Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Znowu odgadłeś. Jak zwykle. Po co zawracasz sobie głowę drukowaniem menu?
- Czy państwo uwierzą? Tak każą przepisy. Co by państwo powiedzieli, gdyby ten stek był gotowany?
- Doskonale - zgodziłem się, odbierając od Norrey jej płaszcz i filtry. Gruby Humphrey ryknął, klepiąc się dłonią po potężnym udzie i wziął ode mnie moje okrycie, podczas gdy ja wieszałem ubranie Norrey.
- Brakowało pana w tej knajpie, panie Armstead. Żaden z tych innych... Tedy proszę. - Zaprowadził nas do małego stolika na zapleczu i gdy siadaliśmy, uświadomiłem sobie, że to ten sam, który dawno temu zajmowaliśmy z Sharą i Norrey. Nie zabolało mnie to ani trochę; czułem się dobrze. Gruby Humphrey zwinął nam skręta ze swego prywatnego schowka i zostawił na stoliku woreczek i paczkę bibułek.
- Palcie do woli - powiedział i wrócił do kuchni. Jego oddalające się pośladki przywodziły na myśl dwa zmagające się z wiatrem zeppeliny.
Nie paliłem od tygodni; od pierwszego sztacha zakręciło mi się w głowie. Gdy podawaliśmy sobie papierosa, palce Norrey ocierały się o moje, a ich dotyk był ciepły i elektryzujący. Mój nos, który zaczął się wypełniać od chwili przekroczenia progu restauracji, przepełnił się wreszcie i pomiędzy kichnięciami, a trąbieniem w chusteczkę skręt został wypalony, zanim padło choć jedno słowo. Zdawałem sobie jasno sprawę, jak głupio muszę wyglądać, ale jednocześnie byłem zbyt rozradowany, żeby się tym przejmować. Starałem się poukładać sobie w głowie wszystko, co musiało zostać powiedziane i wszystko, o co trzeba zapytać, ale wciąż tonąłem w brązowych oczach Norrey i traciłem głowę. Poszukiwałem odpowiednich słów.
- No i jesteśmy tutaj - oto co udało mi się odszukać.
Norrey uśmiechnęła się półgębkiem.
- Aleś się przeziębił.
- Nos zatkał mi się w dwadzieścia godzin po tym jak znalazłem się na Ziemi i nawet mu odpowiednio za to nie podziękowałem. Czy ty w ogóle masz pojecie jaką zgnilizną śmierdzi ta planeta?
- Myślałam, że systemy zamknięte cuchną gorzej.
- To woń kosmosu... chciałem powiedzieć - stacji kosmicznej. Ale Ziemia jest gulaszem zapachów, w większości nieprzyjemnych.
Skinęła głową.
- W kosmosie nie ma kominów.
- Nie ma wysypisk śmieci.
- Nie ma krowich placków.
- Nie ma ścieków.
- Jak umarła, Charlie?
- Wspaniale.
- Czytam gazety. Wiem, że to wszystko wyssane z palca, ale ty tam byłeś.
- Tak. - Przez ostatnie trzy tygodnie powtarzałem te opowieść ze sto razy, ale nigdy nie opowiadałem jej komuś bliskiemu. A Norrey na pewno zasługiwała na to, by wiedzieć, jak umierała jej siostra.
Powiedziałem jej więc o przybyciu obcych, o tym jak Shara zrozumiała intuicyjnie, że istoty te komunikują się za pośrednictwem tańca i o jej natychmiastowej decyzji udzielenia im odpowiedzi. Opowiedziałem jej, jak Shara zdała sobie stopniowo sprawę z wrogości obcych, z ich terytorialnej zaborczości, z ich zdecydowanego zamiaru opanowania naszej planety i przeznaczenia jej na swoje tarlisko. I opowiedziałem jej, najlepiej jak umiałem, o “Gwiezdnym tańcu".
Norrey nie odzywała się dłuższy czas, a potem pokiwała głową.
- Uhuh - jej twarz wykrzywiła się raptownie. - Ale dlaczego musiała umrzeć, Charlie?
- Była wykończona, kochanie - powiedziałem i ująłem ją za rękę. - Przystosowała się już całkowicie do warunków nieważkości, a to jest proces nieodwracalny. Nigdy nie mogłaby powrócić na Ziemie ani nawet na “Skyfac", gdzie ciążenie nie przekracza jednej szóstej ziemskiego. No, oczywiście, mogła żyć w stanie nieważkości, ale wszystkie konstrukcje w kosmosie, na których panują warunki nieważkości, należą albo do wojskowych, albo do Carringtona - a ona nie miała już powodu, aby cokolwiek od niego przyjmować. Zatańczyła swój “Gwiezdny taniec", ja go zarejestrowałem i to był już koniec.
- A co z Carringtonem? - spytała, a jej palce zacisnęły się boleśnie na mej ręce. - Gdzie jest teraz?