Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Nad wierzchołkami drzew porastających najwyższe partie wzgórza wystawał ciężki szkielet wieży zbudowanej z bali, z szeroką platformą na samym szczycie na...The license for the underlying application is the GNU LGPL...195 Ani od bogów szczęśliwych, bo nader jesteś im drogi...Nauczyciel szermierki westchnął...- Czemu nie wspomniałaś mi ani słowem, że drażni cię moje zachowanie?! - wrzasnął Wadley...- Nie - odparł...jest król i wojsko? Droga nie była skończona, nie była łatwa ani bezpieczna, ale gdy pomyślał, że wydostał się ze Zbaraża, że przekradł się przez...Praca szła bardzo powoli...Oboje wybuchnęliśmy śmiechem...wyjątkiem dwóch tylko legionów oraz Ilirii wraz z Galią z tej strony Alp położoną, które chciał zatrzymać, dopóki nie zostanie konsulem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

W dole, pomiędzy bukowymi pniami, mogliśmy dojrzeć dolinę Sanu i
odległy szczyt Czulni.
Rozsiedliśmy się na betonowych klocach, resztkach fundamentów wieży. Gustlik zdjął
plecak i postawił go przed sobą.
- Przyszedł czas na odrobinę nauki - zaczął Maciek. - Każdy z was ma w namiocie
plecak z amerykańskiego demobilu, miejscami są one połatane, poszarpane, ale to dobry
sprzęt. Każdy z nich oprócz głównej komory ma trzy boczne kieszenie. Harcerskie
doświadczenie nauczyło nas, że w plecaku na samym dnie układa się bieliznę, skarpetki,
podkoszulki, a potem piętrami ku górze: kalesony, spodnie, swetry, pałatkę
przeciwdeszczową, kurtkę i śpiwór. W bocznych komorach lepiej schować zapasowe
skarpety, pastę do butów, apteczkę i rękawiczki. W trzeciej kieszeni trzymajcie zapas
prowiantu. “Zestaw ostatniej szansy” najlepiej mieć cały czas przy sobie, zwłaszcza, gdy
będziemy wędrować w górach, coś się stanie i nasza grupa rozpadnie się na mniejsze. Dlatego
daliśmy każdemu z was tę małą torbę po masce gazowej. Jak widzicie, ma ona normalny
pasek umożliwiający noszenie jej na ramieniu, ale ma także dwie szlufki, dzięki którym
zamocujecie ją u pasa - Maciek przemawiając wszystko demonstrował. - Osobiście proponuję
to drugie. W zestawie macie: latarkę z zapasem dwóch baterii, kryształki nadmanganianu
potasu, tabliczkę gorzkiej czekolady, zapałki i draskę zatopione w wosku, świeczki, gwizdek
sygnałowy, apteczkę, agrafki, żyletki, zwykłą folię i koc z dwustronnej folii. Osoba owinięta
srebrną stroną będzie zatrzymywać ciepło, a złotą oddawać je na zewnątrz. To wszystko
powinno wam pomóc utrzymać się w dobrej kondycji do chwili nadejścia pomocy. Stanowczo
zabraniam otwierania zestawu bez wyraźnej potrzeby.
Młodzież patrzyła z zainteresowaniem na ten pokaz. Pierwszy odezwał się Gruzin.
- Czy możemy się tu zgubić tak, że będziemy musieli żyć jak Rambo w dżungli przez
kilka dni? - zapytał.
- Po co tyle dźwigać? - dziwiła się Czarna.
- Kto z was potrafiłby teraz rozpalić ognisko? - nagle zapytał Gustlik. - Skąd
wzięlibyście wodę do picia? Jak wzywalibyście pomocy, gdybyście mieli złamaną nogę?
- Mam zapalniczkę - ripostował Biały.
Gustlik wyjął ją z rąk chłopaka, rzucił na ziemię i lekko przydeptał butem. Potem
podniósł zapalniczkę i podał Białemu.
- Teraz zapal - powiedział ponuro. - Widzisz, zapalniczka to skomplikowany
mechanizm, który kiedyś zepsuje się - dodał widząc, jak Biały bezskutecznie próbuje
wskrzesić iskrę. - Gdybyś ją trzymał w szczelnym opakowaniu, to może miałbyś jakieś szansę
na jej użycie w sytuacji ekstremalnej.
- Można mieć zapałki - Marchewa wyjął pudełko.
Gustlik położył je na pniu obok swojego, wyjętego ze specjalnego zestawu.
- Załóżmy, że je zamoczyłeś - mówił wylewając na oba opakowania wodę z manierki.
- Moje zapałki w szczelnej otulinie z wosku są bezpieczne, a twoje niestety nie. Dla was te
wszystkie rzeczy to oznacza być “Rambo”. Tak nie jest. Sztuka przetrwania to przede
wszystkim umiejętność logicznego myślenia, przewidywania i improwizowania. Jak
osuszyłbyś zapałki, gdyby wokół padał deszcz, twoje ubranie byłoby mokre i nigdzie nie
byłoby źródła ciepła?
Marchewa, nie wiedząc co powiedzieć, wzruszył ramionami.
- No właśnie - Gustlik podszedł do Marchewy z mokrą zapałką w dłoni.
- Wszyscy to macie, ale w życiu byście na to nie wpadli - w tym momencie kilka razy
przeturlał zapałkę przez włosy Marchewy. Potem pociągnął zapałką po drasce swojego
pudełka i siarczany łebek zajął się ogniem.
- Czary - zażartował Zet.
Młodzi ludzie roześmieli się.
- Rozumiecie? - Maciek spojrzał badawczo na całe towarzystwo.
- Gustlik improwizował, ale wiedział, że człowiek przez głowę traci najwięcej ciepła,
a więc włosy najszybciej schną.
Jeszcze chwilę rozkoszowaliśmy się ciepłem popołudniowego słońca i już szliśmy
południowo-zachodnim zboczem Grodziska. Miejscami ściana miała nachylenie bliskie
pionowi i wtedy zjeżdżaliśmy na butach, schodziliśmy zygzakami lub po prostu zbiegaliśmy.
Gdy byliśmy w głębokim siodle pomiędzy Grodziskiem a sąsiednią górą Kamieniec, Maciek
skręcił w lewo na zwierzęcą ścieżkę prowadzącą przez dżunglę leszczyn, brzózek i młodych
buków wspieranych w dolnych partiach przez kolczaste zasieki malin i wysokie zagony
pokrzyw. Maciek prowadził nas na wschód sprawdzając co jakiś czas nasz kurs ze
wskazaniami kompasu. Po blisko półgodzinie przedzierania się ujrzeliśmy łąkę porośniętą
wysoką do pasa trawą i zbocza góry Berdo nad harcerską bazą, w której nocowaliśmy. Przed
nami w dole był bród i dolina rzeki Bereźnicy. Teraz schodziliśmy już spokojnie chłonąc
resztki promieni słonecznych zaglądających do doliny, której barwa z zielonej zmieniła się w
pomarańczową. Nad łąką krążył bielik, największy polski drapieżnik, który - gdy nas
dostrzegł - majestatycznie odfrunął na wschód.
Nagle Maciek uniósł do góry prawą rękę z zaciśniętą pięścią.
- Padnij - szepnął rozkaz Gustlik. - Szybko, nosy w glebę.
- Teraz będziemy czołgać się przez pokrzywy - mruczał Zet.
- Cicho - skarcił go Gustlik.
Poczołgałem się wzdłuż całej kolumny i ułożyłem się koło Maćka, który klęczał za
zwalonym pniem starego świerku.