Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Sam wzruszył ramionami.
- Jak sobie życzysz.
Wychodząc, Gwynn usłyszał histerycznie brzmiący głos Spindrela:
- I co mamy teraz zrobić?
- Zmiatać stąd - odpowiedział Jasper.
***
Raule z namysłem obracała mały instrument w palcach prawej dłoni, podziwiając jego miniaturowy, śmiesznie filigranowy kształt. Potem przeniosła spojrzenie na nieprzytomnego mężczyznę leżącego na stole operacyjnym.
- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu twego syna - zaczęła, pochylając się nad twarzą pacjenta. - Nie mogłam mu pomóc. Jego choroba nie miała nic wspólnego z raną. To był pasożyt, robak Margoyla. Sekcja to potwierdziła. Jaja z reguły znajdują się w ślinie i pozostają bezpiecznie uśpione, ale kiedy dostaną się do krwi, robaki wykluwają się i mnożą jak szczury, atakując narządy wewnętrzne. Choroba jest niemal w stu procentach śmiertelna. Jeden z objawów wygląda tak, że mocz robi się czarniawy, a stolec żółty. Gdy zwrócono moją uwagę na te symptomy, wyjaśniłam twojemu synowi, co mu się stało. Kiedy sobie uświadomił, że zapewne umrze, opowiedział mi o pewnym czynie, którego dokonał na twój rozkaz. Mówił, że skaleczył się przy tym w palec, ale rana była płytka i niemal jej nie zauważył. Nawet drobne skaleczenie jest jednak dla robaków szeroko otwartą bramą. Powinnam też wyrazić żal, jeśli chodzi o twoich zbirów. Wiem, że wykonywali tylko swoją robotę, ale to samo można powiedzieć o mnie. To się nazywa chirurgia, sztuka usuwania z organizmu chorych, zezłośliwiałych i martwiczych tkanek. W tym przypadku ty jesteś taką tkanką.
Gdy sobie uświadomiła, że Elei umiera, nie sprawiło jej trudności przygotowanie dwóch strzykawek, a następnie, przy pomocy dyżurnej siostry, zaaplikowanie zastrzyków obu ochroniarzom. Dawka morfiny była tak wielka, że mogłaby powalić konia. Z Tackiem i Snapperem poradziła sobie bardzo skutecznie.
Elm nawet nie zauważył, że bliźniaki zasnęły przy kartach. Był zbyt zajęty oglądaniem barwnych snów.
O ile Raule potrafiła to ocenić, Elm rzeczywiście kochał syna. To jednak nie wystarczało, by ją wzruszyć.
- Zwierzęta również dbają o swoje młode, prawda? Nie ma w tym nic więcej - powiedziała do siebie. - Ile naprawdę może ważyć na szalach cnoty miłość do własnego dziecka? Z pewnością tylko miłość do obcych liczy się naprawdę.
Rzecz jasna, nie było w tym żadnej pewności. Raule zdawała sobie sprawę, że widmo jej sumienia nie jest w stanie zastąpić autentyku. Z drugiej jednak strony zdolność dokonywania moralnych osądów bez ulegania opartemu na niepewnym gruncie emocji sumieniu również miała swoje zalety.
- Zło rozkwita, ponieważ dobrzy nie są wystarczająco dobrzy - wyszeptała. - A czasami im również trafiają się złe dni.
- Tak też myślałem, że ufając ci, postąpił naiwnie. Uniosła spojrzenie i zobaczyła Gwynna, który wszedł bezgłośnie do sali. Nie odezwała się do niego.
- Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku - oznajmił, spoglądając jej w oczy. Skrzyżował ręce na piersi, trzymając dłonie blisko broni. - Widzę jednak, że potrafisz zadbać o siebie. - Zerknął na leżących na podłodze Tacka i Snappera. - Czy jeszcze żyją?
- Na razie - odparła. - On jednak... - Wskazała na Elma. - To prostak i ignorant, Gwynn. Nie warto służyć takiemu panu.
- Znam jego charakter. Wszyscy czasem bywamy prostakami i ignorantami. Powinnaś się dowiedzieć, że Rogowy Wachlarz tak czy inaczej jest skończony. Nie wątpię jednak, że twoja pogarda jest sprawiedliwa. Zrób z nim, co chcesz.
- Dziękuję za pozwolenie - odparła z sarkazmem w głosie.
Wzruszył ramionami.
- Pewnie powinnaś się też dowiedzieć, że już mnie nie zobaczysz. Od chwili przybycia do tego miasta przestaliśmy się lubić, ale mam nadzieję, że zdołamy się rozstać bez obelg.
Raule zastanowiła się nad jego słowami i ku swemu zaskoczeniu skinęła głową.
- Jeśli nie jesteśmy już przeciwnikami - zgodziła się ostrożnie i wyciągnęła doń rękę, tę, w której nie trzymała instrumentu.
Uścisnęli sobie krótko dłonie.
- Staraj się unikać kłopotów, rewolwerowcu - rzekła bez uśmiechu.