Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jak?
Hunter był amatorem. Jednak coś poszło nie tak, bo od razu spostrzegł, że jest śledzony. A potem było jeszcze gorzej - o wiele gorzej - bo kiedy Talley zadzwonił do niego kilka godzin temu, Matt Hunter wiedział, kim on jest. Zwrócił się do niego po nazwisku. To zdenerwowało Talleya.
Źle znosił stres. Wykonał kilka telefonów, próbując ustalić co się dzieje, ale nikt nie odpowiadał. To zdenerwowało go jeszcze bardziej. Talley niewiele umiał. Znał striptizerki i wiedział, jak się z nimi obchodzić. Potrafił bić ludzi. To właściwie wszystko. Kiedy się dobrze zastanowić, te dwie umiejętności właściwie łączyły się ze sobą. Jeśli chcesz prowadzić lokal ze striptizem musisz umieć bić ludzi.
Tak więc sytuacja wymykała się spod kontroli - tak jak teraz - zawsze reagował tak samo. Przemocą. Bił kogoś i robił mu krzywdę. Trzykrotnie siedział w więzieniu za napaść, ale w rzeczywistości pobił lub okaleczył chyba ponad pięćdziesiąt osób. Dwie z nich zmarły.
Jego ulubionymi narzędziami pracy były paralizator i kastet. Talley sięgnął do torby. Najpierw wyjął nowiutki paralizator. Nazywano to paralizatorem-komórką. Jak sugerowała nazwa, wyglądał identycznie jak telefon komórkowy. Kupiony przez Internet, kosztował Talleya sześćdziesiąt dziewięć dolców. Możesz nosić go wszędzie. Możesz go wyjąć i udawać, że przykładasz do ucha, a potem bach, naciskasz guzik i „antenka" na górze powala przeciwnika stu osiemdziesięcioma tysiącami woltów.
Potem wyjął kastet. Talley preferował nowsze, udoskonalone modele. Nie tylko miały większe pole kontaktu, ale w mniejszym stopniu odczuwało się impet uderzenia, zadając naprawdę silny cios.
Talley położył paralizator i kastet na nocnym stoliku. Znów zaczął oglądać porno, wciąż mając nadzieję, że w końcu pokażą jakieś dobre momenty. Od czasu do czasu spoglądał na swój oręż. To też go rajcowało.
Zastanawiał się, co dalej.
Dwadzieścia minut później ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. Talley sprawdził godzinę na zegarze. Dochodziła pierwsza w nocy. Cicho wstał z łóżka.
Ktoś zapukał znowu, tym razem głośniej.
Talley na palcach podszedł do drzwi.
- Talley? Jesteś tam? Musimy porozmawiać. Zerknął przez judasza. Co do...? To był Matt Hunter!
Talley wpadł w panikę. Jak Hunter zdołał go wytropić, do diabła?
- Proszę otwórz, Talley. Chcę z tobą tylko porozmawiać, to wszystko.
Talley nie zastanawiał się. Zaczął działać.
- Chwileczkę - powiedział.
Potem podkradł się z powrotem do łóżka i wsunął kastet na palce lewej ręki. W prawej trzymał komórkę-paralizator, jakby z kimś rozmawiał. Chwycił za klamkę. Zanim ją przekręcił, znów spojrzał przez wizjer.
Matt Hunter wciąż tam był.
Talley zaplanował trzy następne ruchy. Tak robią najlepsi. Planują swoje posunięcia.
Otworzy drzwi, udając, że rozmawia przez telefon. Dał Hunterowi znak, żeby wszedł. Gdy tylko znajdzie się w zasięgu ręki, Talley ogłuszy go paralizatorem. Będzie mierzył w pierś - duży cel, szeroka powierzchnia. Jednocześnie zamachnie się lewą ręką, uzbrojoną w kastet. Uderzy hakiem pod żebra.
Charles Talley otworzył drzwi.
Zaczął mówić, udając, że z kimś rozmawia.
- Racja - powiedział do paralizatora. - Racja, dobra.
Ruchem głowy pokazał Mattowi, żeby wszedł.
I Matt to zrobił.
31
Stojąc w drzwiach pokoju 515, Matt zawahał się, ale tylko przez chwilę.
Nie miał innego wyjścia. Nie mógł rozmawiać z nim, stojąc na korytarzu. Tak więc wszedł do środka. Nadal nie wiedział, co powiedzieć, ani jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Talley. Postanowił rozegrać to jak najprościej i zobaczyć, do czego to doprowadzi. Czy Talley wiedział, że wykorzystano go do sfingowania romansu? Czy to on był na tym filmie, a jeśli tak, to dlaczego zdjęcie zrobiono znacznie wcześniej?
Matt wszedł.
Charles Talley wciąż rozmawiał przez telefon komórkowy. Gdy drzwi zaczęły się zamykać, Matt powiedział:
- Myślę, że możemy sobie wzajemnie pomóc.
W tym momencie Charles Talley dotknął jego piersi paralizatorem.
Matt poczuł się tak, jakby w całym jego ciele doszło do zwarcia. Wyprężył się. Rozcapierzył palce. Zesztywniał. Wytrzeszczył oczy.
Chciał odepchnąć od siebie ten telefon komórkowy. Jak najdalej. Ale nie mógł się ruszyć. Jego mózg krzyczał. Ciało nie chciało słuchać.
Broń, pomyślał Matt. Wyciągnij broń.
Charles Talley zamachnął się. Matt widział to. Ponownie spróbował się poruszyć, a przynajmniej obrócić, ale wyładowanie elektryczne najwidoczniej zablokowało niektóre połączenia nerwowe. Ciało po prostu przestało go słuchać.
Talley rąbnął go w klatkę piersiową, w dwa dolne żebra.
Cios był jak uderzenie kafara. Mart poczuł przeszywający ból. Zupełnie stracił równowagę i upadł na wznak.
Zamrugał i przez napływające do oczu łzy zobaczył uśmiechniętą twarz Talleya.
Pistolet... wyjmij ten przeklęty pistolet...
Jednak wszystkie jego mięśnie chwycił skurcz.
Uspokój się. Rozluźnij...
Stojący nad nim Talley w jednej ręce trzymał komórkę-paralizator, w drugiej kastet.
Matt leniwie zastanowił się, co z jego własnym telefonem. Tym przy pasie. Cingle słuchała. Otworzył usta, żeby ją zawołać.
Talley ponownie dotknął go paralizatorem.
Ładunek elektryczny przemknął przez układ nerwowy. Wszystkie mięśnie, włącznie z mięśniami szczęki, kurczyły się i dygotały.
Słowa, wołanie o pomoc, nie przeszły mu przez gardło.
Charles Talley uśmiechnął się do niego. Pokazał mu pięść z kastetem. Matt mógł tylko patrzeć.