Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.FILOZOFIA OBRONĄ WIARY7 W końcu do dyscyplin filozoficznych należy także to, by strzegły one sumiennie prawd przekazanych do wierzenia z natchnienia bożego i...wyjątkiem dwóch tylko legionów oraz Ilirii wraz z Galią z tej strony Alp położoną, które chciał zatrzymać, dopóki nie zostanie konsulem...Tymczasem przez bagno przetoczyły się dwa kolejne szturmy, oba zakończone taką samą klęską jak pierwszy – Irlandczycy nie tylko zatrzymywali natarcie...Zatrzymał się w pobliskim pubie na obiedzie, potem szybko wrócił do Chaty Nadziei, przebrał się w luźne spodnie i włożył kurtkę przeciwdeszczową...Linia frontu zatrzymała się tuż przed granicami naszego miasta, dzięki temu Armia Czerwona bez przeszkód zajęła Świebodzice...- Cudownie, że się w końcu zjawiłeś - mówiła przed nim złotowłosa dziewczyna, nie zadając sobie trudu, żeby odwrócić głowę...W końcu zdjęła pokrowiec z krzeseł madame de Pompadour, wysunęła jedno i siadła, żeby zebrać myśli...Euryklesa za swego przyjaciela, często szczodrze go obdarzał i w końcu namówił, aby rzecz wyjawił Herodowi...W końcu dałem za wygraną, powiedziałem im, żeby sami sobie tańczyli i wróciłem do swojej kajuty...Za każdym razem, kiedy zatrzymywali się na odpoczynek wiązali Singera bardziej szorstkim sznurem niż w Czarzenie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Goodgulf i Moxie zasnęli natychmiast po krótkiej grze w kości (Moxie przegrał) i Pepsi też położył się, udając pogrążonego we śnie. Jednak kiedy jego towarzysze zaczę­li miarowo chrapać, powoli wyślizgnął się ze swego namiociku i przetrząsnął juki Czarodzieja. Znalazł w nich czarną kulę, którą Goodgulf tak starannie schował.
Była mniejsza od melona, chociaż większa od piłki plażowej. Jej powierzchnia była gładka; tylko małe, owalne okienko ukazy­wało czarne wnętrze.
Presto pręgo Trud, brud biada Rollo balonik Podia czekolada!
- Magiczna kula! - wykrzyknął. - Spełniająca życzenia. Chochlik zamknął oczy i zażyczył sobie kufel piwa oraz beczkę opiekanych sznycli cielęcych. Rozległo się ciche puf i wokół rozeszła się chmura gęstego dymu, po czym Pepsi ujrzał przed sobą monstrualne, niewypowiedzianie brzydkie oblicze, wykrzywione złośliwym, groźnym grymasem.
- Mówiłem ci, żebyś trzymał swoje łapy z daleka od tego! - wrzasnął Czarodziej, wściekle łopocząc połami szaty.
- Ej, chciałem sobie tylko popatrzeć - skomlił Pepsi. Goodgulf wyrwał mu kulę i przeszył go wzrokiem.
- To nie do zabawy - rzucił szorstko. - Ta kula to cudow­ny mallomar, magiczne cośtam elfów, uznane za zaginione dawno temu, w Epoce Kamienia Lizanego.
- Czemu nie mówiłeś tak od razu? - spytał retorycznie Pepsi.
- Za pomocą tego mallomaru starożytni zgłębiali tajemnice przyszłości i zaglądali w serca ludzi.
- Coś w rodzaju Ching? - spytał sennie Moxie.
- Patrz uważnie! - nakazał Goodgulf.
Oba chochliki patrzyły z zainteresowaniem, gdy mag robił zagadkowe gesty nad kulą i mruczał dziwne zaklęcie.
Hokus pokus Loco Parentis Jackie Onassis Dino de Laurentiis!
Na oczach wystraszonych chochlików kula rozjarzyła się. Goodgulf nadal mruczał zaklęcia.
Kwik - kwak kwadruplag! Quodnam quichote! Period pernod! Pnin peyote!
Nagle kula jakby rozświetliła się skrzącą poświatą i wydała cichy, drżący dźwięk. Przez ten niski pomruk Pepsi usłyszał głos
Goodgulfa.
- Powiedz mi, o czarodziejski mallomarze, czy Sorhed zo­stanie pokonany, czy też zwycięży? Czy czarna chmura Zguby ogarnie całe Śródziemie Dolne, czy też z upadkiem złego maga zapanuje powszechna szczęśliwość?
Pepsi i Moxie ze zdumieniem ujrzeli, jak w powietrzu zaczęły się formować ogniste litery, które miały przepowiedzieć wynik nadchodzącego boju z Panem Ciemności. Z niedowierzaniem przeczytali: “Odpowiedź mętna, spytać ponownie później".
VIII
LEGOWISKO STUPORY ORAZ INNE GÓRSKIE KURORTY
Frito i Spam bez tchu wdrapali się na szczyt małego wzniesie­nia i spojrzeli na rozpościerającą się wokół równinę, przerywaną jedynie nagłymi wzlotami i upadkami, na hałdy żużla, fabryki tekstyliów i młyny prochowe Fordom. Frito usiadł na krowiej czaszce, a Spam wyjął z bagażu pudełko z serem i krakersami.
W tejże chwili usłyszeli dźwięk spadających kamieni, nadeptywanych gałązek i głośno wydmuchiwanego nosa. Oba chochliki zerwały się na równe nogi, a szary, łuskowaty stwór na czterech nogach powoli przywlókł się do nich, hałaśliwie obwąchując ziemię.
- O żesz ty! - zawołał Frito, uskakując przed paskudnym stworzeniem. Spam wyjął swój myśliwski scyzoryk otrzymany od elfów i cofnął się, a serce podeszło mu do gardła razem z lepką kulą krakersów.
Stwór spojrzał na nich złowrogo zezującymi oczyma, uśmiech­nął się lekko, ze znużeniem stanął na tylnych łapach, przednie założył na plecy i zaczął żałośnie pogwizdywać.
Nagle Frito przypomniał sobie opowieść Dilda o znalezieniu Pierścienia.
- Ty musisz być Goddamem! - pisnął. - Co tu robisz?
- No cóż - odparł stwór, mówiąc bardzo wolno. - Niewie­le. Szukałem tylko pustych butelek, żeby zapłacić za sztuczne płuco mojej siostry. Oczywiście, od czasu jak zrobili mi operację, nie jestem już sobą. Chyba po prostu mam pecha. To zabawne, że nigdy nie można przewidzieć, co spotka człowieka. O rany, jak zimno. Musiałem zastawić płaszcz, żeby kupić osocze dla mojej ulubionej gęsi.
Spam rozpaczliwie usiłował unieść ołowiane powieki, ale z przeciągłym ziewnięciem osunął się na ziemię.
- Ty łajdaku - wymamrotał i zasnął.
- A więc odchodzę - rzekł Goddam, potrząsając głową. - No cóż, wiem, kiedy mnie nie chcą - powiedział, po czym usiadł i poczęstował się elfową melbą z chochlikowych zapasów.
Frito kilkakrotnie spoliczkował się i wykonał kilka ćwiczeń oddechowych.
- Słuchaj no, Goddam - zaczął.