Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.oglądał, jak kosztujesz jego słodyczy więcej niż inni...wyraziłem swój sprzeciw...||108onaDoktor siedział w swoim pokoju, pogrążony w rozmyślaniach nad wykonaniem zadania, które mu zleciła organizacja...— Zrozumiałem...Od portyku, na którym żołnierze zawiesili tarcze, dały się słyszeć wrzaski...łem ‼Czyż ja mam ci dyktować?" — odparł...- Wszyscy na pokład - polecił Sasza...48 Drawn to Television while veteran producers James L...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nie by³a przystosowana do podró¿owania w nadprze-
strzeni.
Leia poczu³a siê niepewnie, kiedy pomyœla³a, ¿e w³aœnie to
mog³o zadecydowaæ o miejscu spotkania. Niepokoi³a siê, jeszcze
zanim otrzyma³a owo zagadkowe ostrze¿enie. Uœwiadamia³a so-
bie, jak ogromna odleg³oœæ dzieli³a j¹ od znajduj¹cej siê na Durro-
nie bazy Nowej Republiki i jak niewielka od by³ej satrapii Im-
perium, czyli sektora Antemeridiana.
15
Czy w³aœnie na to pragnê³a zwróciæ uwagê autorka tego ostrze-
¿enia? A mo¿e chodzi³o o coœ wiêcej?
– Fanatyczni Theranie nie nale¿¹ do ludzi, w których rêce
z³o¿y³bym swój los, wasza ekscelencjo – mrukn¹³ Dzym. Wygl¹da-
³o na to, ¿e przy³¹czenie siê do rozmowy sprawi³o mu niejak¹
trudnoœæ, gdy¿ zanim siê odezwa³, z³¹czy³ ma³e d³onie, ukryte
w fioletowych skórzanych rêkawiczkach. – Sprawuj¹ niemal abso-
lutn¹ w³adzê w rozmieszczonych wzd³u¿ podziemnych ¿y³ wod-
nych osiedlach, zamieszka³ych przez Tubylców. A zreszt¹, jak
mog³oby byæ inaczej, skoro s¹ uzbrojeni, dysponuj¹ œrodkami trans-
portu i od wielu stuleci pe³ni¹ funkcjê jedynych uzdrowicieli, ja-
kich znaj¹ ci ludzie?
Poprzez liœcie winoroœli dyanthis, zas³aniaj¹ce krawêdŸ ob-
serwacyjnego iluminatora, Leia dostrzeg³a b³yski œwiate³, jakie
pojawi³y siê na oœwietlonej blaskiem gwiazd burcie „Nieugiêtego”.
Zauwa¿y³a tak¿e, ¿e zgas³y niektóre inne œwiat³a, widoczne do-
t¹d w rufowej czêœci eskortowego kr¹¿ownika.
– Co to ma znaczyæ, ¿e nie mo¿e pani uzyskaæ po³¹czenia? –
Komandor Zoalin odwróci³ siê od pulpitu komunikatora, rozb³y-
skuj¹cego setkami ró¿nobarwnych œwiate³ek. Nie ukrywaj¹c roz-
dra¿nienia, dŸgn¹³ nastêpny podœwietlany klawisz, który nagle obu-
dzi³ siê do ¿ycia. – Nie uzyska³a pani odpowiedzi z „Borealisa”,
czy co?
– Wygl¹da na to, ¿e po prostu nasze sygna³y do nich nie do-
cieraj¹, panie komandorze – odpar³a pani oficer ³¹cznoœciowiec
Oran, dotykaj¹c palcami czo³a w nerwowym geœcie, który mia³ byæ
salutem. – Legassi w³aœnie stara siê ustaliæ przyczynê tej awarii.
Widoczna na niewielkim ekranie Oran obróci³a siê na krzeœle
w taki sposób, by dowódca móg³ spojrzeæ na tablicê synoptyczn¹
g³ównego komunikatora, na której stan urz¹dzeñ telekomunika-
cyjnych „Nieugiêtego” oznaczono za pomoc¹ podœwietlonych ¿ó³-
tych linii. W tej chwili otacza³y je czerwone œwiat³a, oznaczaj¹ce
blokady albo zak³ócenia transmisji mocy – awarie, w normalnych
warunkach nietrudne do wykrycia i usuniêcia.
W ci¹gu ostatnich dziesiêciu minut warunki zmieni³y siê je-
dnak z normalnych na parszywe. Na ca³ym pulpicie komunikato-
ra rozb³yskiwa³y dziesi¹tki, o ile nie setki czerwonych ostrzega-
wczych lampek. Z pok³adowego ambulatorium nap³ywa³y coraz
16
bardziej alarmuj¹ce meldunki. Nie mo¿na by³o siê porozumieæ z ¿adnym cz³onkiem personelu warsztatów naprawczych, si³ow-ni, hangarów czy innych sekcji kr¹¿ownika. Wszystko wskazy-
wa³o na to, ¿e sytuacja zmienia siê ze z³ej na jeszcze gorsz¹ z szyb-
koœci¹ meteoru, pogr¹¿aj¹cego siê w warstwy atmosfery.
– Legassi?
Oran wsta³a z krzes³a. Dopiero wówczas Zoalin ujrza³, ¿e sto-
j¹cy przed konsolet¹ diagnostyczn¹ fotel, który dot¹d uwa¿a³ za
wolny, jest w rzeczywistoœci zajêty. Podoficer sygnalizacyjny Le-
gassi siedzia³ na nim, opar³szy g³owê o p³ytê pulpitu. Kurczowo
chwyci³ krawêdŸ p³yty pokrytymi ³uskami ³ososiowymi d³oñmi,
a jego cia³em raz po raz wstrz¹sa³y spazmatyczne dreszcze.
Zoalin pomyœla³, ¿e organizmy Kalamarian nie powinny byæ
wra¿liwe na oddzia³ywanie wirusów, atakuj¹cych organizmy
ludzi.
A je¿eli to nie by³ wirus?
Podobnie jak nie powinny byæ wra¿liwe organizmy Sullustan
i Nalronich. A przecie¿ w ci¹gu ostatnich piêciu minut otrzyma³
meldunki, z których wynika³o, ¿e na tê sam¹ nieznan¹ chorobê
zapadli przedstawiciele obu ras. Niejasno przypomina³ sobie z kur-
sów ksenobiologii, ¿e Kalamarianie i Nalroni byli wrêcz podrêcz-
nikowymi przyk³adami ras inteligentnych istot, obdarzonych ca³-
kowicie odmiennymi systemami immunologicznymi. By³o po
prostu niemo¿liwe, ¿eby jakiœ mieszkaniec Kalamaru zarazi³ siê
chorob¹, na któr¹ móg³ zapaœæ Nalroni.
– Legassi? – Oran pochyli³a siê nad wstrz¹sanym drgawka-
mi cia³em Kalamarianina. – Legassi, co u...?
Zatoczy³a siê jak uderzona, po czym przy³o¿y³a d³oñ do pie-
rsi. Zaczê³a przesuwaæ j¹ we wszystkie strony, jakby usi³owa³a
uœmierzyæ ból albo rozmasowaæ zdrêtwia³e cia³o.
– Komandorze Zoalin – odezwa³ siê spokojny g³os zarz¹dza-
j¹cego pok³adowym ambulatorium androida medycznego typu
Two-Onebee. Automat korzysta³ z wolnego kana³u interkomu. –
Z przykroœci¹ muszê zameldowaæ, ¿e leczenie w zbiorniach bac-
ta, zamiast przynosiæ oczekiwan¹ poprawê stanu zdrowia pacjen-
tów, wrêcz przyspiesza przebieg choroby. O ile mogê siê zoriento-
waæ, o jakieœ trzydzieœci piêæ procent.
Kiedy Zoalin prze³¹czy³ ekran monitora centralnej konsolety
w taki sposób, ¿eby ogl¹daæ obrazy przekazywane przez ró¿ne
kamery, us³ysza³ w s³uchawkach miarowe, melodyjne dŸwiêki.
2 – Planeta zmierzchu
17
Najpierw sprawdzi³, co dzieje siê na korytarzach, gdzie ekipy techników poszukiwa³y urz¹dzeñ mog¹cych uniemo¿liwiaæ wysy³a-
nie sygna³ów. Obserwowa³, jak jeden z cz³onków ekipy przerwa³
pracê i ruszy³ w stronê ambulatorium. Po chwili kilku nastêpnych
opar³o siê o œciany korytarza i zaczê³o masowaæ albo ugniataæ
pierœ, g³owê i boki. Zoalin wyda³ rozkaz ukazania tego, co dzia³o
siê w ambulatorium. Ujrza³ spokojne i pracowite androidy, wyj-
muj¹ce ze zbiornika bacta bezw³adne cia³o pani sier¿ant Wover.
Kolejne prze³¹czenie ukaza³o obraz ze sterowni l¹dowiska, na
którym sta³y wahad³owce. Wreszcie komandor zobaczy³ ostatniego
pe³ni¹cego s³u¿bê podoficera, konaj¹cego w k¹cie obok drzwi
pomieszczenia.
Piêtnaœcie minut – pomyœla³ obojêtnie. – Piêtnaœcie minut od
chwili, kiedy Wover zameldowa³a o tym, co siê sta³o w œwietlicy
na pok³adzie dziewi¹tym.
Zanim zd¹¿y³ przerwaæ po³¹czenie, zaczê³y nap³ywaæ inne
raporty i meldunki. Kadet Gasto zachorowa³. Szef sekcji in¿ynie-
rów, Cho P’qun, kona³. „Panie komandorze, nie mo¿emy siê poro-
zumieæ z nikim spoœród cz³onków ekipy remontowej”...
– Cztery ce. – Zoalin wyda³ polecenie prze³¹czenia interko-
mu na kana³, umo¿liwiaj¹cy porozumienie siê z Wydzia³em Sy-
gna³ów Operacyjnych Centralnego Komputera, zwanym w skró-
cie Wydzia³em 4C. – ¯¹dam awaryjnej zmiany oprogramowania.
Wszystkie androidy naprawcze...
Czu³, ¿e zaczyna go boleæ g³owa. Na domiar z³ego pojawi³o