Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Wyczuła bliżej nieokreślone podobieństwo — uczucie wcze­śniejszej znajomości - kiedy nawiązany został kontakt i prze­szył ją dreszcz grozy...oraz trzy aksamitne woreczki — jeden z suszonymi liśćmi laurowymi, drugi z kłującymi igłami cedrowymi oraz trzeci pełen ciężkiej soli...Tego samego wieczora wędrowny rękopis Szaleństwa Almayera został wypakowany i położony bez ostentacji na biurku w moim pokoju, w gościnnym pokoju, który —...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Kiedy T’lion wrócił, przytrzymał Tai żeby mogła oprzeć dłonie na boku Golantha, unikając śladów po pazurach na prawej łopatce, które — gdyby były...— I ja, proszę pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiąc szczerze, byliśmy oboje bardzo przywiązani do sir Karola, a jego śmierć była dla nas...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...Więc sarenka zaczęła opowiadać o sobie:— Mieszkałam sobie spokojnie w wielkim lesie z tamtej strony...„To tylko założenie, że on tam jest, tylko taka możliwość — mówił do siebie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Pickett rozwinął mapę, na której kilkanaście miast zostało zakreślonych na czerwono. Jeden z towarzyszących pułkowników dodał do nich trzy nowe: San Francisco, Los Angeles i Las Vegas.
— Miasta targowe, zrobiłbym to samo — sapnął Alexandre. — John, nie przypomina ci to „Bio-War 95”?
— Zupełnie. To nazwa gry wojennej, którą rozgrywaliśmy z Agencją Obrony Nuklearnej. Użyliśmy wtedy laseczki wąglika, a Alex był najlepszym z planujących ofensywę biologiczną — wyjaśnił wszystkim Pickett.
— Planował atak na nas wszystkich? — zapytała Cathy, na poły zdumiona, a na poły oburzona.
— Proszę pani, atak i obrona to dwie strony tego samego medalu — odpowiedział Pickett, broniąc swego dawnego podwładnego. — Musimy myśleć jak nasi wrogowie, aby móc storpedować ich wysiłki.
— Myślenie operacyjne — dorzucił prezydent, któremu łatwiej niż żonie było się przestawić na takie kategorie.
— Z punktu widzenia strategicznego, wojna biologiczna polega na wyzwoleniu reakcji łańcuchowej w populacji przeciwnika. Trzeba starać się zarazić możliwie jak najwięcej osób, a nie potrzeba aż tak wielu do osiągnięcia masy krytycznej; to nie broń nuklearna. Chorzy sami przekazują dalej zarazki. Na tym polega, by tak rzec, elegancja wojny biologicznej. Ofiary same stają się narzędziem zabijania. Każda epidemia rozpoczyna się od niskiego poziomu, a potem gwałtownie wybucha; liczba przypadków rośnie w postępie geometrycznym. Ofensywa w wojnie biologicznej polega więc na tym, żeby zarazić możliwie jak najwięcej ludzi, a uwagę przede wszystkim zwraca się na tych, którzy wiele podróżują. Znakomicie pasuje do tego celu na przykład Las Vegas. To miasto konwencji przedwyborczych, właśnie odbył się tam wielki zjazd branżowy. Uczestnicy zostają zarażeni, rozlatują się potem do miejsc zamieszkania i roznoszą chorobę.
— Czy jest sposób na wykrycie, jak do tego doszło? — spytał Murray, który wcześniej pokazał generałowi swoją legitymację.
— Prawdopodobnie to tylko strata czasu. Kolejna z zalet wojny biologicznej... W tym przypadku okres wylęgania się choroby wynosi minimum trzy dni. W jakikolwiek sposób dostarczono zarazki, wszystko zostało już dawno zniszczone, tak że nawet nie został żaden ślad.
— Zostawmy to na później, generale. Co robić teraz? Widzę, że wiele jest stanów, gdzie choroba nie dotarła...
— Na razie, panie prezydencie. Okres inkubacji wirusa ebola wynosi od trzech do dziesięciu dni. Nie wiemy, jaki w tej chwili jest zasięg epidemii. Jedyne, co możemy zrobić, to czekać.
— John, musimy wprowadzić plan KURTYNA — wtrącił Alexandre. — I to jak najszybciej.
* * *
Mahmud Hadżi czytał. Z uwagi na znajome sprzęty, lubił pracować w swoim gabinecie, który znajdował się obok sypialni, ale nie lubił, by mu tutaj przeszkadzano, toteż ochrona z pewnym zdziwieniem przyjęła jego reakcję na telefon. Dwadzieścia minut później wpuścili gościa, zatrzymując jego eskortę.
— Zaczęło się?
— Zaczęło się — potwierdził Badrajn i wręczył wydruk. — Jutro będziemy wiedzieć więcej.
— Dobrze się zasłużyłeś — powiedział Darjaei i dał znak, że wizyta skończona. Kiedy gość zniknął za drzwiami, sięgnął po telefon.
Alahad nie wiedział, skąd do niego zadzwoniono. Podejrzewał Londyn, nie wiedział jednak tego na pewno, i nie zamierzał pytać. Rozmowę można by uznać za całkowicie handlową, gdyby nie pora dnia: w Anglii, jeśli to stamtąd dzwoniono, był teraz wieczór i nikt już nie pracował. Różne typy dywanów oraz ich ceny stanowiły część najistotniejszą; w kodzie od dawna utrwalonym w pamięci, a nigdy nie zapisanym, przekazały mu to, co konieczne. Nie było tego wiele, ale w ten sposób niewiele mógł zdradzić. W pełni akceptował tę zasadę kontaktów. Teraz jego kolej. Na drzwiach wywiesił napis Zaraz wracam, potem je zamknął i poszedł do automatu znajdującego się dwie przecznice dalej. Miał przekazać Arefowi Ramanowi ostatni rozkaz.
* * *
Narady rozpoczęły się w Gabinecie Owalnym, potem przeniosły się do Pokoju Roosevelta, by ostatecznie wylądować w Pokoju Rządowym, gdzie ze ścian mogło im się przyglądać kilka portretów Jerzego Waszyngtona. Sekretarze departamentów zjawili się natychmiast, a ich przyjazdu nie dało się ukryć: zbyt wiele służbowych samochodów, znajomych twarzy, ochroniarzy.