Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Żywy dowód na to, że głupi naprawdę ma szczę-
ście.
— Nie do końca, panie... Wielki Książę Orion, jak usłyszał odpowiedź syna, śmiać
się zaczął i szermierzy wstrzymał, a to był błąd. Jeszcze nie wiedzieli, że to nie baba tyl-
ko przebieraniec. A on znowu się nachylił do księcia i coś powiedział. Pewnie się przy-
znał, kim jest naprawdę, bo Jaśnie Pan Sirius oczy szeroko rozwarł ze zdumienia i po-
wiedział: „Chłop? To na co ci te szmaty nakładać, zgłupiałeś?”. Wielki Książę zdrętwiał.
Toż ten przebieraniec pewnie sam wielki szlachcic, jeśli nawet nieprawdziwy, to na pew-
no przez dobrych heraldyków przerobiony. A obraza uczyniona właśnie została! Ten
w babskiej kiecce zaczął się ciskać, że teraz na pojedynek wyzywa, no ale... To on wyzy-
wa! A w takim razie, to Sirius broń wybiera, termin oznacza i miejsce. Już Wielki Książę
Orion chciał się nachylić do ucha syna, pewnie by poradzić mu, żeby postąpił, biorąc za
wzór Quijasa z kronik znanego i wyznaczył termin za sto lat, na końcu świata. W mię-
dzyczasie wszak wiele sztyletów się znajdzie, by przebierańca uciszyć, jeśliby szydzić za-
miarował. I to za tani piniądz, boż przebieraniec znaczną osobą być nie mógł. Ale nie
zdążył! Sirius krzyknął, że dobra, że tu i teraz będą się bić! A tamten: „Jaka broń?”. I tu
się młody pan skrzywił okrutnie, zda się błyskawice z jego oczu szły! „Skoroś chłop, nie
baba — powiedział — to się za jaja ściśniemy naraz. Kto ustoi na nogach, ten wygra!”.
Słysząc to, damy z wielkich rodów o mało pod stoły ze sromu nie powpadały. Ale Ra-
dzie Królewskiej to się nawet spodobało.
— Bogowie! — Zaan potrząsnął głową. — Toż Sirius wiele lat na galerach robił przy
wiośle. Chwyt ma jak kowal! Jak stu kowali!!!
— Było jako rzeczesz, panie — przytaknął Hara. — Stanęli i ścisnęli się obaj...
A właściwie to Młody Książę ścisnął... Do suchego! Aż tamtemu kobiece pomalowanie
z twarzy spłynęło! A wrzask zrobił taki, że dwa kandelabry się utłukły! No... A potem to
już go słudzy wynieśli.
Zaan zaczął się śmiać. Nalał sobie kolejny puchar wina i golnął do dna.
— A tamten co? — spytał, ocierając usta rękawem. — Żyw?
— Ja nie wiem... Ale nawet jak żyw — Hara rozłożył ręce — to i co z tego?
Przerwało im ciche pukanie. Uczta dogorywała właśnie. Wynoszono ostatnich go-
ści, ci, którzy mogli się jeszcze ruszać, wychodzili sami, wynosząc jadło i wino na zapas,
do domu. Znaczniejsi, ci naprawdę znaczniejsi z głównej sali, opuszczali pałac z fanfara-
mi, przez główną bramę, na dziedzińcu służba czyniła tumult, podstawiając wozy i lek-
tyki. Szary świt wstawał nad morzem, rodząc lekki wiatr, który zaczynał właśnie szu-
mieć na blankach i w załomach murów.
272
— Wejść!
Hara otworzył drzwi i wymknął się, przepuszczając pałacowego matematyka. Ten
stanął pod ścianą, zagryzając wargi. Trzymał w ręku listy, ale tak jakby nie chciał ich ani
podać, ani położyć na stole.
— I jak? — Zaan zerknął na niego zdziwiony. — Rozszyfrowałeś?
Tamten skinął głową. Nie wykonał żadnego innego ruchu. Dziwna cisza, przerywa-
na tylko coraz głośniejszym świstem wiatru i turkotem kół na dziedzińcu przedłużała
się nieznośnie. Matematyk wyjął z sakiewki przy pasie małą buteleczkę. Potrząsnął nią
lekko.
— Mam prośbę — powiedział cicho, właściwie szepnął.
— Tak?
— Chciałbym, żebyście... po przeczytaniu tych listów pozwolili mi coś powiedzieć.
— Hm... dziwne życzenie. Przecież powiesz, co chcesz.
Matematyk przymknął oczy.
— Chcę, żebyś panie, poprzysiągł na wszystko, co ci najświętsze, że po przeczytaniu
listów będę mógł coś powiedzieć.
Zaan przestraszył się nie na żarty. Domyślił się też, co było w małej buteleczce.
— Przysięgam! Dawaj — wyciągnął rękę po listy.
„Panie, oby Dobrzy Bogowie zachowali Cię w zdrowiu jak najdłużej — zaczynał się
pierwszy z nich — Twój list wysłany przez umyślnego dotarł do mnie o czasie. Zatrwo-
żył mię wielce. Cóż jednak pycha ludzka może znaczyć wobec potęgi Zakonu? Masz ra-
cję, Panie, dwóch oszustów, mieniących się »Sirius« i »Zaan« wkradło się w łaski Wiel-
kiego Księcia Oriona.”
Zaanowi pociemniało w oczach. Z najwyższym trudem czytał dalej.
„Potwierdzam, że »Sirius« jest byłym galernikiem Tyranii Symm zbiegłym oneg-
daj, który wielu nieprawości się dopuścił. To on zabił Rycerza Zakonu w Keddelwach
— opis się zgadza. Co do Zaana nie udało mi się ustalić niczego więcej ponad to, o czym
dowiedziałem się od Ciebie, Panie, z ostatniego listu. Naszego źródła umieszczonego
w szeregach Królewskich Donosicieli nie udało się wykorzystać — wydaje się pewne,
że ani oni, ani Rada Królewska nie wiedzą niczego w sprawie, a nie chciałem, zgodnie
ze wskazówkami, naprowadzać ich na trop afery. Z przykrością donoszę, że nie udało