Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Aielowie nie znali się na pracach ciesielskich w takiej skali, ale wśród uchodźców cairhieniańskich znalazło się wielu takich, którzy potrafili wznosić tego typu konstrukcje.
Moiraine czekała u podstawy najniższej, ukośnie ustawionej drabiny, w towarzystwie Lana i Egwene. Egwene zażyła dużo słońca; gdyby nie ciemne oczy mogłaby uchodzić za Aiela. Niskiego Aiela. Przelotnie przyjrzał się jej twarzy, ale nie wykrył niczego prócz zmęczenia. Amys i pozostałe zmuszały ją zapewne. do zbyt ciężkiej pracy w ramach ich nauk. Nie podziękowałaby mu jednak za interwencję.
- Podjęłaś decyzję? - spytał Rand, przystając. Weiramon nareszcie zamilkł.
Egwene zawahała się, ale Rand zauważył, że nie spojrzała na Moiraine, zanim skinęła głową.
- ZrobiÄ™, co mogÄ™.
Jej niechęć go niepokoiła. Nie poprosił Moiraine - ta nie mogła użyć Jednej Mocy przeciwko Shaido, dopóki jej nie zagrażali, chyba żeby ją przekonał, że oni wszyscy są Sprzymierzeńcami Ciemności - ale Egwene nie złożyła jeszcze Trzech Przysiąg i był przeświadczony, że zrozumie konieczność. Tymczasem, kiedy jej to zaproponował, zbladła, a następnie unikała go przez trzy dni. W końcu zgodziła się. Wszystko, co uczyni walkę z Shaido krótszą, mogło wyjść tylko na dobre.
Twarz Moiraine ani na moment się nie zmieniła, aczkolwiek nie miał wątpliwości, co myślała. Te gładkie rysy Aes Sedai, te oczy Aes Sedai, potrafiły odzwierciedlić lodowatą odmowę, nie zmieniając nawet na jotę swego wyrazu.
Wepchnąwszy kawałek włóczni za pas, postawił stopę na pierwszym szczeblu - i wtedy Moiraine przemówiła.
- Dlaczego znowu nosisz miecz?
Ostatnie pytanie, jakiego się spodziewał.
- A czemu nie? - burknął w odpowiedzi i zaczął się wspinać. Nie najlepsza riposta, ale wzięła go przecież z zaskoczenia.
W połowie tylko zaleczona rana w boku rwała, kiedy się wspinał; niby nie był to ból, ale miał wrażenie, że blizna się otwiera. Nie zwracał na to uwagi; często tak ją czuł, kiedy zanadto się forsował.
Rhuarc i pozostali wodzowie klanów poszli za nim, Bael zostawił nareszcie Melaine, za to na szczęście Weiramon i jego dwaj służalcy pozostali na ziemi. Wysoki Lord wiedział znakomicie, co należy robić; nie potrzebował i nie chciał dalszych informacji. Czując na sobie oczy Moiraine, Rand zerknął w dół. Nie Moiraine. To Egwene obserwowała go, jak się wspina, z twarzą tak podobną do twarzy Aes Sedai, że trudno byłoby znaleźć jakąś różnicę. Moiraine i Lan pochylili ku sobie głowy. Miał nadzieję, że Egwene nie zmieni decyzji.
Szeroką platformę na szczycie zajmowali dwaj niscy, spoceni młodzieńcy; odziani w same. koszule, ustawiali obitą w mosiądz drewnianą tubę długości trzech kroków i grubszą w średnicy niż ramię każdego z nich, na obrotowej ramie przymocowanej do poręczy. W odległości kilku kroków znajdowała się już druga taka sama tuba, osadzona tam niemal zaraz po ukończeniu budowy wieży, czyli poprzedniego dnia. Trzeci mężczyzna, rozebrany do bielizny, wycierał łysą głowę pasiastą chustką i powarkiwał na nich.
- Ostrożnie z tym. Ostrożnie, powiedziałem! Wy osierocone łasice, tylko mi który przekrzywi soczewkę, to ja mu wtedy przekręcę jego bezmózgi łeb tyłem do przodu! Przykręć ją mocno, Jol. Mocno! Jeśli spadnie, kiedy Lord Smok będzie patrzył, to obaj będziecie za nią skakać. 1 nie. tylko dla Lorda Smoka. Popsujcie moją pracę, a pożałujecie, żeście sobie nie połamali swoich głupich czaszek.