Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Wyczuła bliżej nieokreślone podobieństwo — uczucie wcze­śniejszej znajomości - kiedy nawiązany został kontakt i prze­szył ją dreszcz grozy...oraz trzy aksamitne woreczki — jeden z suszonymi liśćmi laurowymi, drugi z kłującymi igłami cedrowymi oraz trzeci pełen ciężkiej soli...Tego samego wieczora wędrowny rękopis Szaleństwa Almayera został wypakowany i położony bez ostentacji na biurku w moim pokoju, w gościnnym pokoju, który —...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Kiedy T’lion wrócił, przytrzymał Tai żeby mogła oprzeć dłonie na boku Golantha, unikając śladów po pazurach na prawej łopatce, które — gdyby były...— I ja, proszę pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiąc szczerze, byliśmy oboje bardzo przywiązani do sir Karola, a jego śmierć była dla nas...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...Więc sarenka zaczęła opowiadać o sobie:— Mieszkałam sobie spokojnie w wielkim lesie z tamtej strony...„To tylko założenie, że on tam jest, tylko taka możliwość — mówił do siebie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Na moją komendę rozpocząć procedurę odpalania. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, teraz!
Dwieście kilometrów dalej pilot ponownie włączył dopalacze i ściągnął na siebie drążek. SR-71 zareagował jak zawsze wspaniale: prawie stanął na ogonie i wystrzelił w górę, pchany silnikami o łącznej sile ponad czterdziestu tysięcy KG. Pilot bacznie obserwował wskazania przyrządów. Strzałka wysokościomierza wirowała jak szalona, a prędkościomierz wskazywał blisko dwa i pół tysiąca kilometrów na godzinę. Samolot zdawał się być obojętny na prawo przyciągania ziemskiego.
— Odłączenie za dwadzieścia sekund — odezwał się z tylnego fotela drugi pilot-operator systemów. Samolot osiągał właśnie trzydzieści tysięcy metrów, a cel miał być zwolniony na trzydziestu pięciu tysiącach. Stery reagowały z opóźnieniem na ruchy drążka. Na tej wysokości powietrze było rzadsze i pilot musiał zwrócić większą uwagę na właściwe panowanie nad maszyną. Na kilka sekund przed czasem osiągnął zakładaną prędkość trzech tysięcy pięciuset kilometrów na godzinę.
— Przygotować się do odłączenia — zawołał drugi pilot. — Uwaga, odłączenie! — Pierwszy pilot pchnął drążek do przodu i lekkim łukiem w lewo zaczął schodzić nad Nowym Meksykiem ku bazie Nellis. To znacznie łatwiejsze niż latanie wzdłuż radzieckiej granicy — a czasami nawet przez nią… Zastanawiał się, czy po wylądowaniu zdąży dojechać do Las Vegas na jakieś przedstawienie.
Cel posuwał się jeszcze w górę przez kilka sekund, jednakże bez włączonego silnika. Był teraz jak przedmiot balistyczny, lecący zgodnie z prawami fizyki. Duże stabilizatory zapewniały wystarczający opór aerodynamiczny, kierując pocisk we właściwą stronę. Ale siła ciążenia dopomniała się o swoje prawo, i na wysokości trzydziestu dziewięciu tysięcy metrów rakieta przechyliła się, ociężale opuszczając dziób w kierunku ziemi.
Wtedy włączył się silnik na paliwo stałe. Chociaż działał tylko przez cztery sekundy, to wystarczyło, by rozpędzić cel do prędkości, która przeraziłaby pilota Blackbirda.
* * *
— W porządku — potwierdził oficer Armii. Urządzenie radarowe, wykrywszy nadlatujący obiekt, przełączyło się z pozycji wyczekiwania na aktywną. Rakieta-cel przebijała się przez atmosferę z mniej więcej taką samą prędkością jak głowica międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Oficer nie musiał wydawać poleceń, ponieważ system był w pełni zautomatyzowany. O dwieście metrów dalej pokrywa z włókna szklanego odskoczyła znad betonowej studzienki wpuszczonej w gipsowe skały i FLAGE wystrzeliła w niebo. Przypominała bardziej lancę niż rakietę, jej działanie zaś było niemal równie proste. Radar na fale milimetrowe śledził zbliżający się obiekt, a pokładowy komputer przetwarzał otrzymane dane. Najciekawsze było to, że wszystkie wykorzystane tu podzespoły wzięto z istniejących już systemów nowoczesnego uzbrojenia.
Ludzie obserwujący próbę zza ochronnego nasypu ziemnego, zobaczyli biegnącą w górę smugę żółtego światła i usłyszeli ryk silnika na paliwo stałe. Potem nastąpiła cisza.
FLAGE kierowała się ku swemu celowi, korygując lot o ułamki stopnia za pomocą silniczków manewrowych. Oddzielił się stożek ochronny, a to, co rozłożyło się w tym miejscu, wyglądałoby dla osoby postronnej jak szkielet parasola o średnicy około dziesięciu metrów…
Potem było tak, jakby wybuchła raca z okazji święta Czwartego Lipca, tyle że nie rozległ się żaden dźwięk. Chociaż zarówno cel jak i „głowica” FLAGE leciały siłą bezwładu, energia zderzenia przemieniła ich metalowe i ceramiczne części w chmurę rozżarzonego gazu.
— Cztery na cztery — powiedział Gregory. Starał się nie ziewać — widywał już sztuczne ognie.
— Nie spoczywajcie na laurach, majorze — strofował młodego człowieka generał Parks. — Potrzebujemy teraz systemów przechwytywania w środkowym odcinku toru lotu oraz systemów obrony obiektowej.
— Tak jest, panie generale, ale ja tu nie jestem już potrzebny. Zasada się sprawdziła.
Podczas trzech pierwszych prób rakieta-cel wystrzeliwana była z myśliwca Phantom. W Waszyngtonie twierdzono, że próby te nie uwzględniły w pełni trudności związanych z przechwytywaniem nadlatujących głowic. Dlatego właśnie Parks postanowił użyć samolotu SR-71 jako nosiciela celu. Wystrzelenie rakiety-celu z większej wysokości i z większą prędkością spowodowało odpowiednie przyspieszenie wchodzenia w atmosferę. Warunki przeprowadzanej próby były trudniejsze niż się spodziewano, mimo to jednak FLAGE poradziła sobie bez trudu. Parksa niepokoiła trochę sprawa oprogramowania pocisku, lecz jak zauważył Gregory, zasada się sprawdziła.
— Al — powiedział generał. — Jestem coraz bardziej przekonany, że uda się nam cały projekt.
— Jasne, dlaczego miałby się nie udać? — odparł Gregory i pomyślał: Jeżeli tylko te barany z CIA dostarczą nam plany rosyjskiego lasera…
* * *