesło i kopiąc stół obie­ma stopami. Powietrze zdawało się gęste niczym miód. Czas na pozór zwolnił bieg, a jednocześnie wszystko wydawało się dziać równocześnie. Rozległy się inne krzyki, niczym echo jego krzyku, głuche, z pogłosem, jakby dobiegały z wnętrza jaskini. Popłynął, razem z krzesłem padając na wznak, stół powoli uniósł się w górę.
Władczyni Płomieni zawisła w powietrzu, wbiła weń wzrok i uśmiechając się okrutnie, zaczęła rosnąć. Bliska już normal­nych, ludzkich rozmiarów zaczęła wychodzić z karty, wciąż zachowując postać, w jakiej ją przedstawiono, pozbawioną głę­bi. Usiłowała go trafić nożem, czerwonym od krwi, jakby już wcześniej ostrze piło szkarłat z jego serca. Obok niej pęczniał Władca Pucharów - Wysoki Lord Łzy dobywał miecza.
Mat zawisł w powietrzu, jakoś jednak udało mu się dosięg­nąć sztyletu ukrytego w lewym rękawie i cisnąć go jednym ruchem prosto w serce Amyrlin. O ile to coś w ogóle miało serce. Drugi nóż trafił do lewej dłoni jeszcze szybciej i jeszcze szybciej ją opuścił. Dwa ostrza podryfowały, lekkie jak puch ostu. Miał ochotę znów przeraźliwie wrzasnąć, ale z ust wciąż dobywał mu się tamten pierwszy okrzyk szoku i wzburzenia. Obok dwóch pierwszych kart rozrastała się teraz Władczyni Różdżek - królowa Andoru ściskała różdżkę niczym pałkę, rudozłote włosy okalały twarz z obłąkańczym grymasem.
Wciąż jeszcze padał na posadzkę, wciąż krzyczał przewle­kłym krzykiem. Amyrlin już uwolniła się z karty, podobnie Wysoki Lord z mieczem w ręku. Płaskie sylwetki poruszały się prawie tak wolno jak on. Prawie. Miał dowód, że stal w ich dłoniach potrafi ciąć, a różdżka niechybnie mogła roztrzaskać czaszkę. Jego czaszkę.
Sztylety poruszały się tak, jakby tonęły w galarecie. Był przekonany, że tamten kogut piał dla niego. Nieważne, co mó­wił ojciec, ten omen był prawdziwy. Nie miał jednak zamiaru poddać się i zginąć. Jakoś udało mu się wyciągnąć jeszcze dwa sztylety spod kaftana, trzymał teraz po jednym w każdej dłoni. Ze wszystkich sił starał się obrócić w powietrzu, żeby paść stopami na posadzkę. Cisnął jeden z noży w stronę złotowłosej postaci z pałką. Rękojeść drugiego zacisnął z całej siły, gotów się zmierzyć z...
Świat zamigotał, czas ponownie przyspieszył biegu. Upadł niezgrabnie na bok, uderzając w posadzkę z siłą, która niemal­że zaparła mu dech w piersiach. Rozpaczliwie usiłował się podnieść, wyciągając spod kaftana kolejny nóż. Zbyt wielu nie powinno się nosić przy sobie, twierdził Thom. Żaden już nie był potrzebny.
Przez chwilę myślał, że karty i figury zniknęły. Że wszy­stko sobie wyobraził. Może to on popadał w obłęd. Potem zobaczył karty, na powrót mające normalne rozmiary, przybite do ściennego panelu z ciemnego drewna. Rękojeści jego noży jeszcze wibrowały. Wciągnął głęboki, urywany oddech.
Stół leżał na boku, monety jeszcze toczyły się po podłodze, a lordowie i służący kulili się wśród rozsypanych kart. Gapili się na Mata i jego noże, te w rękach i te wbite w ścianę, jednakowo wytrzeszczonymi oczyma. Estean chwycił srebrny dzban, który jakimś cudem się nie przewrócił i zaczął wlewać sobie wino prosto do gardła pozwalając, by nadmiar spływał mu po brodzie i piersi.