Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ktoś musiał mu pożyczyć pieniądze.
- Ale to wszystko jest mało przekonujące - zaoponowałem.
- Jest tego więcej. Często się zdarza, że słowa, które wypowiadamy metaforycznie, brane są dosłownie. Bywa i odwrotnie. W tym przypadku słowa, które miały znaczenie dosłowne, potraktowano jak metaforę. Młody Bleibner napisał wyraźnie: Jestem trędowaty, ale nikt nie uświadomił sobie, że zastrzelił się, ponieważ wierzył, iż nabawił się tej strasznej choroby. - Co takiego? - wykrzyknąłem. - Był to chytry pomysł szatańskiego umysłu. Młody Bleibner cierpiał na jakąś niegroźną chorobę skórną; wcześniej mieszkał na wyspach Morza Południowego, gdzie trąd występuje dosyć często. Nawet mu się nie śniło podawać w wątpliwość słów Amesa, dawnego kolegi i cenionego lekarza. Kiedy tu przyjechałem, moje podejrzenia padły na Harpera i doktora Amesa, ale wkrótce uświadomiłem sobie, że tylko doktor mógł popełnić i zatuszować te zbrodnie, a od Harpera dowiedziałem się, że już wcześniej znal młodego Bleibnera, który bez wątpienia wcześniej czy później ubezpieczył się na życie albo sporządził testament na korzyść doktora. Ten dostrzegł możliwość zdobycia majątku. Bez trudu zainfekował pana Bleibnera śmiertelnymi zarazkami. Następnie jego bratanek, ogarnięty rozpaczą po usłyszeniu wiadomości, jaką przekazał mu przyjaciel, strzelił
do siebie. Pan Bleibner, bez względu na to, jakie miał zamiary, nie pozostawił testamentu.
Jego fortuna przeszłaby na bratanka, a potem na doktora.
- A pan Schneider?
- Tu nie mam pewności. Nie zapominaj, że również znał młodego Bleibnera i mógł
coś podejrzewać albo też doktor mógł pomyśleć, że jeszcze jedna śmierć pozbawiona motywu wzmocni istniejący już przesąd. Powiem ci też o pewnej psychologicznej prawidłowości, Hastings. Morderca zawsze odczuwa silną pokusę, aby jeszcze raz dokonać uwieńczonej powodzeniem zbrodni, popełnianie jej bowiem sprawia mu coraz większą przyjemność. Stąd moje obawy o młodego Willarda. W postać Anubisa, którego widziałeś dziś wieczorem, wcielił się Hasan, przebrał się na moje polecenie. Chciałem zobaczyć, czy uda mi się przestraszyć doktora. Ale żeby go przestraszyć, trzeba by czegoś więcej niż siły nadprzyrodzone. Widziałem, że pozory mojej wiary w okultyzm nie zdołały go oszukać. Ta mała komedia, którą dla niego zagrałem, nie wyprowadziła go w pole. Zacząłem podejrzewać, że będzie próbował uczynić ze mnie następną ofiarę. Ach, ale pomimo la mer maudite, odrażającego upału i dokuczliwego piasku szare komórki nie przestały pracować!
Okazało się, że Poirot miał całkowitą rację. Młody Bleibner kilka lat wcześniej w napadzie pijackiej wesołości sporządził żartobliwy testament. Napisał w nim: papierośnicę, która zawsze tak bardzo mu się podobała, i wszystko inne, w posiadaniu czego będę w chwili śmierci, zostawiam mojemu drogiemu przyjacielowi Robertowi Amesowi, który niegdyś ocalił
mi życie, ratując przed niechybnym utonięciem.
Sprawa ta, na ile to było możliwe, została zatuszowana i do dzisiejszego dnia ludzie mówią o niepojętym łańcuchu zgonów, jakie nastąpiły po otwarciu grobowca Men-her-Ra, traktując to jako dowód koronny świadczący o zemście faraona na osobach profanujących jego grobowiec, choć przeświadczenie to, na co zwrócił moją uwagę Poirot, jest całkowicie sprzeczne z egipską religią i nauką.
Kradzież w hotelu Grand Metropolitan
- Poirot - powiedziałem - krótka przerwa w pracy dobrze by ci zrobiła.
- Tak uważasz, mon ami?
- Jestem tego pewien.
- Aha - odparł mój przyjaciel, uśmiechając się. - A więc wszystko jest już przygotowane!
- Zgadzasz siÄ™?
- A gdzie zamierzasz mnie zabrać?
- Do Brighton. Prawdę powiedziawszy, mój znajomy z City powiadomił mnie o
pewnej bardzo korzystnej transakcji i, no cóż, teraz, jak to się mówi, mam pieniędzy jak lodu.
Sądzę, że weekend w Grand Metropolitan sprawiłby nam obu dużą przyjemność.
- Dziękuję za zaproszenie, przyjmuję je z prawdziwą wdzięcznością. Masz dobre serce, skoro pomyślałeś o takim staruszku jak ja. A swoją drogą, dobre serce warte jest tyle co wszystkie szare komórki. Tak, tak, sam zdaję się często o tym zapominać.
Nie byłem zachwycony tą implikacją. Wydaje mi się, że czasem Poirot nie docenia moich zdolności umysłowych. Ale jego zadowolenie było tak oczywiste, że starałem się opanować lekką irytację.
- A zatem uzgodnione - powiedziałem pośpiesznie.