Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- Szarzy - kontynuował - polują za pomocą zarówno wzroku, jak i węchu, nocne ogary zaś tylko za pomocą węchu...ROZDZIAł 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy użyciu kciukaWyciągnij przed siebie rękę z podniesionym kciukiem...tego odczuwał wstyd i skrępowanie widząc, że brat zachowuje się tak swobodnie w towarzy- stwie Nany, że śmieje się głośno i uczestniczy w ogólnej zabawie...Jessika w zamyśleniu zacisnęła usta, widząc przez okno łagodne oznaki wiosny...znajduje się w pobliżu, a widząc odchodzącego kapitana, raz jeszcze błagali go, żeby się za nimi wstawił...duymi trudnociami pewnych umiejtnoci, ktre dzieci widzce nabywajzupenie atwo...zapalnych narzdu wzroku...wzrokuDereallzaca wiziZjednoczeniu cia, narastajcemu podnieceniu, szczytowaniu towarzyszy zmiana scenerii wspycia przebiegajca w wyobrani...Pierwszy kasjer sprawdza konto i odnotowuje jego stan ($100), ale coś odrywa go do telefonu...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Dwóch z tutejszej stróży, dwóch naszych i dwóch... tamtych - powiedział, ściągając skraj zesztywniałej tkaniny. - Zobaczcie, jeśli chcecie.
- Ciri, odejdź.
- Też chcę zobaczyć! - dziewczynka wychyliła się zza niego, patrząc na trupy z otwartymi ustami.
- Odejdź, proszę. Zajmij się Triss.
Ciri fuknęła niechętnie, ale usłuchała. Geralt podszedł bliżej.
- Elfy - stwierdził, nie kryjąc zdumienia.
- Elfy - potwierdził żołnierz. - Scoia'tael.
- Kto?
- Scoia'tael - powtórzył żołdak. - Leśne bandy.
- Dziwna nazwa. To znaczy, jeśli się nie mylę, „Wiewiórki”?
- Tak, panie. Właśnie Wiewiórki. Tak się sami zowią w elfim języku. Jedni mówią, że dlatego, że czasem ogony wiewiórcze noszą u kołpaków i czapek. Inni zaś, że to przez to, że w boru mieszkają, orzeszkami się karmią. Utrapienie z nimi coraz większe, powiadam wam.
Geralt pokręcił głową. Żołnierz nakrył zwłoki płótnem, wytarł ręce o kaftan.
- Chodźcie - powiedział. - Nie ma co tu stać, powiodę was do komendanta. Chorą zajmie się nasz dziesiętnik, jeśli potrafi. Umie przypalać i zszywać rany, nastawiać kości, to może i leki potrafi bełtać, kto go wie, to łebski chłop, góral. Chodźcie, panie wiedźmin.
W chacie mytnika, zadymionej i ciemnej, trwała właśnie ożywiona, hałaśliwa dyskusja. Krótko ostrzyżony rycerz w kolczudze i żółtej tunice pokrzykiwał na dwóch kupców i włodarza, czemu z dość obojętną i ponurą miną przyglądał się mytnik z zabandażowaną głową.
- Powiedziałem, nie! - rycerz walnął pięścią w rozklekotany stół i wyprostował się, poprawiając ryngraf na piersi. - Dopokąd nie wrócą podjazdy, nie ruszycie mi się stąd! Nie będziecie plątać się po gościńcach!
- Mus mi we dwa dni w Daevon być! - rozdarł się włodarz, podsuwając pod oczy rycerza krótki nakarbowany kij z wypalonym znakiem. - Powód wiodę! Jeśli się spóźnię, komornik głowę mi urwie! Poskarżę się u wojewody!
- A poskarż, poskarż - zadrwił rycerz. - A radzę, wymość sobie pierwej portki słomą, bo wojewoda tęgo potrafi kopnąć. Ale na razie ja tu rozkazuję, bo wojewoda daleko, a twój komornik łajno dla mnie. O, Unist! Kogo to prowadzisz, setniku? Jeszcze jeden kupiec?
- Nie - odpowiedział setnik z ociąganiem. - To wiedźmin, panie. Jego miano jest Geralt z Rivii.
Ku zaskoczeniu Geralta rycerz uśmiechnął się szeroko, podszedł i wyciągnął rękę do powitania.
- Geralt z Rivii - powtórzył, wciąż uśmiechnięty. - Słyszałem o was, i to z nie byle jakich ust. Co was tu sprowadza?
Geralt wyjaśnił, co go sprowadza. Rycerz przestał się uśmiechać.
- Nie trafiliście w dobrą porę. Ani okolicę. Mamy tu wojnę, panie wiedźminie. Po lasach kluczy banda Scoia'tael, nie dalej jak wczoraj ścięliśmy się z nimi. Czekam tu na posiłki i zaczynamy obławę.
- Wojujecie z elfami?
- Nie tylko z elfami. Cóż to, wy, wiedźmin, nie słyszeliście o Wiewiórkach?
- Nie. Nie słyszałem.
- Gdzie tedy bytowaliście ostatnie dwa lata? Za morzami? Bo tu u nas, w Kaedwen, Scoia'tael zadbali o to, by było o nich głośno, tak, postarali się o to nieźle. Pierwsze bandy pojawiły się, ledwo wybuchła wojna z Nilfgaardem. Skorzystały, przeklęte nieludy, z naszych trudności. Myśmy bili się na południu, a oni na tyłach zaczęli wojnę podjazdową. Liczyli na to, że Nilfgaard nas zmiażdży, zaczęli krzyczeć o końcu ludzkiego panowania, o powrocie dawnych porządków. Ludzi do morza! Takie ich hasło, pod takim mordują, palą i grabią!
- To wasza wina i wasze nynie zmartwienie - odezwał się ponuro włodarz, uderzając po udzie zaciętym kijem, oznaką swej funkcji. - Wasze, wielmożów i pasowanych. Wyście to nieludzi gnębili, żyć im nie dawali, to i macie teraz. A my tędy zawsze powody wodziliśmy i nikt nam nie zawadzał. Wojsko nam potrzebne nie było.
- Co prawda, to prawda - powiedział jeden z milczących do tej pory, siedzących na ławie kupców. - Nie groźniejsze są Wiewiórki od zbójców, którzy grasowali tu po drogach. A za kogo elfy wzięły się najpierw? Waśnie za zbójców.