Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wstrzymując oddech, patrzyłem, jak skręcają się w ogniu, czernieją i zamieniają w popiół. Strach, który ściskał mnie za gardło nieprzerwanie od chwili, kiedy zjawił się u mnie Numeriusz, opuścił mnie w tym samym miejscu, w którym owładnął mną.
Teraz musiaÅ‚em zobaczyć siÄ™ z Metonem. ZawoÅ‚aÅ‚em Dawusa i razem zeszliÅ›my na Forum. Pod RegiÄ… zastaliÅ›my kolejkÄ™ obywateli oczekujÄ…cych na posÅ‚uchanie u Cezara, siÄ™gajÄ…cÄ… niemal samego Kapitelu. RozpoznaÅ‚em wÅ›ród nich senatorów, bankierów i zagranicznych dyplomatów. Niektórzy osÅ‚aniali siÄ™ przed sÅ‚oÅ„cem szerokimi kapeluszami, nad innymi niewolnicy trzymali parasole. Przed sÅ‚oÅ„cem czy przed bogami? – zadaÅ‚em sobie pytanie. Niepotrzebnie, dodaÅ‚em. Bogowie wstydziliby siÄ™ patrzeć na tych ludzi, których można tylko nazwać petentami czekajÄ…cymi na audiencjÄ™ u króla.
Ominąłem wszystkich, kierując się prosto do wejścia. Powiedziałem wartownikowi, że jestem ojcem Gordianusa Metona i chcę się widzieć z synem.
– Nie ma go. WyszedÅ‚ w jakiejÅ› sprawie tuż przed poÅ‚udniem.
– Wiem, wÅ‚aÅ›nie na spotkanie ze mnÄ…. MuszÄ™ znów z nim porozmawiać.
– Kiedy on jeszcze nie wróciÅ‚.
– Nie? A nie wiesz, gdzie może być?
– Powinien być tutaj, ale go nie ma. Wiem, bo wÅ‚aÅ›nie przed chwilÄ… imperator o niego pytaÅ‚.
– Aha. Możesz mu przekazać ode mnie wiadomość, kiedy wróci?
– OczywiÅ›cie.
– Powiedz mu, że muszÄ™ siÄ™ z nim pilnie widzieć. Niech przyjdzie jak najszybciej. BÄ™dÄ™ czekaÅ‚ na niego w domu.
Tego dnia Meto nie przyszedł, nie przysłał też żadnej wiadomości. Następnego ranka znów wybrałem się do Regii. Na posterunku stał ten sam wartownik, spytałem go więc o syna.
– Nie ma go tutaj – odpowiedziaÅ‚, patrzÄ…c przed siebie z kamiennÄ… twarzÄ….
– A gdzie jest?
– Nie mogÄ™ powiedzieć.
– PrzekazaÅ‚eÅ› mu wczoraj mojÄ… wiadomość?
Wartownik zawahał się i dopiero po chwili rzekł znowu, że nie może powiedzieć.
– Jak to nie możesz?
– W ogóle nie powinienem z tobÄ… rozmawiać. Idź lepiej do domu.
Zimny ciężar legł mi na sercu. Coś musiało się stać.
– ChcÄ™ odnaleźć syna – powtórzyÅ‚em. – JeÅ›li bÄ™dzie trzeba, stanÄ™ w tej kolejce i poczekam na widzenie z Cezarem.
– Nie radzÄ™. I tak ciÄ™ nie przyjmie.
– Dlaczego?
Żołnierz w końcu spojrzał mi w oczy.
– Idź do domu, zarygluj drzwi i z nikim nie rozmawiaj. Jak imperator bÄ™dzie chciaÅ‚ ciÄ™ widzieć, sam po ciebie poÅ›le. Mam nadziejÄ™... dla twojego dobra... że tego nie zrobi.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Wartownik milczał i znów przybrał pozę posągu, zapatrzony gdzieś w dal. Zniżyłem głos do szeptu i spytałem:
– Znasz mojego syna?
– MyÅ›laÅ‚em, że znam.
– Co siÄ™ z nim staÅ‚o? Powiedz mi, proszÄ™!
Widziałem, jak drga mu zaciskana szczęka.
– ZniknÄ…Å‚ – wykrztusiÅ‚ w koÅ„cu.
– ZniknÄ…Å‚? Gdzie?
Spojrzał na mnie niemal ze współczuciem.
– Mówi siÄ™, że uciekÅ‚ do Massilii, by przyÅ‚Ä…czyć siÄ™ do Lucjusza Domicjusza. Nie wiedziaÅ‚eÅ›?
Spuściłem oczy. Czułem, jak palą mnie policzki.
– Meto zdrajcÄ…... Kto by pomyÅ›laÅ‚?
W głosie żołnierza nie było złości. On naprawdę mi współczuł.
Zrobiłem, jak mi radził. Powlokłem się do domu, zabarykadowałem drzwi, zamknąłem się w gabinecie i z nikim nie rozmawiałem. Czy ucieczka Metona była wynikiem długich rozważań, czy aktem rozpaczy niedoszłego skrytobójcy, obawiającego się zdemaskowania? Gdybym znalazł skrytkę Numeriusza zaledwie chwilę wcześniej, kiedy Meto był jeszcze ze mną, czy mimo to uciekłby do Massilii? Rozgrzebałem machinalnie popiół w palenisku, rozmyślając nad kolejnym żartem, jaki sobie moim kosztem urządzili bogowie.
Rozdział 25