Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Naradziliśmy się po cichu. Wypadło z tego, aby Atkinsa i dwóch najzuchwalszych odpro-
wadzić do jaskini, do reszty zaś przemówić, dać im zupełne przebaczenie, pod warunkiem,
aby dopomogli do odzyskania okrętu.
Podczas gdy Piętaszek z podróżnym i jednym z najzaufańszych majtków konwojowali
więźniów, niosąc z sobą żywność dla nich i schwytanych poprzednio, odbyliśmy naradę
względem zdobycia na powrót statku.
Przede wszystkim należało zbadać usposobienie majtków, obdarzonych przebaczeniem, o
ile mają chęć wspierać nasz zamiar.
Kazałem ich przywołać do siebie.
108
Ciemność taka panowała wokoło, że nie mogli widzieć, jak wielka była liczba wojska pod
moimi rozkazami.
– Słuchajcie i zważcie pilnie, co wam powiem. Mógłbym was wszystkich kazać natych-
miast rozstrzelać, a moim ludziom kazać zdobyć statek i wywieszać całą obsadę, ale kapitan
wasz, być może za gorąco, wstawia się za wami. Jeden tylko jest sposób zasłużenia sobie na
łaskę. Jeśli o własnych siłach odzyskacie okręt, natenczas wam przebaczę, jeżeli nie, rozkażę
mym bateriom rozpocząć ogień przeciwko statkowi, wyślę łodzie na jego zdobycie, a wów-
czas wszyscy będziecie wisieć na rejach.
– Ekscelencjo, zawołał Smith, przysięgamy wam na wszystko, że będziemy walczyć do
ostatniej kropli krwi, walczyć jak szatani, aby odzyskać cześć i dobre imię, a dać dowód ka-
pitanowi, że nas tylko uwiedziono.
Siły, którymi mogliśmy uderzyć na okręt, stojący na kotwicy, składały się z czterech jeń-
ców, wziętych w lesie podczas bitwy, że jednak jeden był ranny w bok, zatem na trzech tylko
można było liczyć, następnie dwóch wziętych ze straży czółna, pięciu, którzy w tej chwili
zaprzysięgli wierność, na koniec kapitana, porucznika i podróżnego; razem trzynastu. Ja z
Piętaszkiem nie należeliśmy do wyprawy, gdyż należało strzec zamku i sześciu uwięzionych
w jaskini.
Natychmiast wzięto się do naprawy przedziurawionych statków, co poszło bardzo prędko.
Założyliśmy na powrót maszty, stery i żagle. W szalupę wsiadł kapitan, podróżny i pięciu
majtków, na drugim czółnie płynąć miał porucznik i pięciu innych majtków. Zanim odbito od
brzegu, przemówiłem raz jeszcze do obsady:
– Płyńcie z Bogiem i sprawcie się dobrze, a zaręczam wam słowem gubernatorskim, że
wszystko pójdzie w niepamięć. Lecz jeżeli za godzinę nie usłyszę umówionego z kapitanem
sygnału na znak odzyskania okrętu, natychmiast zasypię was kulami z moich baterii. – Po
czym, odwróciwszy się do Piętaszka, rzekłem rozkazująco:
– Niechaj porucznik Dickby i kadet Maxwell wsiądą natychmiast w kanonierki i przetną
okrętowi drogę do ucieczki. Po dwudziestu ludzi na każdym statku będzie dosyć. Płynąć stro-
ną przeciwną, a w razie przedłużenia się buntu, żadnemu nie dawać pardonu.
– Yes, mylord, odrzekł Piętaszek, odchodząc niby dla spełnienia moich rozkazów.
Nareszcie wyprawa odpłynęła. Ostatnie słowa moje musiały nawróconym majtkom napę-
dzić strachu i zachęcić ich do użycia wszelkich sił do odzyskania okrętu, gdyż w razie niepo-
wodzenia, groziła im śmierć od mniemanych baterii i szalup kanonierskich.
W trzy kwadranse później, około samej północy, trzy wystrzały działowe z okrętu dały mi
znać, że się wszystko powiodło szczęśliwie. Aby załogę utrzymać w mniemaniu, że baterie w
istocie znajdują się na wyspie, wypaliłem po trzykroć z mej sześciofuntówki, znajdującej się
na strażnicy. To, jak mi później opowiadał kapitan, wywarło bardzo zbawienny wpływ i zjed-
nało mi nie tylko ślepe posłuszeństwo, lecz nawet poświęcenie, gdyż okazałem się wspania-
łomyślnym, mogąc, a nie karząc śmiercią wichrzycieli.
Ucieszony powodzeniem, czując się nadzwyczaj zmęczony, poszedłem z Piętaszkiem do
zamku, a po chwili obaj spaliśmy jak zabici. Nad ranem zbudził nas bardzo bliski wystrzał
działowy. Wybiegłem na strażnicę i ujrzałem kapitana, płynącego ku brzegowi w szalupie.
Okręt zaś stal na kotwicy o paręset sążni od wyspy.
Włożywszy paradny mundur, znaleziony na portugalskim okręcie, kapelusz i szpadę, wy-
biegłem naprzeciw kapitana, który właśnie wylądował. Ujrzawszy mnie, rzucił mi się na szyję
i zaczął ściskać, mówiąc:
– Zbawco mój, przyjacielu! Oto twój okręt ze wszystkim, co się na nim znajduje.
– A więc przecież po czternastu latach wygnania ujrzę moją ojczyznę! Bóg zlitował się na-
de mną i położył koniec długiej pokucie. Myśl ta wycisnęła łzy z moich oczu. Mimo usilnego