Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Nie! Nie chcÄ™!PrzetoczyÅ‚ siÄ™ w nim krzyk zrodzony z czarnej gÅ‚Ä™bi ciszy, w której pogrążona byÅ‚a tak znaczna część umysÅ‚u Gaynesa - krzyk rozdarÅ‚...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...Gdyby wciąż byÅ‚a wolna, mogÅ‚aby chcieć poÅ›lubić go z obowiÄ…z­ku, bÄ…dź co bÄ…dź miaÅ‚a ojca puÅ‚kownika...PanowaÅ‚ gÅ‚uchy spokój, jakby ziemia byÅ‚a jednym wielkim grobem! staÅ‚em tam pewien czas, myÅ›lÄ…c głównie o żyjÄ…cych, którzy - zagrzebani gdzieÅ› po...stawa³y obok czeskich przeciw cesarzowi, wtedygodnoœæ cesarska piastowan¹ by³a w³aœnie przezkrólów czeskich...opiekuna, w gÅ‚Ä™bi duszy byÅ‚a jednak rada, że może ofiarować czÅ‚owiekowi, który tak wysoko jÄ… oceniÅ‚, fortunÄ™ co najmniej równÄ… majÄ…tkowi, jaki...MusiaÅ‚ jednak wspiąć siÄ™ na górÄ™, a już miaÅ‚ duże opóźnienie w stosunku do planu, jedynym zaÅ› pocieszeniem, jakie sÅ‚yszaÅ‚ zewszÄ…d, byÅ‚a wola Allaha...Z poczÄ…tku Ayla byÅ‚a przekonana, że przypadkowe zachowania swych półdzikich przyjaciół niepotrzebnie bierze za przejaw celowego dziaÅ‚ania, lecz po dÅ‚uższej...Bohaterka ballady byÅ‚a niemoralnÄ… kobietÄ…, która wolaÅ‚a spać pod goÅ‚ym niebem niż na puchowym posÅ‚aniu...Osada byÅ‚a od nas oddalona o kilkaset jardów, lecz leżaÅ‚a na uboczu, po drugiej stronie sÄ…siedniej zatoki...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Pomyślała po raz kolejny, że Wschód jest dziwnym miejscem na ziemi.
- Jeszcze jeden dżin z sokiem pomarańczowym i whisky - zakomenderował Marcus.
- Chyba nie powinnam...
- Ależ tak, tak, powinna pani. To słabiutkie.
- Chodzi mi o doktora Rathbone'a - nalegała Victoria.
- Ta pani Hamilton Clipp... co za dziwne nazwisko... z którą pani przyjechała, jest zdaje się Amerykanką. Lubię Amerykanów, a najbardziej Anglików. Amerykanie są zawsze bardzo smutni. Chociaż czasami, tak, potrafią się zabawić. Pan Summers - zna go pani? - pije strasznie dużo, jak przyjeżdża do Bagdadu, śpi przez trzy dni i nie budzi się. To już przesada. To jest nieładnie.
- Proszę mi pomóc - powiedziała Victoria. Marcus był wyraźnie zdziwiony.
- Oczywiście, pomogę pani. Zawsze pomagam, jak kogoś lubię. Pani powie, co pani chce, a wszystko zaraz będzie.
Stek na zamówienie albo bardzo dobry indyk z ryżem i rodzynkami, i ziołami, albo małe kurczaczki.
- Nie chcę kurczaczków - powiedziała Victoria. - W każdym razie nie teraz - dodała na wszelki wypadek. - Chcę odnaleźć tego Rathbone'a. Doktor Rathbone. Dopiero co przyjechał do Bagdadu. Ze swoim... ze swoim sekretarzem.
- Nie wiem - powiedział Marcus. - Nie mieszka w Tio. Sugestia była wyraźna: kto nie mieszka w Tio, nie istnieje dla Marcusa.
- Ale są inne hotele - nalegała Victoria. - A może ma tu dom?
- Tak, są inne hotele. Babylonian Pałace, Sennacherib, Zobeide. To dobre hotele, ale nie takie jak Tio.
- Na pewno nie takie - zapewniła Victoria. - Ale nie wie pan, czy doktor Rathbone zatrzymał się w którymś z nich?
Prowadzi jakieś towarzystwo, coś, co ma związek z kulturą, z książkami.
Na wzmiankę o kulturze Marcus stał się bardzo poważny.
- Tego właśnie potrzebujemy - powiedział. - Musi być kultura. Sztuka, muzyka - to mi się bardzo, bardzo podoba.
Lubię sonaty skrzypcowe, jak nie są za długie.
Victoria szczerze się z nim zgadzała, zwłaszcza z tym, co powiedział na końcu, ale widziała, że nie zbliża się ani na krok do celu. Rozmowa z Marcusem była bardzo zabawna, a Marcus był naprawdę uroczy z tym swoim dziecięcym entuzjazmem do życia, tylko dialog z nim przypominał wysiłki bohaterki przygód Alicji w Krainie Czarów, by znaleźć ścieżkę prowadzącą na pagórek. Ach ten Marcus! Każdy temat wiódł do punktu wyjścia.
Odmówiła następnego drinka i wstała. Trochę kręciło się jej w głowie. Koktajle Marcusa nie były wcale słabe.
Wyszła na taras, oparła się o poręcz i stała, patrząc na rzekę. Nagle z tyłu usłyszała głos.
- Przepraszam, ale powinna pani włożyć żakiet. Tak, tak, wydaje się wam, że to lato, kiedy przyjeżdżacie z Anglii, tutaj po zachodzie słońca robi się bardzo zimno.
Była to ta sama Angielka, która wcześniej rozmawiała z panią Clipp. Miała zachrypnięty głos osoby trenującej i nawołującej psy wyścigowe. Nosiła futro, kolana okryła pledem i sączyła whisky z wodą sodową.
- Dziękuję pani za radę - powiedziała Victoria i zamierzała się oddalić, ale nic z tego.
- Pani pozwoli, że się przedstawię. Cardew Trench jestem - implikacja była oczywista: z tych Cardew Trenchów. -
Przyjechała pani z panią... zaraz, zaraz... Hamil-ton Clipp?
- Tak - odparła Victoria.
- Powiedziała mi, że jest pani siostrzenicą biskupa Llangow.
Victoria zmobilizowała się.
- Naprawdę? - spytała z odpowiednią dozą rozbawienia.
- Zapewne coś przekręciła?
- Amerykanie często przekręcają nasze nazwiska. To trochę brzmi jak Llangow. Mój wuj - powiedziała improwizując naprędce - jest biskupem Languao.
- Languao?
- Tak, na archipelagu na Oceanie Spokojnym. Jest biskupem kolonialnym, rzecz jasna.
- Ach, tak, biskup kolonialny - powiedziała pani Cardew Trench, zniżając głos o dobre trzy tony.
Victoria przewidziała trafnie - pani Cardew Trench nie miała pojęcia o biskupach kolonialnych.
- To tłumaczy wszystko - dodała pani Cardew Trench. “I to bardzo dobrze, jak na tak błyskawiczny skok na głęboką wodę" - pomyślała z dumą Victoria.
- A co pani tutaj robi? - spytała pani Cardew Trench
z tym bezlitosnym zainteresowaniem, pod którym kryje się zazwyczaj wrodzona ciekawość.
“Szukam chłopca, z którym rozmawiałam przez kilka minut na skwerku w Londynie" - takiej odpowiedzi Victoria udzielić nie mogła. Odparła, mając w pamięci fragment z gazety i to, co oświadczyła pani Clipp:
- JadÄ™ do wujka, doktora Pauncefoot Jonesa.
- Ach, więc to pani wujek? - pani Cardew Trench była wyraźnie uradowana, że “umiejscowiła" Victorię. - To uroczy człowiek, chociaż trochę roztargniony, to chyba zresztą naturalne. Byłam na jego odczycie w Londynie w zeszłym roku, doskonały wykład, chociaż słowa z niego nie zrozumiałam. Tak, przejeżdżał przez Bagdad ze dwa tygodnie temu. Wspominał, że dojadą do niego jakieś dziewczyny.
Victoria, mając już ustalony status, prędko wyrwała się z pytaniem.
- Nie wie pani, czy jest tu doktor Rathbone? - spytała.